Niby gorąco, a jednak zimno. Relacja z czwartego dnia ADE 2023

Sobota na ADE 2023 była bardzo kontrastowa. Odwiedziliśmy zarówno kameralną imprezę, jak i wielki festiwal.

nastia

Sobota to nasz czwarty dzień na Amsterdam Dance Event. Nie jest to nasz ostatni dzień w Amsterdamie w ogóle, ale pod kątem imprez ten dzień jest dla nas finałowym. Co prawda i w niedzielę Amsterdam był w stanie zafundować dobrą dawkę elektroniki, ale przed wyjazdem nie zdecydowałam się na kupno biletu na jakiekolwiek wydarzenie organizowane tego dnia. Zostawiłam sobie furtkę na nabycie wejściówek na ostatnią chwilę. I ostatecznie z niej nie skorzystałam.

Po niespodziewanie intensywnym piątku przyszedł czas na spokojniejszą sobotę. W repertuarze na ten dzień zaplanowałam wydarzenie organizowane przez duet Mr. Belt & Wezol, pomijając już supporty. Chłopaki grali cztery godziny, a ja chciałam choć raz się wyspać. Poza popołudniową dawką dobrej selekcji house’u zwieńczeniem tanecznych imprez zostało Amsterdam Music Festival. Od małego, stuosobowego klubu po duży stadion pełen ludzi – tak wyglądać będzie czwarta część naszej relacji ze stolicy Holandii. Smacznego!

nastia

Zakupy u Hardwella

Nasza ekipa nie byłaby sobą, gdyby by była inna, czy jakoś tak to leciało… Miało być kierowanie się wyznaczonym wcześniej harmonogramem – czyli w tym wypadku bezpośrednie zawitanie na imprezie Mr. Belt & Wezol. Jednak gdyby to tak ostatecznie wyglądało, to byłoby za nudno. Dlatego też padł pomysł, aby odwiedzić wspomniany w trzeciej części relacji “bankomat” Martina Garrixa oraz pop up store Hardwell’a. To tak, jakby pana Roba nie było nam jeszcze za mało na tym wyjeździe. Sklepik Revealed był przewidywalny – w asortymencie koszulki, bluzy, kurtki, czapki, winyle i płyty. Najtańszymi pamiątkami były te ostatnie, które można było nabyć w cenie 15 euro (ok. 70 zł).

nastia

Jednak kluczowym aspektem były wzory ubrań. Większość z nich została zaprojektowana specjalnie z okazji ADE. Dostępne były opcje związane bezpośrednio z Hardwellem, jak i ogólnie związane z wytwórnią. Bonusem do kupna miały być książki artysty “2 YEARS AS 1”, ale w momencie, podczas którego dokonywaliśmy zakupu już ich nie było na stanie. W zamian przy zakupie trzech koszulek można było otrzymać czapkę za darmo.

Mr. Belt & Wezol’s pres. The Cuckoo’s Nest by Day

Przyszedł czas na mszę. I nie, nie mam na myśli seta Tchamiego, choć byłaby to miła okazja. Tym razem chodzi o set duetu Mr. Belt & Wezol, który miał miejsce na terenie Koepelkerk – małego kościoła, który przerobiono na przestrzeń eventową. Z powodu dość pokaźnego spóźnienia (patrząc na rozpoczęcie imprezy) trudno nam było się dostać do środka. Podobno lokal był już pełny. Po ukazaniu biletów i dowodów tożsamości okazało się jednak, że miejsce się znajdzie.

Aby nabyć napoje, trzeba było wymienić odpowiednią kwotę na żetony. Normalnie jak w Polsce. Trzeba było więc kombinować przy wyborze rzeczy na barze – choć dało się coś znaleźć w dobrych pieniądzach. Najważniejsza jest jednak muzyka – a ta była na wysokim poziomie. Tym bardziej, że dosyć wcześnie opuściłam główny parkiet, by móc bawić się na wygodniejszej przestrzeni na górze. Na balkonach było dosyć pusto, dlatego dawałam z siebie wszystko przez prawie trzy godziny. Dookoła towarzyszył nam tłum składający się z naprawdę przyjemnych ludzi. To wszystko w dość wyjątkowej lokalizacji. Popołudnie wręcz idealne.

