Marzec 2020 roku był czasem, w którym ogłoszono w naszym kraju dwutygodniowy lockdown (który oczywiście nadal trwa) oraz – w związku z tym faktem – zawieszenie branży koncertowej. Podobne kroki podjęto w innych częściach Europy i swiata, także w Wielkiej Brytanii. Właśnie to miejsce aktualnie zamieszkuje Dimension, który dzięki przerwie w występowaniu i graniu zdecydował się ukończyć i wydać debiutancki album. Artysta jest aktualnie jednym z czołowych producentów reprezentujących gatunek określany jako liquid drum and bass. Czy “Organ” potwierdza jego wysoką pozycję? Sprawdźmy to!
Od początku
Przed wejściem w klimat utworu warto dowiedzieć się, kim jest sam Dimension. Artysta swoje pierwsze utwory wydawał już dziesięć lat temu, a na przestrzeni tego czasu zdefiniował swój charakterystyczny styl, który doskonale słychać na całym albumie. Jednak w czasie, gdy mamy łatwy dostęp do twórczości niezliczonej ilości producentów, w rozgłosie nawet największym talentom muszą pomóc inni. Utwory Roba w pewnym momencie jego kariery docenili tacy giganci jak chociażby Chase and Status. Przez lata wydawali jego produkcje we własnej wytwórni MTA Records oraz oficjalnie wypuścili remix Dimensiona do ich kawałka “International”.
Później tylko leciało z górki. Jak donosi Viberate, artysta od 2015 niemal bez przerwy gości w TOP15 artystów reprezentujących drum and bass na serwisie Beatport. W tym czasie w mau5trap został wydany jego remix do legendarnego “Strobe” od deadmau5a, a także collabu z takimi gwiazdami gatunku jak Wilkinson i Sub Focus. W 2019 z ostatnim z nich oraz 1991 i Culture Shockiem razem utworzyli kolektyw Worship, który zaliczył wspólną trasę koncertową po Północnej Ameryce. To była nie lada gratka dla fanów liquidowych brzmień! W tym czasie artysta już osiągnął status headlinera na drum and bassowych imprezach. Po takich sukcesach przyszedł czas na kolejne wyzwanie – czyli dziś recenzowany tu album.
Klimatyczny wstęp
“Organ” rozpoczyna się od “Saviour”, który został wydany jako pierwszy singiel promujący debiutancki album. Pomimo tego jest nadal propozycją, w której czuć powiew świeżości. Już od samego początku produkcji czuć charakterystyczny styl artysty. Delikatnemu i nieco mrocznemu wprowadzeniu do mocniejszego dropa towarzyszy świetnie dobrany wokal Sharlene Hector. Kolejny kawałek od wstępu zapowiada nam podobny, acz lżejszy klimat. Przy słuchaniu “Alive” nasuwają się skojarzenia z elementami charakterystycznymi dla zupełnie innego gatunku – progressive house. Cała produkcja jest bardzo emocjonalna, a barwa głosu Poppy Baskcomb to subtelnie podkreśla.
Fuzja liquid drum and bassu ze wspomnianym wcześniej gatunkiem nie jest przypadkowa. Dimension nie ukrywa inspirowania się takimi klimatami. Już wcześniej prezentował światu swoje remiksy do twórczości Prydza (o którym jeszcze tutaj trochę będzie) czy deadmau5a, ale też w jego setach można usłyszeć progressive housowe pozycje. Inną propozycją na albumie reprezentującą delikatniejszy styl jest “Remedy” z TS Graye na wokalu.
Taki wstęp powoduje, że słuchacz powoli jest wprowadzany w klimat, jaki artysta chce zaprezentować w ramach albumu. Prawdopodobnie taki efekt chciał uzyskać Dimension, który również i swoje sety rozpoczyna w dość subtelny sposób. Już od samego początku słychać to, że Rob oddał całego siebie przy pracy nad debiutanckim krążkiem.
Uwaga, niebezpieczeństwo!
Przechodzimy do kolejnej pozycji na albumie. “Danger” to już mocniejsza propozycja, która z pewnością spowoduje, że każdy w tłumie wpadnie w szał przy pierwszych dźwiękach dropu. Aż momentalnie chce się wrócić do imprezowania! Z całego utworu wręcz wylewa się energia. Sam klimat “Danger” jest mocniejszym najwiązaniem do “Raver”, które Dimension opublikował trzy lata temu. Throwbacki do dawnych produkcji to jedna z ukrytych broni Roba. Takie szczegóły podkreślają jego perfekcjonizm i są ciekawymi smaczkami dla jego fanów.
