Powiedzielibyśmy, że jesteśmy w szoku, ale po długim czasie, kiedy branża klubowa i eventowa jest w głębokim poważaniu polskich władz, zdziwieni obecną sytuacją jakoś nie jesteśmy.
Chodzi tu oczywiście o luzowanie restrykcji związanych z pandemią COVID-19. Wczoraj w życie weszły nowe normy sanitarne w przestrzeni publicznej. Zmiany dotyczą w głównej mierze zmniejszenia dystansu społecznego – dotychczas zalecano 2 metry, teraz jest to już “tylko” 1,5 metra.
Zmiany dla wszystkich…
Oprócz tego, zmieniono zasady organizowania konferencji, wydarzeń sportowych czy takich miejsc jak kina i teatry. Przykładowo, od wczoraj stadiony mogą być zapełnione w 50%. W wypadku największych obiektów daje to maksymalną możliwą frekwencję na poziomie nawet kilkudziesięciu tysięcy widzów. Więcej osób może także korzystać z basenów czy aquaparków, zaś w kinach i teatrach zniesiono nakaz zajmowania co drugiego miejsca. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż na film lub spektakl będzie można wpuścić liczbę osób odpowiadającą 50% maksymalnej pojemności sali.
Obostrzenia poluzowano także dla szeroko rozumianej branży eventowej. Na różnego rodzaju konferencjach, targach i – co ważne – koncertach – limit miejsca na osobę zredukowano do 2,5 metra kwadratowego. Ot, zawsze jakiś progres.
…oprócz klubów
Luzowanie restrykcji nie obejmuje jednak klubów i dyskotek. Cały czas nie mogą one funkcjonować w formie sprzed pandemii, dlatego włodarze takich miejsc – jak na Polaków przystało – kombinują. Mamy więc wysyp różnej maści cocktail barów – wszystko oczywiście oficjalnie, bo kiedy przychodzi co do czego, to górę biorą zupełnie inne emocje…
I teoretycznie można powiedzieć, że spoko – kluby grają, więc nie ma co drążyć tematu. Ale czy o to w tym chodzi, żeby musieć działać na granicy prawa? No niekoniecznie. Szczególnie, że niemal każda branża jest powoli przywracana do normalności – oczywiście z wyjątkiem branży klubowej, a jakże…
foto: TVN24