Dekada w branży minęła jak jeden dzień. Jackob Rocksonn dla Shining Beats [WYWIAD]

W trudnej dżungli trance’owego i klubowego środowiska przetrwał ostatnią dekadę. Słodko czy gorzko – jak podsumuje ją Jackob Rocksonn?

pdc

Jackob Rocksonn świętuje w tym roku 10-lecie swojej obecności na scenie. Choć jego kariera ma już zapisanych niemało kart, to w dalszym ciągu jest on postrzegany jako “młody gniewny”. Ostatnie lata stanowią jednak stały progres i udowodnienie swojej wartości. 2025 rok producent rozpoczyna trzęsieniem ziemi, czyli właśnie wydaną EP-ką dla Deep In Thought, siostrzanej wytwórni dla VII, marki Johna Askewa.

Właśnie z okazji tego dziesięciolecia z Jackobem Rocksonnem porozmawiał inny człowiek, który w swojej profesji obchodzi 10-lecie. Piotr Dobrowolski, który działa z nami już od lat pięciu, zapytał Jakuba o obecną formę polskiego clubbingu, jego relację z Johnem Askew’em, a także o to, jak udaje mu się łączyć działalność muzyczną z byciem tatą.

pdc

Miłej lektury!

pdc

Jackob Rocksonn – wywiad dla Shining Beats

Piotr Dobrowolski (Shining Beats / Z Dobrej Woli): Obaj możemy się pochwalić co najmniej 10-letnim stażem w tym pięknym, trance-owym, klubowym światku, choć każdy z nas robił co innego i ma inne doświadczenia. Zacznijmy może od tego, jak wiele zmieniło się w Twoim charakterze, otoczeniu i postrzeganiu świata przez ostatnią dekadę? Jakie szczególne różnice widzisz między dawnym a dzisiejszym sobą?

Jackob Rocksonn: Hej Piotrze! Witam też wszystkich czytelników Shining Beats. Parafrazując klasyka: 10 lat minęło jak jeden dzień, niczym strzał z bata. Powiedzieć, że wydarzyło się w tym czasie dużo, to jak nie powiedzieć nic. Gdy zaczynałem moją przygodę z produkcją muzyki, nie spodziewałem się, że zajdę tak daleko. Mój charakter za bardzo się przez ten czas nie zmienił. Jestem nadal osobą, która uzewnętrznia się głównie poprzez graną i produkowaną przez siebie muzykę: od progresive trance, po tech trance. Przez te 10 lat spotkałem bardzo dużo naprawdę fajnych ludzi, z którymi teraz działam w projekcie Victims Of Trance. Zobaczyłem jak wygląda branża od środka i spełniłem swoje największe marzenia: supporty w „A State Of Trance”, granie na Luminosity Beach Festival, wydawanie mojej muzyki u moich trance’owych mentorów. Co będzie dalej… czas pokaże.

Kiedyś słuchałem tylko klasycznego trance, takiego sprzed 2008 roku i wydawało mi się, że „aktualne” wydania (czyli z okolic 2010 roku) to badziew. Teraz, kiedy sam jestem producentem i czuje, że mam wpływ na to, jak ta muzyka brzmi. Czuję, że robię coś dobrego, co zostanie zapamiętane przez odbiorców.



Pamiętasz swój pierwszy kontakt z muzyką klubową? Pierwszy numer, album lub imprezę, gdzie poczułeś – chcę być częścią tego w przeszłości?

Moja przygoda z muzyką elektroniczną zaczeła się w 1999 roku. Oczywiście, nie wiedziałem wtedy, że to się tak nazywa. W radiu, które dostałem na komunię, ustawiłem fale na 105,8 FM, gdzie odkryłem listę DMC w Muzycznym Radiu. Warto zaznaczyć, że ta lista prowadzona jest do dnia dzisiejszego i przez cały ten czas za jej sterami jest Maciej Wowk.

W późniejszym okresie poznałem A State Of Trance. Prawdopodobnie pierwszy epizod, jaki wysłuchałem, miał numer 197. Duży wpływ na mój gust muzyczny mieli ATB, Tiesto i Armin van Buuren. Potem dołożyłem słuchanie setów z polskich klubów (jak Protector czy Ekwador) i tak zakwitała we mnie myśl, że chciałbym kiedyś robić to samo – zostać DJ-em. Z perspektywy czasu, jedyne czego żałuję teraz, to fakt, że nie zacząłem produkcji muzyki wcześniej.

Future Sound Of Egypt 350 w Lubiążu, tegoroczny debiut na Luminosity Festival czy niedawny występ na afterparty VII w Londynie – w jakiej kolejności ustawiłbyś je, zaczynając od najlepszego występu?

