Muzyczny romans z Purple Disco Machine dał jej nowe życie. Głos Sophie Scott, szerzej znanej jako Sophie and The Giants mogliście usłyszeć w takich hitach jak “Hypnotized” czy “In The Dark”. Taneczne brzmienia zaczarowały Brytyjkę na tyle, że na ich rzecz porzuciła swoje dawne brzmienia. Jej nowy materiał będzie można usłyszeć na żywo już 19 września w Warszawskim klubie Hybrydy (bilety znajdziesz tutaj).
Obecnie zafascynowana klimatami disco i dance artystka ponownie połączyła siły z niemieckim producentem, czego efektem jest świeżo wydany numer o tytule “Paradise”. Z okazji premiery nowego singla porozmawialiśmy wraz Sophie na jego temat i nie tylko.
Sophie and The Giants – wywiad
Julia Oziemczuk: Wróćmy na początek do Twojej dawnej twórczości. Zanim usłyszeliśmy cię w utworach Purple Disco Machine, twoje brzmienia oscylowały bardziej wokół popu i indie. Były to na prawdę ciekawe kompozycje, które przypominały mi początki Florence + The Machine. Nazwałaś to Left-Popem. Jak dużym wyzwaniem dla ciebie było przestawienie się na klimaty disco?
Sophie Scott (Sophie and The Giants): Myślę, że to był naturalny postęp. Długi okres mojej kariery i mojego życia skupiał się na mieszaniu wielu gatunków. Byłam naprawdę młoda, kiedy tworzyłam pierwsze kompozycje – miałam może czternaście lat. Wtedy pisałam bardzo grungowe, mroczne utwory. W tym czasie byłam coraz bardziej zainteresowana gitarowym graniem, muzyką indie, indie połączone z muzyką pop, disco, pop, dance. Ponieważ kocham każdy rodzaj muzyki. Czułam, że mogę pisać co chcę, kiedy chcę. To był proces szukania moich brzmień. Poszukiwałam miejsca, gdzie mój głos będzie najlepiej się sprawdzał. W pewnym momencie dużo eksperymentowałam.
Mój gust się ewoluował w momencie, gdy dorastałam – zmieniałam się z nastolatki w dorosłą osobę. Kiedy zaczęłam robić więcej rzeczy w klimatach disco, pop, muzyki elektronicznej. Wtedy miałam myśli w stylu “A! To jest to, co chcę robić. To sprawia mi najwięcej frajdy. To przychodzi mi najbardziej naturalnie.” To była podróż, na którą mogłam sobie pozwolić.
Czy Tino (Purple Disco Machine) zainspirował Cię do tej zmiany?
Zdecydowanie! On całkowicie otworzył mi oczy. Jak dorastałam, zawsze kochałam muzykę disco, jednak nie wiedziałam, czy sprawdzę się w jej pisaniu. Kiedy on (Purple Disco Machine – przyp. red.) ze mną się skontaktował w sprawie tego numeru (“Hypnotized” – przyp. red.) byłam bardzo spięta i zdenerwowana. Nie wiedziałam, jak się sprawdzę w tworzeniu w tym gatunku, nie miałam z nim wcześniej doświadczenia. Jednak pokochałam to, miałam przy tym dużo frajdy. Myślę, że napisałam tę piosenkę w jakieś… dwie godziny? To dla songwriterów jest bardzo, bardzo szybkim tempem. Jako twórczyni utworów potrafię spędzić wiele dni nad ich ukończeniem. Jednak przy tej kompozycji od początku wiedziałam, jak ma wyglądać, brzmieć, jak melodia ma się komponować z muzyką. To było łatwe! Pomyślałam sobie – “wow!”. (śmiech) Jestem bardzo wdzięczna Tino za otworzenie mnie na ten świat, otworzenie mojej głowy na to, co obecnie robię.
Muzyczny raj
Spotkaliśmy się tutaj z okazji premiery twojego kolejnego singla z Purple Disco Machine – “Paradise”. Czym jest dla Ciebie tytułowy “raj”?
Myślę, że rajem dla mnie jest miejsce, gdzie mogę się udać w momencie, gdy świat mnie przerasta, przytłacza, stresuje. Możesz iść do tego miejsca, by się od tego wszystkiego uwolnić, czuć się jak tam 100% sobą, możesz wyzbyć się tam wszystkiego, co cię zawodzi. Gdzie wszystko hipnotyzuje. Czujesz się tam niebiańsko, co sprawia, że chcesz iść na parkiet, zapomnieć o wszystkim. To nadaje temu wszystkiemu uczucie szaleństwa. Tym jest dla mnie ten utwór. To jest coś, co mnie uwalnia. Dlatego chciałam zrobić utwór, który uwalnia też innych ludzi.
Czy po osiągnięciu tak dużych sukcesów masz jeszcze jakieś oczekiwania w stosunku do “Paradise”?
Staram się nie nakładać na siebie dodatkowych wymagań dotyczących moich wydań, gdyż już jest wystarczająco dużo presji w branży muzycznej jako artysta, by każdy utwór szedł jeszcze lepiej. Szczególnie, gdy na koncie się ma tak duże utwory, jak “Hypnotized” czy “In The Dark”. Łatwiej tak jest się wypalić i kończysz na tym, że nie wydajesz nowej muzyki bez myślenia nad tym, czy spełnisz oczekiwania. Staram się tego nie robić. Jednak uwielbiam ten utwór (“Paradise” – przyp. red.). Wraz z Purple Disco Machine kochamy ten utwór i włożyliśmy w go swoje serca. Jeśli nawet nie osiągnie takiego sukcesu jak “Hypnotized” to i tak będziemy zadowoleni z tego, że ludzie będą mieli możliwość usłyszenia czegoś, co my naprawdę kochamy, mając nadzieję, że będą cieszyć się z tego tak, jak my podczas tworzenia.
