ZHU – Faded
To był czas kontrastów w komercyjnej elektronice. Z jednej strony mieliśmy festiwalowe bigroomy, zaś z drugiej – z założenia niezbyt strawny dla radiowego słuchacza deep house. Rynek muzyczny potrafi jednak zaskakiwać, a jednym z dowodów na to jest sukces „Faded”. ZHU dzięki temu właśnie kawałkowi zyskał rozgłos w świecie elektroniki, ale postanowił nie iść w kierunku prostego zysku i globalnej popularności. Amerykanin nadal ma się dobrze – przykładowo w ubiegłym roku wydał nowy album i wystąpił w Polsce.
Lorde – Tennis Court (Flume Remix)
Przez dziewięć (tak, dziewięć!) lat ten remix był niedostępny na platformach streamingowych. Mimo to, przez te dwa lata wykręcił ponad 20 milionów odsłuchów na Spotify. To naprawdę dobry miernik tego, jak dobrze future bass’owa wersja „Tennis Court” była zapamiętana. Ten kawałek swobodnie możemy nazwać znakiem czasów i zapowiedzią tego, że EDM przestanie być jednowymiarowy.
Kiesza – Hideaway
Pojawiła się trochę znikąd i z buta zawojowała radiowe głośniki w pierwszej połowie 2014 roku. Kiesza za sprawą „Hideaway” zwróciła na siebie uwagę świata elektroniki, co później przyniosło jej między innymi kultową już kooperację z Diplo i Skrillexem, a także z pewnością nienajgorsze zaiksy przychodzące na konto co rok. W Europie (ale nie tylko) ten numer mogliśmy bowiem swego czasu słyszeć dosłownie ciągle.
Skrillex & Diplo pres. Jack Ü feat. Kiesza – Take Ü There
A skoro już wspomnieliśmy o „Take Ü There”… Właśnie ten singiel był wydawniczym początkiem naprawdę udanej współpracy, na którą zdecydowali się Skrillex i Diplo. Choć kawałki wydane w ramach projektu Jack Ü nie były na chama komercyjne, to i tak udało im się uzyskać niemały rozgłos. Choć tutaj trzeba uczciwie dodać – singiel z Kieszą był dopiero przygrywką przed wielkim sukcesem kawałka z Justinem Bieberem, który rozlał się na cały świat w roku 2015.
Armin van Buuren – Ping Pong
Ile hejtu wylało się ze strony tzw. „starej gwardii” na ten kawałek, to pamiętają tylko ci, co śledzili wówczas EDMowe social media. Cóż, Armin w zgodzie ze swoją maksymą „Nie bądź więźniem swojego stylu”, postanowił poeksperymentować z bigroomowym brzmieniem. Choć sam singiel lepiej prezentował się w remiksie Hardwell’a, to z pewnością jest udaną kroniką tego, jak brzmiał EDM te 11 lat temu.
AronChupa – I’m An Albatroaz
Czy ten kawałek z perspektywy ponad dekady jest cheesy? To chyba nie ulega wątpliwości. Czy mimo to, miło go wspominamy? No to też nie ulega wątpliwości. Choć jesteśmy też przekonani, że w obecnych warunkach nie sprzedałby się tak dobrze, jak wówczas. Gwoli przypomnienia – „I’m An Albatroaz” osiągnęło dużą popularność na fali obecności melbourne bounce’u w ścisłym EDMowym mainstreamie. Ta sama fala notabene poniosła na największe światowe sceny Timmy’ego Trumpeta.
Martin Garrix & Firebeatz – Helicopter
Kolejny, choć nie aż tak szeroko zapamiętany krok Martina Garrixa ku topce światowej elektroniki. Pomiędzy „Wizard” a „Gold Skies” otrzymaliśmy typowo festiwalową kolaborację z duetem Firebeatz, która – nadal nas to szokuje – miała swój epizod w polskich stacjach radiowych. Wówczas jednak festiwalowy EDM po prostu miał wzięcie w komercyjnych środkach przekazu muzyki w Europie i Stanach, co musiało się przełożyć także na nasz, dość konserwatywny rynek.
Porter Robinson – Sad Machine
Amerykański twórca był wówczas najbardziej kojarzony z festiwalowych sztosów pokroju „Language” czy „Easy”. W 2014 roku postanowił jednak pokazać swoją zupełnie inną, bardziej uczuciową odsłonę. Co spowodowało tak radykalną zmianę? Cóż, pochodzącego z Atlanty producenta zmęczyła generyczność ówczesnej tanecznej elektroniki. Postanowił więc przeskoczyć z mocnych festiwalowych dropów do czegoś, co w ostatecznym rozrachunku miało niemały wpływ na wielu słuchaczy EDMu na świecie. „Sad Machine” to tylko jeden z wielu zapamiętanych do dziś utworów z „Worlds”, debiutanckiego albumu Portera. Od premiery minęło 11 lat, a wciąż słucha się tego naprawdę dobrze.
Pierce Fulton – Kuaga
Przed Wami drugi (z dwóch) w tym zestawieniu utwór artysty, którego nie ma już na naszym świecie. Pierce Fulton odszedł w 2021 roku, ale o jego muzyce – głównie mając na myśli singiel „Kuaga” – pamięta wielu. I oby było tak jak najdłużej – bo jego sztandarowa propozycja wciąż zdaje egzamin.
Dr. Kucho & Gregor Salto – Can’t Stop Playing (Oliver Heldens & Gregor Salto Remix)
Oryginał pochodzi z 2005 roku, ale na powrót na głośniki jako świeżynka czekać musiał mniej niż dekadę. Za odświeżenie tego house’owego sztosa odpowiedzialny był rozkręcający dopiero swoją karierę Oliver Heldens. Zawartość stylistyczna bardzo charakterystyczna względem tego, co Holender wówczas dowoził.
ciąg dalszy na następnej stronie