Swedish House Mafia powraca. Tym razem na serio i nie ma co tu podważać. We wstępie oraz pierwszych akapitach tego tekstu chciałabym przeprosić, oraz wyjaśnić, dlaczego w poprzednim tekście zwątpiłam w realność ostatnich doniesień. Felieton piszę z perspektywy osoby, dla której szwedzkie trio – poprzez działanie w opisywanym projekcie, jak i jako twórcy solowi – jest dla mnie bardzo cennym podmiotem na scenie muzyki elektronicznej. Jednak co się stało, że jako fanka trzech kropek mogę szczerze powiedzieć, że do nowości od SHMu podchodzę neutralnie?
Pierwsze przecieki nie były zbyt wiarygodne
Cały marketing kreowany wokół Swedish House Mafii, szczególnie w ostatnich latach, był bardzo uważnie prowadzony. Główną rolę gra tutaj minimalizm czy świetne wyczucie stylu współpracującego z chłopakami artysty Alexandra Wessely’ego. Nie ukrywam – od powrotu trzech kropek cała ta estetyka pokrywała się z moim poczuciem gustu. Oprócz działań muzycznych czekałam na kolejne elementy ich identyfikacji wizualnej, a z tyłu głowy miałam nadzieję, że śmiertelnicy będą mogli kupić ubrania z ich współpracy z Virgilem Ablohem (Off White) czy Palm Angels, które nosili podczas występu w 2018 w Miami.
Mając z tyłu głowy te wszystkie artystyczne działania, które towarzyszyły Szwedom przy trasie koncertowej nie mogłam brać na poważnie plakatu, w którym nie zachowano podstawowych zasad danej identyfikacji wizualnej. Jako perfekcjonistce i osobie siedzącej w takich tematach z tyłu głowy miałam same alerty mówiące, że coś tu śmierdzi. Całe odczucie potęgował fakt, że na przestrzeni kilku miesięcy napisałam – wraz z moimi redakcyjnymi kolegami – kilka artykułów o nowych informacjach związanych ze Swedish House Mafią, a nadal, po 2 latach od festiwalowej trasy koncertowej, o działalności chłopaków było cicho. Żadne z wcześniej przekazywanych plotek o premierach, do tej pory się nie sprawdzały. Więc niby czemu teraz nagle teraz fanowskie doniesienia miałyby się potwierdzić?
Nadal uważam, że powyższy plakat był twórczością lokalnego fana szwedzkiego trio. Jednak, jak teraz widać – data jednak nie była przypadkowa. Wszystkie znaki na niebie i ziemii mówią, że wtedy Swedish House Mafia wyda pierwszy po 9 latach singiel. Jednak nadal w tym wszystkim nie pasuje mi okładka, która podobno wyciekła ze Spotify. Obecna wersja grafiki nie pasuje mi do tego, co wcześniej prezentowano w ramach promocji twórczości mafiosów. Mam wielką nadzieję na to, że finalnie dostaniemy coś lepszego.
Potwierdzone info: jednak wracają
Ostatnie zdjęcia, które fani projektu tworzonego przez Axwella, Sebastiana Ingrosso i Steviego Angello udostępnili w sieci potwierdzają ostatnie plotki. Pierwszymi znakami, że coś może być na rzeczy, były polubienia przez Axela postów o powrocie SHMu. Osobiście ja takich rzeczy nie traktuje serio. Media społecznościowe nie są czarno białe. Sama często i gęsto ironicznie obserwuje czy daje reakcje postom oraz twórczości, która mnie śmieszy czy wywołuje skrajne emocje. Jednak tu fani wywęszyli co nie co. Innym działaniem w social mediach, które już jaśniej daje nam do zrozumienia jest publikacja na Instagram Story od @kee_. Konto to prowadzi żona Sebastiana Ingrosso. Kee udostępniła zdjęcie z Times Square, gdzie na jednym z ekranów wyświetliła się wspólna reklama Swedish House Mafii i Spotify. Druga marka pojawiająca się w materiałach promocyjnych (nie)stety nie pozwala nam śmieszkować, że może 15/16 lipca dostaniemy kolejny drop merchu. (Kto jeszcze pamięta odliczanie, które zakończyło się w dniu występu SHMu na Open’erze?)