Każdy z nich miał dla mnie ogromne znaczenie. FSOE 350, które było podpięte pod Electrocity w 2014 roku, było moim pierwszym występem przed publicznością, dlatego mam ogromny sentyment do tego wydarzenia. Przez kolejne 10 lat udało mi się wystąpić na wielu festiwalach oraz imprezach klubowych w Polsce oraz za granicą. W każdym z nich mógłbym odnaleźć coś fajnego i gorszego, ale jeżeli rzeczywiście miałbym wybierać, to zdecydowanie Luminosity Beach Festival w Holandii jest moim numerem jeden. Opieka nad artystą, jakiej nie doświadczyłem nigdzie indziej, a także ten niesamowity klimat, jaki tam panuje, wyróżnia go na tle innych.

Jednak nie mogę tutaj pominąć ostatniej imprezy VII w Londynie – czuję wielką dumę z tego, że zostałem przez nich zauważony… może nawet bardziej niż w Polsce, choć muszę uczciwie przyznać, że ostatnio trochę się to zmieniło na plus, z czego naprawdę się cieszę. Nie mogę się już doczekać mojego debiutu na nadchodzącym Dreamstate w Gliwicach.

“Nasze polskie podwórko jest według mnie nadal bardzo toksyczne”

Mówią, że poznanie swojego idola, bardzo często kończy się rozczarowaniem. Czy miałeś takie doświadczenia?

Wydaje mi się, że takiej sytuacji nigdy nie miałem, chyba zawsze były to pozytywne spotkania.

Od kilkunastu miesięcy jesteś na celowniku Johna Askewa, niezaprzeczalnej legendy UK trance, założyciela VII. Przeglądając Twoje wpisy, czuć, że macie ze sobą dobry kontakt.

Można powiedzieć, że wstrzeliłem się w styl Johna perfekcyjnie. Gdy wysyłałem mu swoje pierwsze demo, czyli “Dance For Me”, przesłał mi jedynie jedną poprawkę, która według niego sprawiła, że utwór brzmiał lepiej. Po kilku tygodniach przypadkowo usłyszałem, że zagrał to na Amsterdam Dance Event, więc postanowiłem przesłać mu “Tribesman”. John odwdzięczył mi się supportem tego numeru na A State Of Trance w Rotterdamie, na 3 miesiące przed oficjalnym wydaniem.

Potem stwierdził wprost – mam mu wysyłać wszystko, co stworzę. W tym momencie na wydanie czeka aż 5 singli w Deep In Thought, sub-labelu VII. Jestem przekonany że, to jest droga, którą chcę prowadzić swoją kariere. Oprócz tego, mamy też prywatnie świetny kontakt, co jest dla mnie bardzo ważne.



Kojarzysz pewnie tego starego mema, w którym producenci – np. z Holandii – potrafią podać sobie pomocną dłoń, wspierają się, zaś polscy spychają się w dół. Czy nadal tak jest? Wydaje mi się osobiście, że scena jest już ciut zdrowsza niż dawniej, ale może masz inne spojrzenie na ten temat?

Nasze polskie „podwórko” jest według mnie nadal bardzo toksyczne, zwłaszcza przez zakorzenioną mentalność i wcale dużo się w tej kwestii nie zmieniło. Ok, jeżeli mówimy stricte o trance oraz produkcji muzyki, są osoby, z którymi współpraca układa się znakomicie, ale są również takie, które – w mojej ocenie – są sztucznie “pompowane” i mam spore wątpliwości co do ich samodzielności w tworzeniu swoich utworów.

Czasem chce mi się śmiać z tego, co widzę na socialach, choć wiem, że prawda o tym, kto rzeczywiście potrafi zrobić coś w programie lub kto faktycznie zrobił dany numer, jest nieco inna. Wydaje mi się jednak, że w dzisiejszych czasach nie ma to większego znaczenia. Zaczynamy też żyć w czasach wszechobecnego AI, które posiada lub niedługo będzie posiadało takie możliwości, że wręcz niemożliwym będzie zweryfikować prawdziwość wykonawców.

