“Kim, u licha, jest SI US PLAU?” – takie pytanie przez ostatni rok mogło sobie zadawać wiele osób bacznie obserwujących nasz portal. Nic dziwnego – wszak duet ten pojawił się na naszej scenie zaledwie rok temu. Nie znaczy to jednak, że coraz większy szum wobec tej formacji jest niezasłużony. Wręcz przeciwnie – Kasper i Paweł osiągnęli w debiutanckim roku naprawdę wiele.
Udało im się chociażby niemalże na stałe zawitać do labelu Lithuania HQ – tego samego, w którym wydają między innymi Lucky Luke czy Gaullin. Na rodzimej scenie również o nich coraz głośniej – jakiś czas temu wydali oni oficjalny remix do “Chocolat” duetu Foothills, a w ostatnich dniach ukazała się ich interpretacja nowego singla Karoliny Stanisławczyk, zatytułowanego “Slow Motion”. Przy tej właśnie okazji postanowiliśmy porozmawiać z chłopakami – głównie po to, abyście mogli ich bliżej poznać. Z tego wywiadu dowiecie się również, czy między nimi a Karoliną “zażarło”, a także czy ich zdaniem slap house umiera.
Miłej lektury!
Patryk Wojtanowicz: To może zacznijmy od podstaw – skąd, u licha, nazwa SI US PLAU?
SI US PLAU: Ta dość specyficzna nazwa związana jest z barcelońskim okresem w życiu Kaspra, w trakcie którego powstała idea na powstanie naszego duetu. Jeśli chodzi o tłumaczenie z katalońskiego to “si us plau” nie ma dokładnego przełożenia na język polski, ale ma dwuznaczne zastosowanie.
Dobrze, czas na kolejne pytanie z kategorii “artyści ich nienawidzą” – jak doszło do powstania waszego duetu?
Pochodzimy z Olsztyna, ale nigdy nie mieliśmy okazji się spotkać, mimo że w tym samym czasie zaczynaliśmy przygodę za deckami właśnie w Olsztynie. Dopiero po wyjeździe z miasta poznaliśmy się za sprawą wspólnego przyjaciela – Pana Kamila z Illumi Music. Po dłuższym czasie stwierdziliśmy, że jeśli chodzi o elektronikę to rozumiemy się bez słów. Usiedliśmy w studiu, stworzyliśmy nasz pierwszy utwór “Moment”, a dalej to już domino effect.
Działacie pod wspólnym aliasem niewiele ponad rok, i patrząc na wasze osiągnięcia to był to rok udany. Zgodzicie się z tym?
Jak najbardziej! Zrealizowaliśmy praktycznie każdy z wcześniej założonych celów i cieszymy się, że kroki udało się postawić tak jak chcieliśmy. Nie oglądamy się jednak za siebie i dalej ciężko pracujemy nad nowym materiałem.
A czy wśród waszych celów na pierwszy rok było pojawienie się na okładce jednej z oficjalnych playlist polskiego oddziału Spotify?
Okładka playlisty “Dance Alert” to chyba największa niespodzianka która nas dotychczas spotkała. Takich rzeczy będąc niezależnym artystą nie da się zaplanować, więc tym bardziej jesteśmy wdzięczni Spotify Polska za wiarę w nasz profil.
Co mogło zaważyć według Was o tym, że wasz debiut na scenie wyszedł tak dobrze?
Co dwie głowy to nie jedna (śmiech). Mimo, że czasami wydanie utworu może wydawać się banałem, stoją za nim godziny pracy w studiu i nie tylko. Na pewno pomogła nam wcześniej jasno ustalona strategia i zdecydowane trzymanie się jej.
Pod względem tworzenia w duecie łatwo nie macie – Paweł siedzi w Poznaniu, a Kasper w Walencji. Jak sobie z tym radzicie?
