Od Garrixa do Romero. Relacja z drugiego dnia ADE 2023

Po udanym dniu pierwszym przyszedł chyba nawet jeszcze grubszy dzień drugi. Julia Oziemczuk relacjonuje drugi dzień ADE 2023.

kalendarz

Pierwszy dzień Amsterdam Dance Event spędziliśmy na imprezach, których głównymi gwiazdami byli Dillon Francis oraz Oliver Heldens. Jednak w środę nasza przygoda z tym wyjątkowym wydarzeniem dopiero się rozpoczęła. Przed nami jeszcze kilka dni dobrej zabawy przy muzyce, wielu atrakcjach, jak i w towarzystwie fanów elektroniki. Przed Wami druga część relacji z tegorocznego ADE. Jak było w pop-up storze Martina Garrixa, imprezie 1001 Tracklists oraz wydarzeniu wytwórni Nicky’ego Romero? Poczytajcie!

Ostrzegamy – poruszamy tu jedynie aspekty (około)muzyczne. Na poradnik związany z planowaniem wyjazdu, w którym podzielimy się z wami naszym doświadczeniem z życiem w Amsterdamie musicie jeszcze chwilę poczekać. Uważamy, że warto!

kalendarz

Popup’owy świat STMPD RCRDS

Trudno mi było wypocząć po pierwszym, dość intensywnym dniu ADE. Wszak po południu już byłam znów w Amsterdamie, tym razem by przygotować dla was wywiad z TV Noise. Po szybkiej, bardzo miłej pogadance, z którą możecie się zapoznać jeszcze w tym tygodniu na naszych łamach, okazało się, że moi kompani dopiero za jakiś czas do mnie dołączą. Było więc jeszcze trochę czasu do spędzenia na mieście. A, że byłam w pobliżu stacji kolejowej, to wybrałam się do przestrzeni przygotowanej przez zespół Martina Garrixa i STMPD RCRDS. Ta znajdowała się zaledwie kilkanaście kroków od mojej docelowej destynacji, czyli w podziemiach Art’otelu.

kalendarz

Na miejscu byłam po godzinie 15, i już wtedy chwilę trzeba było poczekać na możliwość wejścia do hotelu. Wyznaczona do sklepiku kolejka była prowadzona obok wejścia do budynku, rozdzielając przy tym osoby tam nocujące od fanów elektroniki. Po 10-15 minutach zaprowadzono nas na niższe piętro, gdzie… czekała nas kolejna kolejka. Poruszała się ona dość sprawnie do momentu, w którym nowo wpuszczona pula osób wepchnęła się, zajmując przy tym umownie wyznaczony korytarz dla obsługi. Łącznie po niecałych trzydziestu minutach dotarłam do celu.

Już prawie!

Jeszcze podczas oczekiwania na swoją kolej można było przyjrzeć się jednej z wielu atrakcji. Była nią DJka, którą co godzinę przejmowali inni reprezentanci STMPD RCRDS (kiedy przyszłam, grali akurat Duke & Jones). Nie zabrakło też wyznaczonej przestrzeni do swobodnego tańczenia oraz w umieszczonych w tle zdjęć z występów Martina. Zaraz obok znalazły się dwie ciekawe atrakcje dla fanów Martina. Jedną z nich był bankomat serwujący specjalne banknoty z wizerunkiem artysty. Za równowartość 10 euro można było wesprzeć fundację War Child oraz dostać ciekawą pamiątkę, która umożliwiała między innymi uczestnictwo w losowaniu umożliwiającym wygranie spotkania z samym Garrixem. Inne punkty umożliwiające jego zakup znajdowały się w różnych miejscach miasta. Najbliższy – poza hotelem – ulokowano zaledwie kilkanaście kroków dalej.

kalendarz

Drugą część przestrzeni obejmował sklep z merchem – zarówno wytwórni, jak i jej włodarza. Ceny zaczynały się od 7,5 euro (około 35 zł), za które można było nabyć brelok bądź naklejki. Najdroższym produktem była kurtka, za którą trzeba było wyłożyć 100 euro (około 450 zł). Duża ilość wzorów nie ułatwiała wyboru, choć wpisywała się w różne gusta. Nie brakowało też wariantów przygotowanych z myślą o ADE. Warto zaznaczyć, ze już drugiego dnia brakowało niektórych opcji. Szeroka gama rozmiarów, w tym osobno przygotowanych dziecięcych produktów, zasługuje na uznanie. Samą jakość zaprezentowanych ubrań oceniam pozytywnie. Przy kasach, po ich lewej stronie umieszczono również ściankę, która umożliwiała fanom zostawienie po sobie śladu.