Jeśli chodzi o DJ’owanie czy bookingi – sytuacja jest niestety bardzo kiepska i nic nie wskazuje na jakąkolwiek poprawę. Coraz więcej klubów upada, co spowodowane jest zmieniającymi sie trendami muzycznymi, kosztami utrzymania takich miejsc oraz coraz mniej wymagającą publicznością, która aktualnie bardziej dba o pełną baterię w telefonie niż wybranie się do klubu. Żeby się utrzymać, właściciele nie zapraszają już DJ-ów, tylko ludzi internetu, rzadko mających cokolwiek wspólnego z muzyką. Narażę się pewnie niektórym, ale trzeba o tym mówić. Tendencja, jaka panuje w naszym kraju, to przede wszystkim imprezy retro i „vixa”. Ludzie tacy jak ja, czyli nieco ambitniejsi, nie mają wielkich szans pokazania się w klubach, a – kto wie – może wtedy powróciłby do nas stary, dobry clubbing.

pdc

pdc

“Victims Of Trance to prywatnie grupa przyjaciół”

Twoja inicjatywa Victims of Trance jest zdecydowanie czymś pozytywnym na naszym poletku; dałeś możliwość rozwoju nie tylko sobie, ale takim osobom, jak: Jackob Roenald, Lucas Deyong, 0Gravity, Mike Moor i kilku innym. Czy czujecie, że dobrze spełniacie założone sobie na początku cele?

Na samym początku, “Victimsi” mieli tworzyć tylko i aż regularny, cotygodniowy radioshow, w którym bedą prezentowali się artyści z naszego teamu oraz zaproszeni goście. Pomysł wpadł mi do głowy w czasach znanego wirusa, kiedy zostaliśmy zamknięci, odcięci – nie można było robić niczego związanego z rozrywką i spotkaniami z ludźmi. Z czasem kiedy wszystko się zluzowało, zaczęliśmy grywać w Polsce. Na We Love Trance Club Edition mieliśmy swoją scenę, która zrobiła mega show; nawet sam Cold Blue powiedział mi, że pomylił nasz stage z głównym, widząc, co się działo na naszej.

W międzyczasie, do ekipy dołączyli chłopaki z duetu 0Gravity, zaś Martin Sand póki co zawiesił swoją działalność, ale mam nadzieję, że – prędzej czy później – powróci do nas. W 2023 postanowiliśmy zrobić krok do przodu i zorganizowaliśmy pierwszą edycję Victims of Trance Night w Poznaniu. Impreza przerosła moje oczekiwania i wiedziałem, że będziemy ją kontynuować. Miłe było to, że w ostatnim czasie gdziekolwiek nie graliśmy, wszędzie pytano nas, czy odbędzie się kolejna impreza z tego cyklu. Z tego miejsca zapraszam 22 marca br. do Poznania na drugą edycję, na którą zaprosiliśmy naszego dobrego znajomego z Niemiec – Inobliviona.

Wracając do nas – Victims to prywatnie grupa przyjaciół. Z jednymi znam się dłużej, z innymi krócej, ale w tym gronie jesteśmy ludźmi, którzy pomagają sobie nawzajem. I to nie tylko w kwestiach muzyki (czyli produkcji, gdzie wysyłamy sobie nasze projekty do oceny, zgadujemy się prywatnie lub na Zoomie, jeździmy też na wspólne imprezy, również za granicą). Najważniejsze jest jednak to, że każdy z nas ma wsparcie w reszcie ekipy, także w bardzo prywatnych sprawach i uważam to za wspaniałe. Jak mówią: „w kupie siła” i na naszym przykładzie widać to bardzo dobrze. Poza tym, wszystko przed nami. Na razie świętujemy przekroczenie liczby 200 epizodów naszego show, którego wszystkie odcinki znajdziecie na naszym Soundcloudzie.

Powrócę na chwilę do środowiska VII, a właściwie do Willa Atkinsona oraz kilku innych twórców, jak np. Ben Nicky czy Billy Gillies. Wymienieni panowie odeszli dość mocno od swoich stricte trance’owych korzeni, w strony, które przyniosły im bardziej komercyjne sukcesy. Nie chcę ich krytykować, nawet jeśli bardziej podobały mi się ich starsze produkcje. Nie mam też prawa im tego zabraniać, ale jest mi nieco żal ich dziedzictwa. Jakie jest Twoje podejście do obecnego hard-dance’owo / rave’owego trendu?

Mam bardzo podobne zdanie w tym temacie. Ale wiesz – lepszy pieniądz, kolokwialnie mówiąc. Po części rozumiem ich. Wiadomo, że to ich główne źródło utrzymania i przejście w komercyjny styl daje im większe możliwości oraz grono słuchaczy, co przekłada się na profity. Ja osobiście tego nie czuję i cały czas bliżej mi do undergroundu, niż do tamtych brzmień. Wydaje mi się, że jest to trend, który jest modny tylko na chwilę. Z wymienionych przez Ciebie twórców jest mi trochę szkoda Billy’ego, ponieważ uwielbiałem jego stricte trance’owe produkcje.


Czy udaje Ci się sukcesywnie łączyć karierę z wychowaniem pierwszego dziecka? Więcej w tej kwestii trudności czy jednak dajecie sobie wspólnie radę bez większych problemów?

