Pod koniec ubiegłego roku ukazała się długo wyczekiwana przez wielu gra Cyberpunk 2077 autorstwa polskiego studia CD Projekt Red. Oczekiwania były ogromne, a sam marketing i hype budowany wokół tego projektu przyprawiał o zawrót głowy. Jakże wielkim rozczarowaniem było, gdy na premierę dostaliśmy dosyć marny półprodukt z masą glitchy, błędów i wyrzeczeń. W sumie to wydarzenie przywodzi na myśl wielki powrót grupy Swedish House Mafia, co w branży muzycznej było niemałym zjawiskiem, jednakże dosyć szybko pozostawiło po sobie niesmak.
O ile w muzyce takie przypadki są dość mocno odosobnione, o tyle sytuacja ta przypomina to, co często dzieje się w branży filmowej. Istnieje sobie znana marka filmów, lub nawet pojedynczy film, który cieszy się ogromnym kultem jednakże ma już swoje lata na karku. Ktoś wpada jednak na genialny pomysł aby wziąć kultową markę i nakręcić na jej licencji nową część bądź remake, który mocno odstaje jakością od pamiętnego oryginału. Mimo wszystko ludzie pamiętający doskonale dany cykl przyjdą do kina przyciągnięci dobrymi wspomnieniami. Brzmi znajomo?
Po powrocie Swedish House Mafii w 2018 roku oczekiwania – podobnie jak przy premierze Cyberpunka 2077 były ogromne. Panowie zawiesili sobie poprzeczkę wyjątkowo wysoko i sami chyba nie są w stanie jej przeskoczyć. Skończyło się na kilku występach oraz dość niesympatycznym teasowaniu, za którym stał po prostu nowy merch. Ostatnio o szedzkim trio znów zrobiło się głośno, gdyż wydali oni nowy singiel. Jak wyszło? Cytując klasyka: “niby człowiek wiedział, a jednak się łudził“.
“It Gets Better” – bo o tym singlu mowa, zapowiadał się wyjątkowo dobrze. Początkowa wersja naprawdę robiła wrażenie, jednakże nie obyło się oczywiście bez zmian. Mówimy tu jednak o mocno wyraźnych zmianach, które tylko pogrążyły ten singiel. Jest to coś innego, jednak będzie sporo osób, które odbiją się od tego singla. Myślę, że wszyscy, którzy mieli jeszcze jakiekolwiek nadzieje związane ze legendarną trójcą, w momencie premiery czuli się jak po zjedzeniu kilku tabliczek gorzkiej czekolady.
Naprawdę nie miałem co do nowej muzyki od Swedish House Mafii zbyt dużych oczekiwań. Chciałem dostać jedynie coś “zjadliwego“, nie czekając na kolejny festiwalowy anthem pokroju “Don’t You Worry Child” czy “One“. Trzeba przyznać, że Panowie wybrali sobie na powrót singiel, który był dość mocnym strzałem w stopę.
Sytuacje polepszył nieco wydany w poniedziałek singiel “Lifetime“. Co prawda nadal nie jest to coś, na co fani SHM byli gotowi – jednak numer może trafić do przeciętnego zjadacza bułki kajzerki. Ma on nawet spory potencjał na stanie się radiowym hitem z prawdziwego zdarzenia. Jestem niezwykle ciekaw co Szwedzi pokażą na swoim albumie, który ma ukazać się jeszcze w tym roku.