Z niespodzianką na koniec

Pop Up powstał przy współpracy z JBL. Jednak na tym nie kończy się wymiar ich wspólnych działań. Założyciel STMPD RCRDS już od dłuższego czasu krzyżuje drogi z tą marką. Teraz artysta doczekał się indywidualnego wydania modelu Flip 6 przyodzianego we wzór składający się z elementów jego logo. Produkty te otrzymały swoje osobne wystawki, jednak dla nieobecnych nic straconego. Swój egzemplarz w cenie 699 zł możecie zakupić na stronie producenta. Dla osób opuszczających przestrzeń czekała kolejna niespodzianka związana z tym produktem. Finalną atrakcją była większa replika głośnika. Po naciśnięciu charakterystycznego czerwonego przycisku odtwarzano najnowszy singiel producenta – “Real Love”.

Top 101 Producers 2023 ADE Celebration

Moja imprezowa część dnia tym razem rozpoczęła się po godzinie 18 na terenie Room Mate Aitana Hotel, w którym odbywała się darmowa impreza platformy 1001Tracklists. Przed uzyskaniem opasek umożliwiającym wstęp na teren wydarzenia swoje rzeczy zostawiliśmy w szafkach – oczywiście płatnych kilka euro. Tutaj już łatwo było się pogubić, gdyż w jednym budynku odbywało się kilka różnych wydarzeń, a brak drogowskazów utrudniał sprawę. Finalnie okazało się, że celebracja ogłoszenia wyników rankingu odbywała się w tej samej przestrzeni, którą dzień wcześniej zajmowała ekipa We Rave You. Cóż – co się odwlecze, to nie uciecze.

kalendarz

kalendarz

Większa salka z barem, udekorowana ekranami za artystą oraz pod DJką z dodatkiem oświetlenia. Taki klimat małego festiwalu w twoim domu. Dookoła widok na panoramę Amsterdamu. Nie powiem, bardzo klimatycznie. To wszystko w otoczeniu wyselekcjonowanej grupy uczestników.

Lineup był już wcześniej znany, ale… nie do końca. Przed imprezą wiedzieliśmy o występach takich postaci, jak między innymi Joel Corry, Mark Knight, Mike Williams i nie tylko. Nie zabrakło też polskiego akcentu w postaci Juliet Sikory. Większość zaplanowanych występów miała miejsce w formule b2b, bądź nawet potrójnej odmianie. Już sam ten fakt stanowił o wyjątkowości opisywanego wydarzenia. Jednak organizatorzy w zanadrzu mieli kilka asów, których skrywano pod określeniem “special guests“.

kalendarz

Impreza się rozkręca

Na sali pojawiłam się w momencie, gdy stery za konsolą przejął… pierwszy z niespodziewanych gości. Był nim James Hype, który jeszcze przez kilka minut popisywał się umiejętnościami w swoim unikalnym stylu. Na jego secie już kilkukrotnie zdarzyło mi się być, dlatego nie było to dla mnie nic nowego. Na podziw zaskakuje złożenie seta wyłącznie z utworów autorskich bądź podpisanych w Stereohype – jego własnej wytwórni. Później za selekcję muzyki odpowiadał Joel Corry, który mieszał komercyjne propozycje z tech house’owymi brzmieniami. W stronę bliższą ku oryginalnym, house’owym klimatom skręcili Thomas Newson z Marco Lys’em w formule b2b. Do tego momentu nic mnie nie powaliło, ot to przyjemne sety do rozmów w tle.

Po chwilowym odpoczynku poza budynkiem powróciłam zaspokoić muzyczny głód, w czym pomógł mi projekt MEDUZA. Była to kolejna niespodzianka wieczoru, choć – tak szczerze – trochę przewidywalna. Dlaczego? Ano dlatego, że w tym samym budynku, piętro niżej, swoje studio z okazji ADE miało radio SLAM!. Taneczna rozgłośnia nie kryła składu DJów, którzy odwiedzą antenę tego wieczoru. Szybki skok poziom wyżej i zagranie dodatkowego, półgodzinnego seta raczej nie stanowiło większego problemu.

Przy okazji Włosi pochwalili się swoją nową statuetką oraz zagrali nieznane do tej pory propozycje. Jednak po tym, jak selekcja jednego z reprezentantów trio MEDUZA bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła w murach Pragi Centrum, tak tu nie czułam aż tak wysokich emocji. Zacny, półgodzinny set, który chętnie posłuchałabym w dłuższej formule.