Na początku myślałem, że po narodzinach trzeba będzie zawiesić słuchawki na haku i dać sobie z tym spokój, co nawet w pewnym momencie nastąpiło, tym bardziej, że traktuję to jako moje hobby. Jednak żona przekonała mnie, żebym nie rezygnował. Fakt, że przez pierwszy rok miałem bardzo ograniczone możliwości produkcji, lecz potem było już lepiej.

Nad muzyką pracuję tylko w weekendy, głównie w nocy, kiedy już wszyscy zasną. Udało mi się wyrobić sobie nawyki, które umożliwiają mi szybciej pracować nad projektami. Teraz ogranicza mnie tylko etat oraz – czasami – brak weny.

“Ciągłe zarywanie nocy odbiło się trochę na moim zdrowiu”

Jak często zdarzało Ci się (a może nawet jeszcze zdarza) chcieć rzucić to wszystko… i wyjechać w mentalne (lub dosłowne) Bieszczady? Co sprawiło, że muzyka zawsze wygrywała z ewentualnymi słabościami?

Zdarzą się to klika razy w roku. A spowodowane jest to tym, że – niestety – nie mam tyle czasu, chciałbym mieć na zupełne poświęcenie się muzyce. Ciągłe zarywanie nocy odbiło się trochę na moim zdrowiu, przez co musiałem zmienić styl życia. Patologia dziejąca się w polskim clubbingu też niepotrzebnie zaprzątała mi głowę, jednak zablokowanie kilku osobistości z branży i nieobserwowanie tego, co się dzieje, naprawdę pomogło.

Uskrzydlają mnie dodatkowo wiadomości od Askewa, który bierze kolejne single, a także supporty, których w poprzednim roku miałem sporo – to bardzo motywuje… Do pełnego szczęścia brakuje jedynie większej ilości bookingów.


Zbliżając się do końca, chcę zadać Ci kilka „szybkich strzałów” – krótkie pytania i (w miarę) krótkie odpowiedzi:

a) Twoja produkcja, z której jesteś najbardziej dumny?


„Tribesman” – track zrobiony w 2 dni, grany na ASOT oraz często grany przez John’a Askewa.

b) Największy powód do wzruszenia podczas grania dał Ci…?

Występ na Luminosity… gdy zostałem zaproszony na ten festiwal, moja mama była już bardzo chora, a wiedziała, że możliwość zagrania na tym wydarzeniu, jest moim marzeniem. Niestety nie doczekała tego dnia.

c) Nie wyobrażasz sobie życia bez?

Mojej rodziny, spokoju, chociaż 30 minut dziennie z muzyką, rozmów z moimi ludźmi z Victims, dobrego jedzenia.

d) Armin van Buuren – największy artysta czy szkodnik sceny trance?

Z perspektywy czasu: zdecydowanie nawiększy artysta.

e) Najbardziej wymarzony collab stworzyłbyś z…?

Z Johnem Askewem lub Simonem Pattersonem; patrząc na aktualny rozwój sytuacji, są to marzenia, które mam szansę urzeczywistnić.

f) Polski lub zagraniczny talent, który w następnej dekadzie wystrzeli z prędkością światła?

Bezapelacyjnie: 0Gravity. Materiał, który chłopaki mają już podpisany (np. w Future Sound Of Egypt) to jest absolutny top, do tego booking na tegorocznym Luminosity Beach Festival. Jestem dumny, że kolejne osoby z naszej ekipy będą mogły wziąć udział w tym wydarzeniu. Życzę każdemu z Victimsów takiego wystrzału. A jeśli miałbym wskazać kogoś zza granicy – Zach Zlov oraz Tranzvisson.

Na sam koniec chciałbym zapytać Cię o najbliższe plany wydawnicze oraz o to, jak wyobrażasz sobie swoją drugą dekadę jako producent?

Na ten moment, jak już wcześniej wspomniałem, mam podpisane kilka singli w Deep In Thought, w tym właśnie wychodzące „Invasion EP”. W kolejce czekają też numery dla Ballistic Records oraz Outburst Records. W międzyczasie wrzucę jakies darmówki na mój Soundcloud, macie moje słowo.

Mogę też zdradzić, że w drugiej połowie roku Vicitms of Trance Night odbędzie się za granicą, z czego jesteśmy naprawdę zadowoleni. Jedyne, czego mogę sobie życzyć na kolejną dekadę, to więcej okazji do grania, spokoju w głowie oraz dalszego rozwoju Victims of Trance.


Najnowszą EP-kę Jakuba – „Invasion” od 31 stycznia znajdziecie w sprzedaży cyfrowej w sklepach (np. Beatport) oraz w serwisach streamingowych.

pdc

pdc

Total
0
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?