Muzyczny sport ekstremalny. Tak było na Qlimax 2019! [RELACJA]

Parafrazując klasyka – na tym evencie trzeba mieć przy sobie aktualne badania EKG. Szczególnie podczas ostatnich godzin zabawy.

festivaland

Dla takich eventów warto żyć! Tylko takimi słowami należy podsumować festiwal Qlimax, odbywający się corocznie w pięknym holenderskim Arnhem. Stadion zapełniony wzdłuż i wszerz, świetna organizacja, nieziemska scena oraz przede wszystkim potężna dawka muzyki hardstyle oraz hardcore, a do tego oczywiście fantastyczna atmosfera. Event, można by rzec, bliski ideału!

W tym tekście dowiecie się, jakie wrażenia przywieźliśmy z organizowanego od 2000 roku przez agencję Q-Dance festiwalu Qlimax.

festivaland

WYJAZD I PRZYGOTOWANIA

Na wstępie chcielibyśmy zaznaczyć, że wyjazd realizowany był we współpracy z biurem podróży HardTripy – dlatego też będziemy się w tekście odnosić własnie do tego sposobu transportu. Do Holandii wybraliśmy się więc autokarami, wyjeżdżając nocą z 22 na 23 listopada. Zważywszy na fakt, iż jest to jednodniowy festiwal, obyło się bez noclegu.

nastia

Za przejazd (wraz z biletem na event w wersji standard i ubezpieczeniem) należało zapłacić – zależnie od deadline’u – 770 lub 870 zł.

Dobrze jeszcze nie wsiedliśmy do imprezowego autobusu, a już czuć (i przede wszystkim słychać) było wesołą atmosferę. Zainteresowanie wyjazdem wysokie, wszak miejsca zapełnione co do jednego i… No właśnie – tu z początku pojawił się mały problem natury logistycznej – zabrakło po prostu miejsc. Na szczęście opiekunowie wyjazdu problem szybko zażegnali i bez zbędnego przedłużania ruszyliśmy do Holandii przy akompaniamencie hardstylowych kicków.

materiał nagrany nieopodal granicy polsko-niemieckiej

Międzynarodowe podróże autokarami do przyjemnych nie należą – jednak tutaj poszło wszystko dość sprawnie. Kilka postojów po drodze, w tym jeden dłuższy w Niemczech na prysznic czy jakiś posiłek. W Arnhem zjawiliśmy się koło godziny 17. Mieliśmy więc całkiem sporo czasu na tzw. rekonesansik.

POBYT W ARNHEM

A że człowiek jeść coś musi, wybraliśmy się na szamkę do usytuowanego pod areną Gerledome przysłowiowego “maka” – co z racji tego, że do Arnhem przybył również Patryk – rednacz Shining Beats – dziwić nikogo nie powinno 😉

Menu dość podobne do tego które mamy w polskich McDonald’ach. Nie było jednak Burgera Drwala (chusteczki w dłoń). I choć nie jesteśmy blogiem kulinarnym, to musimy w tym miejscu przyznać, że nieobecne w Polsce McFlurry z jabłecznikiem i sosem karmelowym można wcinać bez końca. Obowiązkowa pozycja dla każdego turysty!

Po posiłku wybraliśmy się do centrum, aby trochę pozwiedzać miasto. Pojechaliśmy autobusem miejskim – standardowy bilet, kupowany u kierowcy (można płacić kartą!), kosztuje 2,30 €. Centrum zrobiło na nas dobre wrażenie. Piękna architektura, przytulne uliczki i kamienice. Wszędzie w lokalach i pubach odpowiednia atmosfera – przykładowo, w odwiedzonym przez nas coffee shopie właściciel szybko zorientował się odnośnie naszych preferencji muzycznych i podmienił rapsy na EDM. Szanujemy!

festivaland

nastia

Przed samym eventem wybraliśmy się jeszcze na before do klubu Loft, gdzie odbywało się tradycyjne before party. Piękny świat!

Najlepiej zapamiętamy jednak życzliwość miejscowych ludzi. Każdy, nawet najmniejszy zakup robiło się z uśmiechem na twarzy, ludzi cechuje zdecydowanie empatia i bycie pomocnym. W drodze powrotnej wybraliśmy spacer pod stadion, podziwiając kolejne dzielnice Arnhem.

Pół godziny spacerku i dotarliśmy ponownie pod Gerledome. Wybudowany w 1998 roku stadion, który może pomieścić 32 500 widzów, był jedną z aren piłkarskiego Euro 2000, a na co dzień swoje mecze grywa tam występująca w holenderskiej ekstraklasie drużyna Vitesse Arnhem. Masa ludzi przewijała się wokół tej festiwalowej areny. Mając bilet premium mogliśmy ominąć narastające kolejki. Kosztował on 150 (cena standardowej wejściówki to 80 €). Nie trzeba było bawić się w drukowanie – wystarczyło mieć odpalony plik PDF z biletem i okazać go na bramce.

foto: Fidato

Na wejściu zakładano opaskę VIP, miłym akcentem był również kupon na darmowego drinka oraz skórzana opaska z logiem Qlimax.

Strefa premium prezentowała się okazale – w pakiecie wygodne miejsca do siedzenia czy przekąski, którymi co jakiś czas byliśmy częstowani. Dla “VIPów” wydzielona była również część trybuny z wygodniejszymi fotelami. Na jednym z nich nasz rednacz przekimał jakieś dwa sety i na sen nie narzekał, więc traktujcie to jako odpowiednią reklamę 😉

Oprócz tego, każdy nabywca biletu premium w dowolnym momencie imprezy miał dostęp do swojej dwuosobowej szafki. Był to z pewnością atut. Wszak mając bilet standard nie dość, że aby mieć dostęp do schowka, należało zapłacić 9 lub 11 euro (w zależności od jej wielkości), to jeszcze podczas trwania imprezy nie można było do niej wrócić!