Później przyszedł czas na wisienkę na torcie, po której nie spodziewałam się aż tyle dobra. Mowa tu o połączeniu takich aliasów jak Mark Knight, CASSIMM i Crusy. Można było zauważyć, że dwójka z tego składu – lekko mówiąc – bywała nieobecna, jednak Crusy ratował sytuację, zachęcając mnie przy tym do śledzenia swojej persony. Muzycznie odleciałam. To była ponad godzinna istna uczta dźwiękowa. Moje nogi nie pozwalały mi na ani sekundę odpoczynku, ciągle rwąc się do tańca. Ten set na długo zostanie w mojej głowie, tym bardziej, że ekipa 1001Tracklists wrzuciła jego nagranie na swoje konto YouTube. Gorąco rekomenduję fanom house music zapoznanie się z poniższym setem. Naprawdę warto!

kalendarz

Protocol Label Night

Po opuszczeniu murów imprezy od 1001Tracklists, spotkaniu znajomych na mieście i rzuceniu czegoś na ząb w imprezowym Albert Heijnie (taki spożywczak, bo cebula w narodzie nie ginie) dalszy kierunek był jasny.

Był nim klub Escape, a droga do tego miejsca była znajoma. W końcu dzień wcześniej na przeciwko odwiedziliśmy Prime’a. No cóż… trochę inaczej wyszło, przez co do kolejki przez budynkiem dołączyłam po północy. W czasie oczekiwania na wejście w moje oko rzuciło się kilka rzeczy. Po pierwsze – dość duża ilość osób oczekujących do wejścia VIP. To idealnie połączyło mi się z tym, co później zobaczyłam w środku. Drugą intrygującą sprawą był ekran, a właściwie wyświetlane tam treści reklamujące wydarzenie.

Oficjalnie przed wydarzeniem lineup składał się z wielu ciekawych aliasów wydających w wytwórni Nicky’ego. Na czele składu znalazł się jednak slot określony jako “Mystery Guest”. Choć był on dość przewidywalny, to organizatorzy zostawili przestrzeń na powiedzenie pewnego “ale”. Przecież trudno byłoby o celebrację w takich okolicznościach bez założyciela, czyli Nicky’ego Romero. Jego sylwetka była wyświetlana na komunikatach znajdujących się przed budynkiem. Jednak obok znajdował się kolejny, już czarny zarys postaci. Wszystko wskazywało na to, że do klubu tej nocy wpadnie Hardwell.

Wejście

Wejście na imprezę przebiegało zupełnie inaczej, niż przyzwyczaił nas do tego Amsterdam. Już przy drzwiach można było poczuć atmosferę przepychu i wyższości. Normalnie, jakbyśmy przyszli do niektórych klubów w Warszawie. Po ukazaniu dowodu i poświadczeniu, że przynajmniej na papierze osiągnęłam jakiś poważniejszy wiek, następnym krokiem było… skanowanie poprzez przechodzenie przez bramki. Obok pod czujnym okiem ochroniarza zostawiało się zawartość dodatkową, czyli prócz plecaków, torebek to, co mieliśmy w kieszeniach. Tak oto nie zauważyłam, że prawdopodobnie straciłam miejscową kartę miejską (na transport). No cóż…

Bilet zeskanowany, procedura wejścia odbyta. Teraz przed nami czekały lubiane przez Holendrów szafki, do których tym razem zakup odbywał się poprzez tablety. Zakupiona za 10 euro opcja zmieściła kurtki i rzeczy trzech osób. Później w eleganckim otoczeniu udaliśmy się do toalet. Męskie szalety znajdowały się na dole, a kobiece na piętrze. Przed wejściem, by załatwić swoje sprawy, trzeba było zapłacić równowartość 1 euro (tak, można było też kartą). Będąc w Holandii trzeba się do tego przyzwyczaić – tego typu zabieg można spotkać w wielu miejscówkach.

Pierwsze wrażenie

Na co dzień Escape skierowany jest do wyższej klasy klienteli, czyli do tak zwanych “koszulowców”. ADE jest wyjątkowym wydarzeniem, przez co w tych eleganckich wnętrzach tego dnia przeważały jednak osoby ubrane “festiwalowo”. Wiecie, ciemne ciuchy, bądź koszulki z nadrukami celebrującymi twórczość danych artystów. Sama zdecydowałam się na założenie koszulki SHM, dzięki której odbyłam tej nocy kilka miłych rozmów. Jednak nawet podczas imprezy Romero i spółki nie brakowało też kobiet w szpilkach, eleganckich czy typowo imprezowych sukienkach. Mi to nie przeszkadza, ale sama na ten typ wydarzenia nigdy tak bym się nie ubrała. Jednak taki styl też idealnie pasuje do cen na barze, które do najniższych (jak na Holandię oczywiście) nie należą.