Amsterdam Music Festival

Z intymnego lokalu przenosimy się na wielki stadion. Tegoroczny Amsterdam Music Festival został zrobiony z dużym rozmachem. Widać to było chociażby pod względem lineup’u, miejsca imprezy czy samej jej organizacji. Można nawet śmiało powiedzieć, że AMF to punkt kulminacyjny całego Amsterdam Dance Event. Rozpoczynające się o 20:00 i trwające do 6:00 rano wydarzenie stało tuzami obecnej sceny muzyki elektronicznej. Zaczynając od warmupu w wykonaniu Like Mike, po występy Purple Disco Machine, Jamesa Hype’a, projektu MEDUZA, Armina van Buurena, Afrojacka, duetu Dimitri Vegas & Like Mike, Charlotte de Witte, R3HABa oraz mocnego zamknięcia dokonanego przez Headhunterza. Nieobecni – jak co roku – mogli oglądać to wszystko przez internet. Ale my postanowiliśmy zobaczyć to na własne oczy na żywo. Szczególnie, że do Amsterdam Areny zaprosili nas organizatorzy.

Przy ustawieniu się w kolejce, po kilku minutach oczekiwania, jedna z osób z obsługi zwróciła nam uwagę na wielkość naszych plecaków i toreb, twierdząc, że nie zmieszczą się one do szafek znajdujących się na obiekcie. Na szczęście mieliśmy je gdzie oddać w alternatywie, mimo iż – jak się potem okazało – w środku spokojnie się by one zmieściły. Sama kolejka szła dosyć sprawnie, a po 20-30 minutach odbyliśmy przeszukanie, dostaliśmy specjalne bransoletki i wykupiliśmy skrytkę. Średniej wielkości opcja kosztowała 11 euro (ok. 50 zł), większa 15 euro (ok. 70 zł). W dwie osoby spokojnie zmieściliśmy nasze kurtki, jak i mniejsze bagaże.

nastia

nastia

Pierwsza rzecz, na którą zwróciliśmy uwagę, była niezwykle niska temperatura na stadionie Ajaxu Amsterdam. Obiekt był co prawda zadaszony, jednak nie była to klimatyzowana hala koncertowa czy klub. Przez to w pewnym momencie zastanawialiśmy się, czy nie pójść po kurtki. Dostaliśmy też specjalne LEDowe opaski, które we właściwej części imprezy były zsynchronizowane z muzyką. Niczym jak na koncertach większych gwiazd, pokroju Coldplay – co robiło duże wrażenie.

Scenografia, czyli im dalej tym ciekawiej

Cała scenografia oraz wizualia stały na najwyższym poziomie, chociaż sam projekt sceny osobiście wywołał we nas mieszane uczucia. Na główny plan wychodziły panele, które wyglądały tak, jakby starczyło na rozłożenie ich jedynie na co drugą pozycję. Możliwe, że osoby odpowiedzialne za jej wygląd inspirowały się metodą, na której zasadzie działają większe panele LED. Niestety, wiele animacji przyjmowało tę koncepcję z pewnymi uszczerbkami. Jednak sama jej wielkość to coś, czego raczej nie doczekamy w Polsce podczas halowej imprezy.

By zaradzić temu problemowi, zarówno po środku, jak i po bokach zastosowano prostokątne, jednolite w swojej budowie ekrany. Niestety, w wielu momentach nie dowoziły… Trzeba jednak oddać, że na transmisji dobrze to wyglądało. Im dalej, tym ciekawiej się to oglądało. Dookoła cały projekt uzupełniały “X”, czyli elementy identyfikacji wizualnej AMFu, jak i samego miasta. Złożone z pasków LEDowych dekoracje również reagowały na muzykę. Choć odbywało się to w subtelniejszy sposób, niż opaski, o których wcześniej wspominaliśmy.