Swedish House Mafia jest częścią mnie
Czytając nagłówek tej sekcji pewnie wielu z was pomyślało, że jestem psychofanką tego producenckiego trio. Z ręką na sercu – szczególnie po latach – mogę powiedzieć, że nią nie jestem. Albo już nie jestem. Nadal chętnie pojechałabym na solowy set każdego z twórców SHMu.
Czekałam z niecierpliwością na ich występ na Openerze, na którym nieraz leciały mi łzy z przesytu emocji. Ten występ uważam za jeden z najważniejszych i najlepszych doznań koncertowych, jakie do tej pory przeżyłam. Utożsamiałam się zarówno z setlistą, jak i z wizualną stroną produkcji. To nie był zwykły występ – czułam się, jakbym była na dużym festiwalu, jak i zarazem w kinie czy teatrze. Wszystkie elementy show mi się podobały oraz dały mi kreatywnego kopa do dalszej pracy nad swoją działalnością artystyczną. Do tego podczas tego seta poznałam fajnych ludzi, z którymi mam kontakt do dziś.
Rok wstecz – wspólny występ Axwella i Ingrosso na Orange Warsaw Festival z 2018 roku również jest dla mnie szczególnym wydarzeniem. To właśnie wtedy byłam pierwszy raz na secie globalnie rozpoznawalnych DJi, a do tego takich, których od lat śledziłam i ceniłam. Nawet koszulkę zrobiłam z tej okazji!
Pomimo tego, że do Warszawy na imprezę głównie wybrałam się dla Florence + The Machine (pozdrawiam wiankowe świry 🙃), którzy mieli występ przed Szwedami, to właśnie ostatni występ festiwalu wspominam najczęściej. Pod sceną (od razu mówię – bez żadnych używek) odleciałam. O 23:00 czułam największe zmęczenie w swoim życiu. Od rozpoczęcia seta odżyłam jak nigdy wcześniej. Przez godzinę bawiłam się fantastycznie i zaraz po skończeniu się występu nie mogłam doczekać kolejnego takiego przeżycia. To właśnie wtedy stwierdziłam, że w ciągu najbliższych 5 lat jadę na Sunrise czy inny lokalny festiwal EDMowy. Co śmieszniejsze, już w 2019 roku bawiłam się na terenie Podczela ze swoim przyjaciółmi. Łatwo poszło.
Duże emocje w mej piwnicy
Największe ciarki, jakich doznałam siedząc przed komputerem, przeżyłam w 2018 roku. Jak łatwo się domyśleć, chodzi mi o powrót SHMu podczas UMF Miami. Świadomie na twórczość trzech kropek trafiłam po 2014 roku, czyli już po rozpadzie formacji. Wcześniej trafiałam na ich kawałki na playlistach na serwisach streamingowych, a z “Save The World” mam wiele dobrych wspomnień. Nie ukrywam, że długo też nie byłam świadoma, że w skład Swedish House Mafii wchodzi Axwell, Angello czy Ingrosso. To były czasy, gdy nie patrzyłam na gatunki, słuchałam tego, co wpisywało się w moje gusta, a EDMu słuchałam doraźnie, nie śledząc na co dzień sceny. No dobra, można powiedzieć, że w pewnym momencie byłam drum and bassowym freakiem, ale te klimaty we mnie siedzą od dawna.
W pełni śledzić scenę elektroniki zaczęłam po 2016 roku (ta, nic pewnie nie wiem o tym, zero doświadczenia, a piszę na Shining Beats!). Dlatego doniesienia o powrocie chłopaków były dla mnie na tyle fascynujące, że wstałam z rana specjalnie na ten występ i… co mam powiedzieć, byłam zachwycona. Szczerze powiem, że pod względem muzycznym to był pierwszy set od dawna, który pasował mi w 100%. Szczerze nie zdziwię się, jeśli ludzie wokół mnie tego dnia mieli mnie dosyć – na pewno cały dzień mówiłam, co się stało z rana. Aż miło mi się wspomina tę nastoletnią fascynację.