Wbrew pozorom zdalne tworzenie muzyki nie jest tak ciężkie, w końcu tak też powstają międzynarodowe collaby. Przesyłamy między sobą utwór, dzielimy się na bieżąco pomysłami aż uzyskamy pożądany efekt, a że mamy bardzo zbliżone gusta, to nie mamy z tym najmniejszego problemu.
Niedawno oglosiliście, że za Wasze polskie bookingi odpowiadać będzie SNRS Group. Czemu dogadaliście się akurat z nimi?
Profesjonalizm, doświadczenie, ale przede wszystkim wiara w naszą wizję sprawiła, że to właśnie SNRS Group odpowiada za nasze bookingi w Polsce. Współpraca z teamem, który swoim świeżym spojrzeniem na muzykę elektroniczną potrafi zarazić najbardziej konserwatywnych bookerów to czysta przyjemność.
Właśnie ukazał się wasz remix dla Karoliny Stanisławczyk i Urbaniaque. Jak doszło do tego połączenia sił?
Po części to właśnie Wasza zasługa. Mikołaj (red. Urbaniaque) odkrył nas w odcinku Drop Challenge i odezwał się do nas w sprawie remixu nadchodzącego singla. Klimat utworu od razu nas przekonał i już tego samego wieczoru mieliśmy pełne demo remixu.
Przed wydaniem mieliście okazję się spotkać z Karoliną i wspólnie marketingowo podziałać, co w wypadku wydawania remiksów nie dzieje się zbyt często na naszej scenie. Nie pożarliście się?
Nie (śmiech). Z Karoliną nadajemy na tych samych falach i mega się nam współpracowało na tle marketingowym i muzycznym. Na pewno jeszcze nie raz wyskoczymy na wspólną kawę, a może nawet na sesyjkę do studia.
Nie jest to jednak pierwszy remix dla polskiego artysty. Wcześniej ukazała się Wasza wersja “Chocolat” duetu Foothills.
Nie ukrywamy, że lubimy remixować utwory polskich artystów i mamy nadzieję, że regularnie będziemy mieli okazje współpracować na naszej ojczystej scenie.
Było delikatnie, to teraz ostrzej. Czy slap house umiera?
Umiera od dłuższego czasu, ale nadal powstają świeże kawałki oparte na “slapowym” brzmieniu, które odnoszą międzynarodowe sukcesy. Prawdą jest, że schematy są bardzo powtarzalne, a rynek jest przesiąknięty tanim slap housem. Przez to ciężej jest wybić się jakościowym czy ciekawszym brzmieniem w tym podgatunku, często ginąc w masie slapowych coverów wyprodukowanych na kolanie.
Poprzednie pytanie jest związane z moją ciekawością odnośnie tego, czego możemy się z Waszej strony spodziewać w przyszłości. Wiecznie slapów jako takich robić chyba nie będziecie…
Aktualnie pracujemy nad nowymi produkcjami wśród których znajdą się również utwory nawiązujące do singla, którym otworzyliśmy 2021 (red. Breaking Out). Zresztą od początku naszego istnienia staraliśmy się nie szufladkować w pojęciu “slap house’u”. Ciężko jest jednak przed tym uciec gdy brzmienie slap house’u można uznać za na pozór podobne do “litwińskiego bass’u”, do którego jest nam bliżej.
Macie jakiś ulubiony track spośród tych, które dotychczas wydaliście?
Mamy wyjątkowy sentyment do naszego pierwszego utworu (“Moment” – przyp.red.), którego klimat jest dla nas wyjątkowy, mimo że technicznie ewoluowaliśmy od tamtego… momentu (śmiech).
Na koniec – nie byłbym rednaczem Shining Beats, gdybym nie zapytał o Drop Challenge. Jak wspominacie tę zabawę?
Chętnie byśmy jeszcze raz się sprawdzili, mimo że zadanie do najłatwiejszych nie należało. Szykujcie kolejne sezony!