kungs-club-azur-recenzja

Przewidywalnie, ale z wysoką klasą. Słuchamy “Club Azur”, nowego albumu Kungsa [RECENZJA]

Kungs wydał niedawno swój drugi album zatytułowany Club Azur. Postanowiliśmy przyjrzeć mu się nieco bliżej.

nastia

Francuska scena muzyki elektronicznej ma w swoim dorobku wiele nazwisk, które dzisiaj uważane są za legendy. Nic więc dziwnego, że Valentin Brunel działający na co dzień pod aliasem Kungs postanowił zająć się tym fachem, widząc na jakie gwiazdy wyrosły takie postacie jak Daft Punk, David Guetta czy Justice. Młody producent z Toulon zapisał się w świadomości słuchaczy wielkim hitem “This Girl, który był nową wersją wydanego w 2009 kawałka Cookin’ on 3 Burners o tym samym tytule.

Później przyszła pora na debiutancki album “Layers“, który w 2016 roku popłynął na fali wszechobecnej mody na Tropical House. Z czasem 25-latek zaczął eksperymentować z nu disco i funkiem, co jak się potem okazało – przyniosło dość ciekawe efekty. W ubiegłym miesiącu swoją premierę miał drugi album Francuza zatytułowany “Club Azur“. Jak utalentowany producent poradził sobie przy kolejnym krążku? Postanowiliśmy rzucić na niego uchem.

nastia

Stare hity w nowym wydaniu

Naszą przygodę zaczynamy od kawałka “Zebulon“, będącym swego rodzaju intrem całej płyty. Później zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. “Fashion” to moim zdaniem jedna z najlepszych produkcji z całego Club Azur. Kungs wspólnie z Boys Noize (który jest również współautorem kilku numerów z tego albumu) samplują tutaj zakurzony już nieco kawałek “Passion” autorstwa The Flirts z 1982 roku. Potem przechodzimy do chyba największego hitu Francuza, zaraz po kultowym “This Girl“. Mowa tutaj oczywiście o niezwykle chwytliwym “Never Going Home“, które swego czasu zrobiło furorę w polskich stacjach radiowych i zyskało nad Wisłą status platynowej płyty. Umówmy się więc – nie ma co tutaj zbytnio dodawać, wszyscy chyba ten wałek znamy.

nastia

Singlowe produkcje nadal robią robotę

W “Clap Your Hands” 25-latek po raz kolejny sięga po znane motywy. Tym razem wziął na tapet numer “Happy Song” grupy Baby’s Gang z 1983 roku, dopasowując go do standardów 2022 roku. W “Quanto Tempo” pojawiają się kolejni goście, a konkretnie Victor Flash oraz Adele Jens. Całość wyróżniają włoskie wokale oraz zaskakująca, nieco staroszkolna melodia, która zapada w pamięć. Numer 6 na albumie to swoisty follow-up do singlowego “Never Going Home“. Mowa tutaj oczywiście o numerze Lipstick, w którym również na wokalu pojawia się dobry kolega Francuza – Martin Solveig. To prawdziwy parkietowy killer – gdy leci w klubie, reakcje zawsze mówią same za siebie.

Końcówka rozczarowuje

Kungs w “Lullaby” miał dość ciekawy pomysł na utwór, jednak potrzeba tutaj czegoś więcej, gdyż z czasem robi się strasznie monotonnie. Odwrotnością jest za to numer “People“, gdzie dobrą robotę robi duet The Knocks. Kawałek ten spokojnie mógłby zostać kolejnym singlem. Klimatycznie robi się również w “Regarde-moi“, które wydane nieco wcześniej przed premierą nie odniosło tak dużego sukcesu jak reszta produkcji. Dość zaskakującymi gośćmi na “Club Azur” są Good Times Ahead. Niestety “Without You” to dość eksperymentalny kawałek i jeden z tych słabszych momentów płyty. Na sam koniec Francuz raczy nas utworem “Paris“, który również na tle reszty albumu wypada dość słabo.

Słowem podsumowania – drugi krążek Kungsa to płyta dość przewidywalna. Valentin Brunel trzyma się tutaj jednego, konkretnego stylu i rzadko wychodzi poza założone schematy. Ale czy to źle? Materiał jest skierowany do dość specyficznej grupy odbiorców, która wydaje się być węższa niż ta w “Layers“. Fajnie też widzieć, jak coś takiego jak livestreamy w czasach pandemii, które organizował Francuz, urosło do formy prawdziwych imprez, a potem – studyjnego albumu. Dla mnie osobiście jest to pretendent do jednego z najlepszych albumów tego roku. Mimo nieco słabszych i momentów i ogólnej przewidywalności.

Ocena: 8/10

nastia

Total
7
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?