Utożsamiam się z twórczością Szwedów
Dlaczego uważam, że SHM jest częścią mnie? Jeśli utożsamiam się z poczuciem estetyki danych twórców, to często sama inspiruje się ich pracami. Pomimo tego, że działam w sztukach wizualnych, to akurat dzięki muzyce często wpadam na ciekawe pomysły. To właśnie ona pobudza moją kreatywność, dzięki niej moje projekty wyglądają tak, a nie inaczej. Nie rozstaję się ze słuchawkami. Dlatego też jestem wdzięczna, że w Shining Beats mogę łączyć obie pasje.
Wracając do trzech kropek. W ich kreacji prócz muzyki fascynuje mnie spójność, minimalizm całej otoczki i artystyczny aspekt. To mnie inspirowało do wielu prac, dzięki powstały pracę bezpośrednio odnoszące się do tych producentów – jak i dotyczące ich solowej, tak i wspólnej działalności, jak i pośrednio (lubię ukrywać smaczki!). Jak wspominałam, moim marzeniem jest trafienie na set Axwella i Steve’a Angello. Artyści Ci występowali już na naszych terenach, ale wtedy na eventy jeździć jeszcze nie mogłam. Właśnie dla spełnienia takich małych marzeń również (nadal) żyję. To mnie w pewien sposób napędza, do bycia tym, kim jestem.
To dlaczego mnie to już nie jara?
Finalnie myśląc o powrocie projektu chłopaków, mam w głowie bardzo mieszane uczucia. Po pierwsze – za długo na to czekaliśmy. Mam wrażenie, że nie tylko u mnie hype związany z powrotem minął bezpowrotnie. Dwa czy trzy lata po pierwszym występie formacji ogłaszającym ten fakt to stanowczo za długo, by podtrzymać tę naturalną ciekawość “co dalej?”. Sama patrząc z perspektywy czasu uważam, że przy tym wszystkim długo zapominano o fanach, a patrzono na marketing. Czuję w tym wszystkim pewną barierę – magiczną ścianę, gdzie nie dopuszczano osób z zewnątrz. Brakuje w tym wszystkim tego ludzkiego aspektu. Wszystko jest starannie zaplanowane. Aż zbyt starannie. Z perspektywy fanki czuję, że to jest gdzieś daleko, nie jest osiągalne.
Myśli te potwierdzają wczesne ruchy zespołu – gdzie były akcje polegające na odliczaniu do danej daty. Pierwsze z nich zakończyło się startem konferencji, która… była po szwedzku. Bez żadnych napisów, bez tłumacza na angielski. Cały EDMowy świat czeka na nowe doniesienia z waszej strony, a wy nigdzie nie zaznaczacie, że najnowsze ogłoszenie kierujecie na swój lokalny rynek?! Głupia ja oglądałam tę transmisję, w sumie domyślając się, co się na niej dzieje. Tak pewnie robiło i 90% odbiorców tego filmu. Wszystko z powodu ciekawości, wszystko z powodu hype’u.
Merch czy mem?
Pamiętam, jak czytałam Reddita, gdzie lud był niezadowolony z merchu, który został wypuszczony po występie w Miami. Dziwna rozmiarówka, prawdopodobnie w zamierzeniu oversize’owa, problemy z przesyłkami czy zamówieniami raczej nie spowodują, że fani będą zadowoleni. Ba, ubrania Swedish House Mafii w moim odczuciu są pewnym memem w naszym środowisku. Jeszcze rozumiem i bardzo lubię koncept ubrań oversize, jednak nie uważam, by była to słuszna koncepcja kroju (?) dla produktu, który trafia do szerokiego grona osób. Pamiętam sytuację, gdy na Open’erze kupowałam swój pamiątkowy t-shirt (kto mnie zna wie, że lubię kolekcjonować merch ulubionych artystów) i standardowo poprosiłam o Mkę, bo lekką i zgrabną dziewczyną nie jestem. Pani obsługująca ten punkt zasugerowała mi Skę i nie robiła sobie jaj. Oczywiście, żeby nie było – dzianina jakościowo jest okej.
