“Payback”, “Gold Skies”, “Gecko” i nie tylko. Oto 50 największych EDMowych klasyków 2014 roku

W tym tekście znajdziecie numery, które ukształtowały część generacji obecnych trzydziestolatków. I to nie jest przesada – wiemy, co mówimy.

pdc

Alan Walker – Fade

2014 był rokiem, w którym coraz większą rolę zaczęły stanowić specyficzne dość z tamtejszego punktu widzenia elektroniczne kawałki. Ich punktem wspólnym było miejsce wydania – konkretnie youtube’owy kanał No Copyright Sounds (czyli NCS). Najbardziej jaskrawym przykładem zrobienia kariery poprzez tworzenie utworów do kompilacji z gier jest Alan Walker. Jego “Fade” pod oryginalnym uploadem zrobiło bazylion wyświetleń, ale… nie zweryfikujemy tego. Utworu na kanale NCS już nie znajdziemy. Sukces instrumentalu był jednak tak duży, że w 2015 roku ukazała się wersja wokalna. Efekt widać w liczbach – ponad 2 miliardy na Spotify, niemal 4 miliardy pod klipem na YouTube. Monstrualne.

Dimitri Vegas & Like Mike x Martin Garrix – Tremor

Kanon kultowych festiwalowych motywów wzbogacił się chyba już na stałe o wspólny kawałek młodego Holendra i braci Thivaios. “Tremor” zna zdecydowana większość fanów EDMu i festiwali i o powtórkę takiego sukcesu w roku 2023 chyba już będzie naprawdę ciężko…

pdc

Galantis – Runaway (U & I)

Prime moment szwedzkiego duetu, którego gwiazda – niestety – z biegiem lat trochę zbladła. Wydane na jesieni 2014 roku “Runaway (U & I)” przyjęło się także w polskich stacjach radiowych, co w ostatnich latach byłoby chyba już nie do pomyślenia. Panowie w Galantis trafili w naprawdę dobry moment na scenie muzycznej i – jak pokazuje historia – po dziś dzień udaje im się utrzymać w tanecznym mainstreamie. Choć nieco szkoda, że nie w takim stylu, w jakim udało im się do tego mainstreamu wejść.

pdc

David Guetta feat. Sam Martin – Lovers On The Sun

Wylansowany w 2013 roku przez świętej pamięci Avicii’ego “country house” szybko znalazł naśladowcę, i to ze światowego topu. “Lovers On The Sun” bardzo mocno przypominało to, co wymyślił wcześniej Tim, i to pozwoliło w pewnym stopniu wrócić Francuzowi na szczyty list przebojów.

Kygo – Firestone

Norweski producent właśnie temu utworowi może zawdzięczać sporo. Choć wcześniej było o nim głośno wśród fanów EDMu za sprawą tropical house’owych remixów, to dopiero “Firestone” otworzyło mu furtkę do masowego słuchacza.

Deorro – Five Hours

Melbourne bounce, ale to Deadmau5 – takie porównanie przychodziło nam do głowy już w momencie, kiedy ten kawałek się ukazywał. Użycie charakterystycznych, progressive house’owych akordów w połączeniu z dobrze użytymi vocal chopami dały w efekcie końcowym chyba najlepszy ever kawałek Deorro. Co ciekawe, grana później w stacjach radiowych wersja z wokalem… nie była tak zła, czego o wielu innych instrumentalnych singlach z dołożonymi zwrotkami powiedzieć nie można.

Tove Lo – Habits (Hippie Sabotage Remix)

Jeśli wpiszecie w wyszukiwarce na YouTube frazę “ą ą”, to wyskoczy wam właśnie ten kawałek. I niech samo to świadczy o tym, że to właśnie fraza pojawiająca się na samym starcie utworu stała się tą najbardziej charakterystyczną. O ile oryginał utworu również mógłby pojawiać się w stacjach radiowych, o tyle to właśnie zremiksowana odsłona zyskała najwięcej uznania. Notabene właśnie dzięki temu remiksowi Tove Lo zaprezentowała się szerzej przed mainstreamowym słuchaczem.

Ten Walls – Walking With Elephants

Jedno z większych “what if” na scenie undergroundowej. Litewski producent akurat wtedy, kiedy wszedł na falę swoimi singlami – na czele z “Walking With Elephants” – musiał “zasłynąć” homofobicznymi wypowiedziami, za które musiał przepraszać długo i za które scancelowała go duża część sceny. A szkoda, że się tak stało – bo z tej mąki mógł być naprawdę solidny chleb.

pdc

pdc

Avicii – The Nights

Odnosimy wrażenie, że ten kawałek zyskał należne sobie uznanie dopiero po śmierci Avicii’ego. I nikogo nie powinno to dziwić – wystarczy zobaczyć chociażby na sam jego tekst. Ale jeśli jakieś utwory mają zyskiwać swoiste “życie po śmierci”, to niech to będą właśnie takie propozycje, jak “The Nights”.

The Chainsmokers – #SELFIE

Głupawy singiel będący satyrą na popularne wówczas samojebki (serio, to określenie kiedyś obowiązywało? XD) okazał się trampoliną dla amerykańskiego duetu do szerszej świadomości fanów tanecznej elektroniki. Miną jeszcze zaledwie 2-3 lata, kiedy ich single będą grać w radiostacjach na całym świecie. Ciekawe, czy Alex i Drew jeszcze w 2012 roku spodziewali się takiego obrotu spraw…

ciąg dalszy na następnej stronie

pdc

Total
0
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?