Muzyczne otwarcie

Czy dla elektronicznych wyjadaczy AMF jest odpowiednim miejscem? Polemizowalibyśmy. Jednak dla fanów mainstreamu, którzy są niedzielnymi koneserami dużych imprez, bądź osobami chcącymi choć raz zaznać atmosfery, jaka dostępna jest jedynie raz w roku gorąco rekomendujemy. Dawniej wyjątkowym aspektem tego przedsięwzięcia były ogłaszane w trakcie imprezy wyniki DJ Mag Top 100 DJs, niespodziewani goście oraz wyjątkowe sety w formule b2b. Teraz formuła zbliżyła się do innych tego typu wydarzeń.

Niektórzy z nas wielu artystów z lineup’u już słyszeli, a niektórych w przeciągu ostatnich kilku miesięcy, jak nie w ostatnim tygodniu. Tak Julka miała z Jamesem Hype’m, MEDUZĄ, Charlotte de Witte i Purple Disco Machine. Choć ostatni w wymienionych panów swoim oryginalnym podejściem do miksu, w którym głównie wykorzystywał swoją autorską twórczość potrafi podbić ponownie serce nawet po krótkiej przerwie. Włoskie trio zagrało bardzo spoko, jednak na czele mojego osobistego rankingu nadal znajduje się ich ubiegłoroczny set z Pragi Centrum. Jednak na pewno było lepiej niż podczas wcześniejszego, przykrótkiego występu na imprezie 1001Tracklists. James Hype… no przehajpowany jest. Złapałam zajawkę na jego osobę sporo wcześniej i obecnie odczuwam przesyt. No cóż, bywa.

Wielkie zaskoczenia i rozczarowania

Podczas imprezy spotkaliśmy też zaskakująco dużo Polaków, co niezmiernie cieszy. Zaraz po ostatnich minutach występu Jamesa Hype’a nastąpiła ceremonia otwarcia. Polskie festiwale przyzwyczaiły mnie do wcześniej przygotowanych megamixów, czyli składanek aktualnych hitów i elektronicznych klasyków. Tutaj organizatorzy poszli poziom wyżej. W skład ceremonii wchodził występ skrzypka na żywo (bądź dobrze przygotowana pokazówka), specjalnie przygotowana wersja “You’ve Got The Love” z dogranymi wokalami chóru, które były intrem dla występującej na wydarzeniu wokalistki. Wsród selekcji znalazły się nawet pozycje od Freda again’a (mashup “Turn on the Lights Again” z “Baby Again”) z progresywnym deserem w postaci remiksu “Beating Of My Heart” od Matisse & Sadko. Tak czułam, że podczas tego ADE brakowało mi ruskich braci.

nastia

Zaskakująco dobrze zagrał Armin van Buuren. Energia “boga trensu”, jego różnorodność podawanych pozycji, przy tym zachowana staranność w płynnej zmianie klimatu oraz energiczny koniec z drum and bassowymi i hardstyle’owymi brzmieniami.

Krzyśka zaskoczyli również Dimitri Vegas & Like Mike, których występ opierał się na hardowych (i czasami techno też) remixach popularnych przebojów. Julka w tym momencie opuściła główną halę i *przypadkowo* przegapiła cały set ulubionego projektu muzycznego. Z kobiecej perspektywy (w tym duecie oczywiście) brzmiało to jak big room techno, TikTok techno – czyli stare hity w przymuszonej, odświeżonej wersji, z lepszymi, mocniejszymi gatunkowo momentami. Ogromnym rozczarowaniem był natomiast set Afrojacka, który zanudził nas na amen. Holender w przeszłości potrafił grać naprawdę ciekawe numery. Jego sety z warszawskich Wianek bądź Sunrise Festivalu w 2019 bardzo dobrze wspominamy. Energia i charakterystyczne podejście do big roomu dawniej robiły robotę. Tym razem coś się bardzo popsuło.

