Martin Garrix podczas tegorocznego sezonu eventowego swobodnie może mówić o sobie w kategoriach pechowca – w maju podczas występu w Las Vegas uszkodził kostkę, przez co musiał zrobić sobie miesięczną przerwę od grania koncertów. Sytuacja mająca miejsce w ostatnich dniach co prawda nie będzie kosztować Holendra aż tak wiele, ale wciąż do komfortowych zaliczyć ją trudno.
2 września w znajdującej się w kanadyjskim mieście Montreal miejscówce o nazwie Beachclub miał miejsce występ zwycięzcy ubiegłorocznego rankingu DJ Mag Top 100 DJs. Już na samym początku seta plany postanowiła pokrzyżować osa, która dwkrotnie użądliła go w gardło. Nie przeszkodziło to jednak artyście kontynuować występu – o wszystkim dowiedzieliśmy się z Insta Story Oliviera Primeau, właściciela klubu.
Niesamowita historia – oto Martin Garrix, który powrócił na scenę po użądleniu przez osę. Powiedział mi “Je*ać, wracam – tu jest zbyt dobrze, żeby tego nie zrobić!”
Olivier Primeau – właściciel Beachclub’u
Jak powiedział, tak zrobił – po udzieleniu przez personel klubu pomocy medycznej, Holender dokończył swój koncert.
Ta sytuacja pokazuje zaangażowanie dwudziestotrzylatka w swoją karierę i chęć realizowania za wszelką cenę zobowiązań wobec fanów, którzy przyjechali na występ swojego idola i promotorów, którzy go zabookowali. Można było to zobaczyć już w sytuacji z uszkodzoną kostką – po miesięcznej przerwie producent powrócił na scenę o kulach i w specjalnym obuwiu umożliwiającym granie występów pomimo braku pełnej sprawności ruchowej. Postawa godna szacunku!
foto: Louis van Baar