T-raperzy (prawie) nad Wisłą. Relacja z CLOUT Festival 2.0

CLOUT Festival to jedyne takie wydarzenie w Polsce. Topka światowych raperów zawitała tego lata do Warszawy. Jak było?

nastia

CLOUT Festival to jedno z najgorętszych wydarzeń tego sezonu w Polsce. I nie, nie chodzi tu tylko o pogodę. Pomijając, że było co najmniej 30 stopni w cieniu, to cały lineup był już znany od marca i już wtedy było wiadomo, że będzie grubo. Lil Uzi Vert, Yeat, Rae Sremmurd, Lil Skies i wiele innych, a to wszystko podczas jednego weekendu w centrum Warszawy. To zdecydowanie uprawnia nas do określania tej imprezy w taki a nie inny sposób. Czy festiwal spełnił wygórowane oczekiwania? Tego dowiecie się z naszej relacji.

Teren festiwalu

Na wstępie warto zaznaczyć, że była to pierwsza edycja CLOUTa, która została zorganizowana na świeżym powietrzu. Na początku budziło to we mnie pewne wątpliwości co do organizacji całego wydarzenia. Jak się okazało – niesłusznie. Jako uczestnik nie doświadczyłem żadnych większych niedogodności. Co prawda, cały teren był jak na standardy festiwalowe dość mały, ale w praktyce okazał się wystarczający. Mimo że drugi dzień całkowicie się wyprzedał, poruszanie się po terenie nie było utrudnione. Warto pochwalić organizatorów za ulokowanie punktu z dostępem do wody pitnej dla uczestników. Niestety na polskich eventach nie jest to popularna praktyka, choć powoli się to zmienia. Ponadto, pracownicy obsługi dbali o nawodnienie festiwalowiczów znajdujących się w pierwszych rzędach. Poprzez plastikowe kubeczki dostarczali im dodatkowy zapas wody. Sam nigdy wcześniej się z tym nie spotkałem w naszym kraju, być może przez ubogie festiwalowe doświadczenie. Niemniej jednak zrobiło to na mnie wrażenie.

nastia

Z negatywów – istotnym problemem okazało się podłoże, które składało się głównie z piachu. Przez upalne dni oraz bardzo energiczne audytorium w powietrzu znajdowało się dużo pyłu, przez który nie dało się oddychać. Organizatorzy po pierwszym dniu wyciągnęli wnioski i próbowali zaradzić tej sytuacji. Podczas drugiego dnia na terenie pojawiły się zraszacze, które miały za zadanie pozbyć się niechcianego pyłu z powietrza poprzez spryskiwanie podłoża. Niestety nie wyeliminowało to całkowicie problemu, lecz na pewno w jakiś sposób go zredukowało. Gdyby ktoś chciał szukać dziury w całym, to również mógłby zwrócić uwagę na infrastrukturę, albowiem scena była mała i wyglądała dość biednie. To samo tyczy się stoisk partnerów. Na próżno też szukać jakichkolwiek ozdób, które mogłyby urozmaić i polepszyć feeling całej imprezy. W każdym razie są to tylko szczegóły, które marginalnie wpływały na odbiór wydarzenia.

nastia

Koncerty – czyli to, po co tu wszyscy przyszli

Na pierwszy dzień w zasadzie przyszedłem bez żadnych oczekiwań. Szczerze najbardziej czekałem na nadzielę i prawdopodobnie jak większość na performance Lil Uziego Verta. Niemniej jednak zaskoczyłem się aż nadto pozytywnie. Sobota rozpoczęła się od koncertu Summer Alone, którego twórczość przed ogłoszeniem go na CLOUT Festival nie była mi znana. W każdym razie znaczna część utworów naprawdę mi się podobała. Stylem utworów może przypominać Lil Peep’a. Następnie postanowiłem sprawdzić seta DJskiego od F1LTHY’iego. Spodziewałem się trochę innych brzmień, aczkolwiek zastępując Kankana na ostatnią chwilę, wykonał dobrą robotę. Wystarczająco rozgrzał publiczność przed kolejnymi koncertami.

Następnie swój występ miał Lil Gnar, a tuż po nim Sheck Wes. Jako że nie jestem fanem Gnara, pozwolę sobie go pominąć i przejść do tego drugiego. Sheck Wes to raper z wytwórni Travisa Scotta. Przez ubogą dyskografię (jeden album z 2018 roku) boryka się z łatką one hit wondera, którą zapewnił mu utwór “Mo Bamba”. W każdym razie Khadimou zagrał naprawdę dobry koncert. Warto zwrócić uwagę na ciekawe przejście pomiędzy numerem “No Bystanders” a kultowym “Mo Bamba”, które możecie przesłuchać poniżej. Dodatkowo z pewnością publika doceniła założenie koszulki reprezentacji Polski.

Pierwsze zaskoczenie

Kolejno z zaciekawieniem wybrałem się na Lil Skies‘a. Amerykanin mimo średniego kontaktu z publiką nie zawiódł swoim występem. Poleciały największe jego hity, takie jak “Lust”, “Nowadays”, czy “Red Roses”. Warto zaznaczyć, że był to również pierwszy występ, kiedy na dworze zrobiło się już ciemno. Jego performance naprawdę był klimatyczny i miał niesamowity vibe.