Przerwa okołogastronomiczna

Popsuło się niczym dostęp do szafek. Opłacić je można było za pomocą linków, które uzyskiwano po zeskanowaniu specjalnego kodu QR. Jednak w pewnym momencie coś się stało z systemem je obsługującym. Osoby, które już nabyły swoje skrytki nie miały się o co martwić. Jednak dopiero co wchodzący uczestnicy imprezy kurtki zostawiali w wielu miejscach, w tym bezpośrednio na lub pod wcześniej opisywanymi meblami. W pewnym momencie również zauważyliśmy, że QR kody zostały przekreślone, a odpowiednie komunikaty pojawiły się na mediach społecznościowych imprezy. Na korytarzach umieszono punkty informacyjne i prawdopodobnie umożliwiające manualny wykup miejsca. Jak widać, problemy zdarzają się nie tylko na polskich wydarzeniach. Warto o tym pamiętać, narzekając na naszych promotorów.

Jak już jesteśmy przy potrzebach rodaków, to warto wspomnieć o toaletach. Do dyspozycji było ich tyle, ile na stadionie zbudowano. W dłuższych kolejkach musieliśmy czekać w momencie szczytu ilości osób na wydarzeniu, czyli około seta braci Thivaios. Chcąc przechytrzyć symulację, udałam się do jednej z ostatnich dostępnych toalet. Co prawda czekałam jedyne 10 minut na swoją kolej, jednak z kabin wylewał się dość nieprzyjemny płyn wraz z kałem. Zrezygnowałam, wróciłam do największej z toalet i ustawiłam się w kolejce na kolejne 15 minut. Tutaj pozdrawiam dość wulgarne rodaczki stojące bezpośrednio przede mną. Gwoli przypomnienia – zasady kultury obowiązują także tam, gdzie nie rozumieją waszego języka.

Kończąc swoją muzyczną przerwę, spojrzałam na ofertę gastronomiczną. Wcześniej już miałam okazję z niej skorzystać, kupując ratującą nas od niskich temperatur na stadionie herbatkę. Prócz tego można było nabyć kawę, napoje różnej maści, w tym alkoholowe. Do tego wyżywienie w postaci burgerów, pizzy i nie tylko. Nad niektórymi barami wisiały telewizory, które pokazywały transmisję z wydarzenia, co na wielki plus. Na arenie znajdowało się na tyle dużo punktów tego typu, że ani razu nie musiałam stać w kolejkach dłuższych niż kilka minut. Nie zabrakło też punktu z merchem, znajdującym się na końcu parkietu. Koszulki, czapki, bluzy, flagi, szaliki i wiele więcej. Wszystko, co kojarzy się z kulturą festiwalową. To w cenach od 6 euro (ok. 28 zł).

Nasz finał

Chwila po 3, a w programie czeka na nas jeszcze trzech artystów. Niestety, sił po muzycznym maratonie już u nas coraz mniej, a na arenie bawiliśmy się niemal od początku głównej części imprezy. Chwilę posłuchaliśmy wybryków Charlotte de Witte, ale był to na tyle krótki fragment, że nie jesteśmy w stanie ocenić tego seta. Następny w kolejności był R3HAB, którego Julka z ciekawości zawodowej w pewnej części nadrobiła w naszej drodze powrotnej. Selekcja Fadila na przestrzeni lat nie zmieniła się jakoś diametralnie, jednak nadal robi robotę w pewnych kręgach. Pomimo dość sztywnego szkieletu seta artysta przemycał nowości produkcji zarówno, jak i kolegów z branży. Jednak sił nawet na zdalne przeżycie tego, co przygotował Headhunterz nam nie zostało.

Takim to akcentem zamykamy imprezową część relacji z Amsterdam Dance Event. Pamiętajcie, że czeka na was jeszcze niejedna niespodzianka związana z tym tematem 🤫

nastia

Total
0
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?