Sama główna sala, jak i przystosowanie jej pod wydarzenie zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Duża przestrzeń z wielkim ekranem za DJką oraz pomniejszymi paskami po bokach, jak i nad głowami publiki, z dodatkiem mnóstwa świateł, laserów, konfetti. W skrócie – klimat, którego w najbliższym czasie nie uda się przenieść do Polski. Jedyne podobne pod tym względem imprezy w Polsce jaki na ten moment mogę przybliżyć to te, które miały miejsce w Progresji. Mowa tu o wydarzeniach organizowanych przez ekipę R3HABa bądź – tu domniemuję, bo niestety w nich nie uczestniczyłam – seria We Are The Future. Dodatkowo na ustawionych w różnych częściach klubu ekranach wyświetlano timetable imprezy. Jest to świetny zabieg, tym bardziej, że rozpiska czasowa imprezy nie była publikowana na mediach społecznościowych wytwórni, jak i poszczególnych artystów.

Progresywna dusza

Idealnie przybyłam na set Third Party, których występ tej nocy był jednym z poważniejszych argumentów do zakupu biletu. Uwielbiam twórczość tego duetu, a po “legendarnym” występie podczas The Harbour of Heaven, gdzie pod barierkami bawiło się jedynie kilkanaście osób, o ich obecności w Polsce mogę już na długo zapomnieć. Wybawiłam się fantastycznie, a moja progresywna dusza nie pozwalała mi ani na minutę odsapnąć. Najlepszym potwierdzeniem na to jest pojedynczy filmik nagrany z całego seta. Jednak frajda nie trwała długo – panowie otrzymali zaledwie trzydziestominutowy slot. Cóż, przy tak gęstej siatce wykonawców można było to przewidzieć.

Bezpośrednim supportem głównej gwiazdy wieczoru byli bracia współtworzący projekt FAST BOY. Uważam, że to był dość słaby zabieg. Eklektyczny set Felixa i Lucasa nie przypadł mi do gustu. Tak zwane wszystko i nic. Radiówki, popularne mashupy, swoje hity z nie do końca dobrym wokalem na żywo, a na sam koniec… drum and bass’y. Zeszłam z parkietu na bok i obserwowałam, jak z pięknego przygotowania do dalszych progresywnych podróży ktoś przełączył mi fale na radio ESKA. Nie zaliczam tego występu do udanych. Przynajmniej w tych okolicznościach.

Lawina gości

Po udanym secie Romero podczas Sunrise Festival 2022 trochę żałowałam, że w 2023 nie ruszyłam pupy do Kołobrzegu na powtórkę. Jednak ADE mi to wynagrodziło i to z nawiązką. Za sylwetką “Mystery Guest” oczywiście krył się Nicky Romero, jednak podczas dwugodzinnej podróży nie zabrakło gości. Tak, nie pomyliłam się, przyjaciół artysty do Escape wpadło dosyć dużo. Zaczynając od Hardwell’a, z którym zaprezentował swoją najnowszą propozycję. Oj, w klubie szło to jak szalone!

Na tym nie skończyła się prezentacja gwiazd z głównych scen festiwali. Nie minęło 15 minut, a za konsolę wpadł gość, którego nie spodziewał się sam Romero. Był nim Alan Walker, którego wejściu towarzyszyło “Faded” w wersji z orkiestralną nutką. Jak nie przepadam za twórczością Norwega, tak ten moment wywołał banana na moich ustach. Kolejny kwadrans, kolejne niespodzianki. Tym razem dołączył duet Lucas & Steve. Tym razem bez “Big Klamotów”, ale za to z bardziej big roomowymi klimatami. Następny w kolejce był Deniz Koyu z progresywnymi brzmieniami. Ostatnie pół godziny seta już było pozbawione gości, a Nicky solowo wyczarował naprawdę dobrą atmosferę na parkiecie. Banan z powodu serwowanej selekcji nie schodził mi z twarzy. Na koniec oczywiście nie mogło obyć się bez hołdu dla Avicii’ego w postaci utworu “I Could Be The One”. Kocham ten numer nad życie i tylko na niego czekałam.

Byłam spełniona. Na tyle, że… zapomniałam zajrzeć na drugą scenę. Na głównym parkiecie lineup na tyle mi odpowiadał, że trudno było mi odpuścić takiego dobra. Po ojcu założycielu decki przejęło DubVision z dosyć udanym setem. Jednym z mankamentów był występ z piosenkarką, co do którego mam wątpliwości, czy odbył się na żywo. Chyba, że to kwestia niesprawnego mikrofonu. Kolejne pół godziny dawki progresywnych brzmień utwierdziło mnie w przekonaniu, że wybór tej nocy imprezy Protocol był strzałem w dziesiątkę. Był to dla mnie istny raj. Jednak przyszedł czas na podróż do łóżka. Niestety, przez to poświęciłam popisy Deniza Koyu oraz StadiumX. Może następnym razem.

I w ten sposób dotarliśmy do końca drugiego dnia ADE 2023 w moim wykonaniu. Co dalej? Przeczytacie o tym już wkrótce!

kalendarz

Total
0
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?