Podczas Open’era zakończyło się kolejne odliczanie, jeszcze przed polskim występem “świętej trójcy”. Nikt nie był zdziwiony ogłoszeniem kolejnej partii fanowskich ubrań, choć z tyłu głowy każdy miał tę nadzieję na wypuszczenie choć jednego utworu.
Jak tam trasa koncertowa?
Z drugiej strony rozumiem koncept trasy z 2019 roku. Jednak ideą koncertów jest to, by pokazać publiczności zarówno te legendarne utwory, jak i zagrać, przetestować premierowe produkcje. Artyści chcieli, by nowa muzyka była tylko słyszana na ich koncertach. Jednak trzymanie latami w szufladzie czegoś, co już lata po internecie i kto chciał, ten odsłuchał je setki razy mija się z celem. Jeśli teraz zostanie wypuszczone takie “Underneath It All” w pierwotnej wersji, wielu z nas przejdzie obok tego obojętnie. Zamiast ekskluzywności materiału wyszło coś zupełnie odwrotnego.
Pikanterii do tego wszystkiego dodaje fakt, że jadąc na takiego Open’era nie byłam w 100% pewna, czy to wszystko się odbędzie. Co prawda w lineupie festiwalu byli inni artyści, których chciałam usłyszeć, ale to SHM był tym, dlaczego finalnie kupiłam bilet. Wcześniej, w dniu występu odwołano ich koncert na Ultra Korea. Później, po występie trio w Polsce, też nie było ciekawie. A to zaginął czy zepsuł im się sprzęt, a to uszkodzili ekrany na Creamfields, a to mieli zamykać Tomorrowland, choć finalnie to się nie stało.
Wiele osób z branży oskarżało Axwella, Ingrosso i Angello również o żerowaniu na nostalgii wielu fanów EDMu i skok na kasę. Z perspektywy czasu również uważam, że poszło tu coś bardzo nie tak.
A po trasie… zapadli się pod ziemię. Jedynie było widać solową działalność Axwella, który wydawał własne remiksy czy współpracował z Gagą nad Chromaticą. Prywatnie twierdzę, że w tym wszystkim mógł przeszkodzić koronawirus. Jednak pomimo takiej, a nie innej sytuacji, jaka miała miejsce, tak długa przerwa zdążyła utwierdzić nawet największych fanów w tym, że raczej z tego już nic nie będzie. Doskonale nawet pokazuje to głosowanie, które ma miejsce na łamach radia Tomorrowland. W czasie, gdy SHM wrócił, ich “One” wylądowało na szczycie głosowania. Wystarczyły dwa lata, by utwór ten nie miał swojego miejsca w pierwszej 10. W 2021 roku zajął on zaledwie 13. pozycję. Idealnie to obrazuje fakt, że Szwedzi nadal liczą się na rynku, ale już mało kto dalej ma siłę na to, by ciągle czekać.
Ja już tego wszystkiego nie czuję
Osobiście widząc kolejne, do tego oficjalne doniesienia o powrocie Swedish House Mafii, scrolluję je jak każdy inny post. Nie czuję tego. Owszem, w czwartek czy piątek wejdę na Spotify i odsłucham ten utwór, z czystej ciekawości. Niemniej nie mam już w sobie tej nutki tego, co by mnie popychało do szukania przecieków. Za dużo minęło, by ta “powrutowa” fascynacja mnie nadal trzymała. Szczerze bardziej bym się przejmowała, gdyby Axwell czy Angello wypuścili solo coś nowego.
W moich oczach SHM – niestety – stał się produktem. Wystarczyło kilka lat, by z przyjaciół robiących dobrą robotę stali się – dla mnie – machiną marketingową, gdzie muzyka i fani grają drugie skrzypce, a liczy się kreacja. Mam nadzieję, że mój obecny obraz trzech kropek w najbliższym czasie zostanie zmieniony. Ciekawa jestem, czy moją – oraz innych fanów – fascynację uda im się przywrócić.