Następnym pozytywnym zaskoczeniem był koncert formacji Rae Sremmurd. Chłopaki zapewnili festiwalowiczom wiele wrażeń. Energia, z jaką wyszli na swój występ, pozwala wierzyć, że nie potraktowali kraju nad Wisłą po macoszemu. Szczególnie, że mieli już z Polską związane naprawdę dobre wspomnienia – jeśli wiecie, do czego piję.

Kontakt z publiką był wspaniały, bo dopiero jako pierwsi i ostatni tego dnia postanowili zejść ze sceny do tłumu. Nie zabrakło największych szlagierów takich jak: “Black Beatles”, “Swang”, “This Could Be Us”, czy nawet numerów samego Swae Lee z filmowych soundtracków. Headlinerem tego dnia był Yeat, który w mojej opinii nie do końca dowiózł. Jego show rozpoczęło się z piętnastominutowym opóźnieniem i potrwało zaledwie 40 minut. Na plus zaś sama dynamika występu – Yeat grał skrócone wersje swoich kawałków, zawierające najlepsze ich momenty.

nastia

nastia

Z nieba do piekła

Niedzielę rozpocząłem koncertem Jeleel’a, który z pewnością zaskoczył niejednego festiwalowicza. Co ciekawe najlepszym aspektem w jego show nie okazała się muzyka, a show i energia, z jaką wyszedł sam raper. Na scenie działo się dużo – począwszy od salt do zaproszenia fanów na scenę. Szczególne wrażenie robiło salto wykonane z co najmniej dwumetrowej wieży z głośników (film poniżej). Oprócz tego sam raper zaprosił fanów na scenę, których wykorzystał jako ciężary do wyciskania. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć…

Bardzo dobrą robotę wykonał również NLE Choppa. Widać było, że dał z siebie wszystko. Co ciekawe, publiczność znała większość tekstów jego piosenek, co raczej rzadko się zdarza w Polsce na koncertach zagranicznych artystów. W każdym razie NLE Choppa rozkręcił konkretną imprezę, podczas której publice zaczął doskwierać pył. Możecie sobie wyobrazić, jaki młyn przez moshpity panował niedaleko barierek. W ramach ciekawostki – raper podczas pobytu w Polsce, oprócz zagrania koncertu, zdążył nawet nagrać teledysk z Malikiem Montaną do utworu “Ostre Pestki”.

Następny w kolejce o godz. 22:00 był J.I.D, który dal popis swoich umiejętności i zarapował od deski do deski cały koncert. Samej twórczości członka kolektywu Spillage Village nie znałem, lecz koncert przekonał mnie do tego, bym czym prędzej się z nią zaznajomił. Kolejno na scenie swój epizod zaliczył Kodak Black, który niestety dał fatalny koncert. Raper swój występ zaczął od spóźnienia, by tuż po tym ‘zagrać’ tylko 20-minutowe show. Choć “zagrać” to w tym wypadku to dużo powiedziane – artysta głównie chodził po scenie, a uczestnicy częściej słyszeli podbitki DJa niż jego samego. W zamian raper spalił trzy baty, zjadł banana i trochę potańczył. Na koniec postanowił, że porobi video telefonami rzucanymi wprost od fanów.

Co z przedwczesnym zakończeniem koncertu? – zapewne zapytacie. Czyżby to była fanaberia gwiazdy? Nic z tych rzeczy – decyzję o zejściu ze sceny podjęła jego własna ochrona, która go z niej wyprowadziła. Cała historia brzmi absurdalnie, lecz niestety naprawdę się wydarzyła. Dodatkowo, samo spóźnienie rapera miało wpływ na skrócenie występu. Taka sytuacja.

Crème de la crème

Całe wydarzenie zamykał długo wyczekiwany Lil Uzi Vert, który zaczął swój koncert tuż po północy. Co ciekawe, uczestnicy CLOUTa byli jednymi z pierwszych, którzy usłyszeli “Pink Tape” na żywo. Raper grał głównie kawałki z dopiero co wydanego albumu, aczkolwiek nie obyło się bez kultowego “XO Tour Lif3”, “20 Min”, czy “Sanguine Paradise”. Sam artysta wspomniał podczas koncertu, że nie czuł się najlepiej, mimo to można uznać, że był to najlepszy koncert na całym festiwalu. Występ zakończył się granym potrójnie “Just Wanna Rock” w akompaniamencie pokazu fajerwerków. Prawdopodobnie całą setlistę dla zainteresowanych zostawiamy poniżej.

Suicide Doors
Of Course
x2
Amped
Pop
444+222
Money Longer
Do what i want
Aye
Fire Alarm
CS
The Way Life Goes
Sanguine Paradise
Neon Guts
20 Min
Crush Em
XO Tour Lif3
Just Wanna Rock
Spin Again

nastia

Podsumowanie

Podsumowując, drugą edycję CLOUT Festivalu można jak najbardziej zaliczyć do tych udanych. Mimo paru niedociągnięć, które związane były bezpośrednio z terenem imprezy, cały event oceniam na piątkę z plusem. Z zaciekawieniem będę śledził informacje o następnej edycji imprezy. Miejmy nadzieję, że będzie tak samo dobra, jak tegoroczna. Co ciekawe dla największych wielbicieli festiwalu, wystartowała specjalna pula biletów na następną odsłonę imprezy, którą można nabyć w cenie 500 złotych. Z informacji udostępnionych przez organizatorów wiemy, że CLOUT Festival 3.0 odbędzie się 13 i14 lipca 2024 roku w Warszawie. Wejściówki znajdziecie pod tym linkiem.

nastia

Total
0
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?