Pokręcone utwory robią najlepszą robotę na festiwalach. Kolejną podobną klimatycznie propozycją z “Organ” jest “Offender”, czyli jeden z pięciu singli zaprezentowanych przed premierą albumu. Tu na dropie usłyszymy już istne szaleństwo. Fuzja drum and bassu i psy trance? Kupuję to! Co ciekawe, to jeden z tych utworów, który mnóstwo zyskuje podczas jego grania w klubie. Miałam przyjemność przedpremierowo usłyszeć “Offender” na jednym z setów Dimensiona, jakie zagrał w Polsce w 2020 roku. Na żywo jest to istna petarda!
Najlżejszym reprezentantem mocniejszej trójcy albumowej jest “Hatred”. Mimo to zachowany jest cięższy klimat, który narasta wraz z dropem. Ciekawym zabiegiem przy tym utworze jest mówiony wokal. Barwa głosu znów idealnie dobrana. Tu tylko nasuwa się pytanie – Rob, jak Ty to robisz?
Czegoś takiego nie było
Jednym z moich faworytów z debiutanckiego krążka jest “Altar”. Niby brzmi jak kolejny utwór od Dimensiona, od pierwszych sekunda słuchać te charakterystyczne dźwięki. Jednak pewne jego części są czymś wyjątkowym. Może ktoś mnie tutaj wyprowadzić z błędu, jednak w liquidach do tej pory nie słyszałam wokali z grupy języków wschodniosłowiańskich. To świetnie komponuje się w drum and bassowymi dźwiękami! Jednak to nie wszystko. Nagle wchodzące spokojne partie klimatem wręcz przypominają mi… dźwięki pochodzące z kościelnych organów, które nadają podniosłości utworowi.
Czegoś takiego jak “Domino” zupełnie się nie spodziewałam. Jednak jest to pozytywne zaskoczenie. Klimaty Roba połączone z dźwiękami nawiązującymi do twórczości Madeona? To mi przyszło do głowy, gdy pierwszy raz usłyszałam ten utwór. Nawet w takich klimatach charakterystyczny styl produkcji Dimensiona nie jest przyćmiewany.
Zupełnym odstępstwem od tego, z jakiej muzycznej strony znamy brytyjczyka jest “UK Border Patrol”. Zdecydowanie jest to najspokojniejszy utwór na albumie, wręcz wpadający w ambientowe klimaty. Przy jego odsłuchu w głowie kreuje mi się obraz deszczowego, ponurego późnego popołudnia, długiego powrotu do domu. Jest w tym coś magicznego.
Czuć nutkę inspiracji
Jak wcześniej już wspominałam, Dimension nie ukrywa, że jest fanem takich artystów jak deadmau5 czy Eric Prydz. Artysta twórczość ostatniego z nich wcześniej remixował, a teraz uhonorował na swoim albumie. Gdzie, co i jak? Miało to miejsce w utworze “Plus Minus”, który współtworzył z indierockowym trio Arctic Lake. Utwór jest odwołaniem do klasyka Prydza wydanego pod aliasem Cirez D. To właśnie “On Off” jest bazą omawianej współpracy. Wynik tego połączenia jest bardzo kreatywną propozycją od Brytyjczyka.