Co ciekawe, w strefie premium był rozstawione głośniki, z których płynęła muzyka grana na scenie – bez żadnych zakłóceń, prosto z konsoli. Szanujemy!

festivaland

Osoby z opaskami Premium miały również dostęp do specjalnego podestu, znajdującego się naprzeciw sceny. Wrażenia stamtąd były NIESAMOWITE. Szybko jednak zrobiło się tam dość tłoczno, więc długo tam nie zabawiliśmy.

PRZEDSTAWIENIE CZAS ZACZĄĆ

Na płycie zameldowaliśmy się około godziny 22:00. Po warmupie, który zagrał tajemniczy The Qreator, odbyło się oficjalne odsłonięcie sceny. Zrobiła ona na nas niesamowite wrażenie – wielometrowa konstrukcja, nieziemskie efekty, szczerze powiedziawszy i z pełną świadomością – jedna z lepszych scen jakie widzieliśmy w życiu. Ciężko określić to jakimikolwiek słowami. Po prostu trzeba to przeżyć i zobaczyć na własne oczy! Opening był niesamowity i naszpikowany efektami świetlnymi oraz dźwiękowymi. Kosmos!

Co do poszczególnych setów, nie ma co się zbytnio rozpisywać. Każdy dobrze wie, jaka potęga drzemie w muzyce hardstyle. Klimat zapewniał przez całe wydarzenie nie kto inny jak MC Villain. I tak po kolei – krople potu z uczestników wylewali kolejno: Keltek, Sound Rush, D-Block & S-te-fan, Headhunterz, B-Front, Ran-D, Rejecta i D-Sturb. Na koniec do pieca dołożyli Radical Redemption i Miss K8. I właśnie… to co zrobiła ta pani o 6 rano, to przechodzi ludzkie pojęcie. Solidna dawka muzyki hardcore, a momentami nawet frenchcore obudziła każdego, kto przysypiał już na evencie. Co drop, to mocniejszy – w pewnym momencie nie dało się już nadążyć, ale ludzie bawili się dalej – i o to właśnie chodzi. Tak trzeba żyć!

Aby płacić w sklepikach rozstawionych po terenie stadionu, należało wyrobić darmową kartę Gelredome Wallet. Aby móc się w takową zaopatrzyć, należało poczekać w kilku-kilkunastominutowej kolejce do jednego z wielu punktów obsługi. Z kolei wpłata trwała już trochę krócej. W przypadku niewykorzystania wszystkich wpłaconych środków, możecie złożyć wniosek o zwrot pieniędzy (szczegóły pod tym linkiem), albo je po prostu zostawić na poczet kolejnych wizyt na stadionie.

CO BYŁO NIE TAK?

Jeśli chodzi o minusy – zdecydowanie można tutaj wymienić rozmiar kupowanego piwa. 3 € bez paru centów, a polane jakby kot napłakał. Żeby nie było – z napojami typu cola problem był identyczny. Ilość alkoholu w drinkach również nie powalała z nóg. W pewnych sektorach był też problem z wykupieniem wody, więc ludzie zaczęli… lać do butelek wodę z kranu, co tylko spotęgowało kolejki do łazienek. Jest to jednak rzecz, do której stali bywalcy się przyzwyczaili – traktujemy to więc jako ciekawostkę.

Nie byliśmy też zachwyceni akustyką. Dźwięk na płycie czy na trybunach był dosyć męczący na dłuższą metę.

W drodze powrotnej zasłyszeliśmy też – delikatnie mówiąc – nieco mniej entuzjastyczne opinie odnośnie samej sceny ze strony zaprawionych w Qlimaxowym boju wyjazdowiczów.


Spod stadionu wyruszyliśmy około godziny 8 rano, kiedy to wszyscy wykończeni zajęli już swoje miejsca w autokarze. Ciężko cokolwiek więcej dopisać, ponieważ chyba każdy (oczywiście poza kierowcą) udał się w przysłowiową “kimę”. Podroż minęła więc wyjątkowo szybko i tylko z dwoma postojami. Na koniec zrobiliśmy wspólną fotkę i niestety trzeba było się rozejść.

Ekipa autokarowa z Warszawy, Łodzi i Poznania

NO TO JAK BYŁO?

Bez owijania w bawełnę, było to niesamowite przeżycie, a przede wszystkim nowe doświadczenie. Event stał na naprawdę światowym i godnym poziomie. Na plus zaliczamy również sprawnie działających i pozytywnie nastawionych stewardów i ochroniarzy. W Polsce – rzadko spotykany widok. Nic, tylko czekać na przyszłą edycję…

Jest wiele sposobów na zrealizowanie wyjazdu na Qlimax – my jednak polecamy skorzystanie z usług biura HardTripy. Oferują oni wyjazdy na hardowe eventy, zapewniając też ubezpieczenie. Wszelkie informacje i cenniki znajdziecie na ich stronie internetowej. Ostrzegamy jednak, że nie jest to rozrywka dla bardzo spokojnych ludzi, szczególnie w drodze na festiwal! 😉

Całe, trwające aż 25 minut aftermovie z wydarzenia możecie obejrzeć poniżej.

foto: Q-dance

relacjonowali Kamil Sarnowski i Patryk Wojtanowicz

festivaland

Total
4
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?