To, co ostatnio dzieje się z projektem Dash Berlin, woła o pomstę do nieba. Każdy z nas już myślał, że spór już dawno został zażegnany, lecz jak się okazało, nie do końca tak było. Najpierw wieloletni frontman Jeffrey Sutorius ponownie stracił prawa do marki, co wywołało spory smutek u sporej rzeszy fanów, przyzwyczajonych do tej konkretnej twarzy. Teraz Sebastiaan Molijn i Eelke Kalberg, czyli pozostałe osoby uczestniczące w projekcie ogłosiły, że szukają… nowego frontmana projektu Dash Berlin.
Zły PR
Wystawione w czwartek ogłoszenie w social mediach projektu wywołało falę krytyki na Sebastiaan’a i Eelke. Zresztą, nie ma co się dziwić. Najpierw panowie sądownie odpierają prawa do nazwy swojemu byłemu współpracownikowi, a teraz szukają zastępstwa za Jeffrey’a, który przez lata występował na scenie. Każdy z nas będzie kojarzył Dash Berlin z twarzą Sutoriusa i zastąpienie jej inną jest porządną wpadką wizerunkową. Wkurzeni takim ogłoszeniem fani odwracają się od legendarnej marki, czego nie ukrywają w komentarzach pod postem. Każdy, kto będzie prezentował Dash Berlin na scenie, będzie z góry na straconej pozycji, bo będzie się o nim mówić, że to “ten który wygryzł Jeffrey’a”. Ktoś, kto podejmował taką decyzję nie przemyślał tego i pewnie myślał podobnie do założycieli Super Ligi, że taki ruch zostanie dobrze odebrany. Życie pokazało co innego.
Sutorius ma przewagę
Co by się nie działo, Jeffrey Sutorius zawsze będzie kojarzony z marką Dash Berlin, mimo iż pracuje teraz na swoje nazwisko. Liczne występy, twarz Sutoriusa na plakatach czy albumach projektu tak mocno “wryła się w banię” wielu fanom, że to na solowy występ Holendra będą zapewne częściej uczęszczać jak na występ nowej twarzy. Jeśli Sebastiaan i Eelke chcą coś więcej zdziałać, ale nie występując na scenie, muszą pomyśleć raczej nad nowym projektem, bo Dash Berlin – wydaje mi się – jest stracony. Warto też przypomnieć, że już jakiś czas temu projekt stracił część fanów za odejście od muzyki trance do bardziej komercyjnych nurtów. Obawiam się, że teraz przy kolejnych zmianach tak solidna marka tego nie wytrzyma.
Początek końca był już dawno
Doskonale pamiętam początek końca Dash Berlin. A skąd ta pamięć? Ano stąd, że byłem uczestnikiem ASOT 850 w Gliwicach, gdzie był planowany występ projektu – i to w formule classic set. Dash Berlin ostatecznie nie dotarł. Wtedy tłumaczono, że to “z powodów zdrowotnych” – lecz dziś już wiemy, że nie do końca tak było. Potem miało miejsce pierwsze odsunięcie Jeffrey’a, a dalsza historia jest już chyba wszystkim doskonale znana. Długa niezgoda źle wpłynęła na wizerunek marki. Oliwy do ognia dodało czwartkowe ogłoszenie, które w mojej opinii całkowicie może zakończyć projekt. Jedyną nadzieją dla Sebastiaan’a i Eelke na dalszy byt w świecie muzyki elektronicznej jest stworzenie nowego aliasu.