Zostajemy przy housowych klimatach, przechodząc do… Swedish House Mafii. Tutaj już przychodzę z własnymi domysłami. Przy pierwszym odsłuchu “Psycho” od razu w głowie pojawił mi się niewydany utwór od legendarnego trio. Domyślam się, że Rob przy produkcji tego kawałka mógł zainspirować się motywem wprost z “Frankenstein” nagranego wraz z A$AP Rocky’m. Jeśli się w tym aspekcie nie mylę, to trzeba jedynie pogratulować Robowi. Gdy Twoi ulubieni wykonawcy nie śpieszą się z wydawaniem produkcji, trzeba brać sprawy w swoje ręce…
Nie ukrywam, że po ogłoszeniu tracklisty albumu “Organ”, gdy zobaczyłam przy jednym z utworów dopisek “feat. Liam Bailey” czekałam z niecierpliwością na efekt tej współpracy. W ramach “Lord’s Prayer” dostaliśmy kawałek solidnego dnb, który wpada w ucho. Mam wrażenie, że lekko odwołuje się on do klimatów, jakim otaczał się ten gatunek na początku lat 2010. Od razu skojarzyłam go z twórczością pochodzącą z pierwszych albumów Chase and Status. “Sensory Division” jest idealnym zakończeniem albumu, podsumowaniem zawartej na nim twórczości. Klimat nasuwa mi inspirację klasykiem, jakim jest “I Remember” od Deadmau5a i Kaskade. Co ciekawe, przy jego produkcji pomagał Nicolaas Douwma, czyli… sam Sub Focus. Umieszczenie ich wspólnego “Desire” obok tego kawałka w trackliście albumu nie jest przypadkowe. Ostatni utwór na albumie jest swoistą stylistyczną kontynuacją i ewolucją tego, co usłyszeliśmy przy ich wcześniejszym kolabie.
Gdzieś już to słyszałam
Na albumie również znalazły się utwory, które już od dłuższego czasu były wydane jako zupełnie osobne single. Najstarszym z nich jest “Devotion”, czyli wiecznie żywy track, który jest esencją stylu reprezentowanego przez Dimensiona. Wspomniane wcześniej “Desire” wyprodukowane wraz z Sub Focusem był przełomowym utworem w jego karierze. “Love to Give” wydane w ramach współpracy ze swoim muzycznym kolegą Culture Shockiem prezentuje łagodniejszą stronę ich muzycznego widoku na świat. Co z tytułowym utworem? “Organ” jest po prostu definicją Dimensiona. Nic więcej dodawać nie trzeba.
Dojrzałość artystyczna
Zdecydowanie ten album należy zaliczyć do topki płyt reprezentujących scenę drum and bassu wydanych na przestrzeni ostatnich lat. “Organ” jest muzyczną definicją unikatowego stylu, który na przestrzeni lat wykształcił Dimension. Styl ten ukazuje jego perfekcjonizm, wrażliwość i spowodował, że Rob w końcu pewnie poczuł się w swoim muzycznym środowisku. Utwory zarówno te, co są mocniejsze, jak i pokazujące delikatniejszą stronę artysty reprezentują wysoki poziom i w pewnym rodzaju kunszt artystyczny.
Niestety nie jest on idealny. Pomimo wielu dość oryginalnych koncepcji i pokazania się Dimensiona z zupełnie nieznanej strony, czasem zdarzają się te monotonne momenty. Tytułowy “Organ” najmniej się mi spodobał, jest zbyt oklepany. Zdecydowanie na plus wyszły eksperymenty w “UK Border Patrol”, “Altar”, “Domino” czy “Plus Minus”, a mocne “Offender” i pokrewne utwory mają szanse podbić tegoroczne festiwale.
Trochę też nie za bardzo czuję ułożenie tracklisty albumu. Jak zgadzam się z koncepcją, jaka stoi za utworami, które rozpoczynają i kończą “Organ”, tak reszta kawałków jest trochę rozrzucona. Brakuje odpowiedniego zarządzania napięciem. Z miłą chęcią chciałabym, by następny krążek Dimensiona był bardziej spójny. Doskonale rozumiem, że jest to debiut i w pewien sposób portfolio, popis jego umiejętności, jednak takie “Portals” od Sub Focusa i Willkinsona czy “Ex Machina” Metrika rozkochały mnie w prezentacji określonego klimatu w ramach jednego wydawnictwa.
Podsumowanie
Pomimo tych zastrzeżeń muszę przyznać, że “Organ” to album, do którego będę wracała bardzo często. Jako słuchacz identyfikuje się z wrażliwością artystyczną, jaką przekazuje w niej Dimension. Poprzeczki stawiane w innowacyjnych propozycjach mogą zachwycić fanów EDMu, a najmocniejszą stroną krążka są do tej pory niepublikowane kawałki. Łatwość poruszania się między liquid drum and bassem, a inspiracjami płynącymi z innych gatunków jest czymś godnym pozazdroszczenia. Pomimo wysokich oczekiwań z mojej strony, nie jestem zawiedziona debiutem Brytyjczyka. Jest to zdecydowanie album do muzycznego podziwiania, a charakterystyczny styl Roba będzie w najbliższym czasie inspiracją dla nowego pokolenia muzycznego.
Ocena: 9/10