Czas zmian
W ostatnim czasie bardzo mocno otworzyły się przed tobą drzwi do współprac z innymi elektronicznymi producentami. Działałaś też między innymi z Bennym Bennasim. Czy ten świat różni się jakoś widocznie od tego, w którym funkcjonowałaś muzycznie przed “Hypnotized”?
Tak. Jest to całkowicie odmienny proces. Za każdym razem kocham pracować z nowymi producentami, ponieważ każda nowa osoba z którą działam, nawet jeśli jest spoza gatunku, w którymi ja tworzę, powoduje, że uczę się zupełnie nowych rzeczy o muzyce, którą chcę pisać w przyszłości. Jest to świetne mieć możliwość współpracy z różnymi producentami, szczególnie z tymi, którzy zajmują się elektroniką. Oni nie mają żadnych limitów związanych z tym, jaką muzykę mogą robić. Bardzo ekscytuje mnie to, że mogę się tym bawić, widząc, w jaką stronę to podąża.
W pewnym momencie zespół “Sophie and The Giants” stał się twoim solowym projektem. Jak ta zmiana wpłynęła na twórczość?
Zdecydowanie daje to mi więcej wolności. Będąc w grupie czy zespole jesteś zobowiązany do wspólnego decydowania. To jak praca ze swoją rodziną. Ma miejsce wiele zgrzytów, istnieją rzeczy, które zadowalają jedną osobę, a drugą już nie. Lubiłam w tym czasie być w zespole i robić muzykę z tymi ludźmi. Jednak w pewnym momencie wchodzisz na inną ścieżkę życiową, robisz coś innego. Zrobiłam to dla siebie. To dało mi bardzo dużo pewności siebie. Wcześniej byłam bardzo przestraszona. Nigdy nie sądziłam, że będę na tyle dobra, by stać się solową artystką. Zawsze otaczałam siebie wieloma osobami.
Obecnie robię to już na własną rękę, podejmuje mnóstwo własnych, poważnych decyzji, ma to duży związek z dojrzewaniem. Wiele z sytuacji ma miejsce nagle, często. Przy nich decyduje, co chcę jako artysta dla własnej muzyki, jako osoba. Myślę, że czasem robienie najstraszniejszych rzeczy jest najlepszym, co możemy dla siebie zrobić. Dzięki temu możesz odnaleźć siebie. W końcu przestajesz słuchać jęków wokół siebie. Stajesz się swoją najbardziej autentyczną wersją.
Życie na nowo
Podzielam Twoje zdanie – najważniejszym aspektem naszego życia jest znalezienie prawdziwego “siebie”. U mnie duży wpływ na to miała pandemia. Ten czas mało kto dobrze wspomina, choć tobie udało się ten okres niesamowicie dobrze spożytkować. Jak wspominasz ten czas?
To był bardzo trudny czas. W tym momencie myślę, że wszystko co miało miejsce podczas COVIDa odbiło się na mnie bardziej po zakończeniu pandemii. Kiedy to wszystko trwało, po prostu musiałam iść przed siebie. To był szalony czas. Ciągle żyło się z myślą, by się nie poddawać. Po tym wszystkim mogliśmy wrócić do ponownego koncertowania, do ludzi. Zdałam sobie sprawę, że zapomniałam, jak się nawiązuje kontakt ze społeczeństwem, jak się występuje, jak robić rzeczy, które były kiedyś dla mnie naturalne. Przecież dwa ostatnie lata spędziłam w swojej sypialni! W tym czasie miło było zrobić sobie przerwę. Wtedy nadal pisałam i szłam z tym dalej.
Osobiście bardzo mnie przytłoczył powrót do normalności. “Jak ja to wcześniej robiłam?” (śmiech). Podczas dwuletniej pauzy musiałam poukładać swoje myśli i mocno pracowałam nad próbą bycia coraz lepszą w momencie, gdy wrócę do występowania, bycia wokół ludzi, ponieważ wtedy byliśmy z dala od tego wszystkiego. Tak więc zdecydowanie mnie to bardziej dotknęło po czasie, jak to wszystko już minęło, niż podczas COVIDa.
Zaczynaliśmy od Twoich początków i również na koniec do nich nawiążę. W pierwszych wywiadach jako swoje muzyczne inspiracje wskazywałaś wiele alternatywnych, popowych czy rockowych twórców. Wtedy wśród nich znalazły się takie nazwy jak Queen, Blonde, The Kills, Lorde, Arctic Monkeys. Jak to obecnie wygląda?
Wiesz… to nadal tak wygląda. Obecnie staram się więcej słuchać aktualnej muzyki. Myślę, że jak byłam młodsza, słuchałam wielu artystów, których również słuchali moi rodzice. Jest tak wielu twórców o których sądzisz, że nikt nie może ich pokonać, przewyższyć. Jeśli bym nie słuchała nowych artystów, to bym sztywno twierdziła, że nie ma nikogo lepszego niż Blonde czy Queen. Jednak teraz, zwłaszcza w muzyce dance, elektronicznej, disco, kierunek jaki to wszystko obiera jest dla mnie bardzo ekscytujący.
Staram się słuchać nowych artystów. Na przykład jedną z moich ulubionych artystek jest Tove Lo. Kocham jak ona eksperymentuje z muzyką. Jest to pop, jednak jest w tym coś bardzo interesującego. Bardzo lubię osoby, które są w stanie ryzykować w świecie mainstreamowej muzyki. Ona jest jedną z tych osób. Tak też jak Caroline Polachek i nie tylko.
rozmowę dzięki uprzejmości Universal Music Polska przeprowadziła Julia Oziemczuk