Węgry mają sporo do zaoferowania pod względem turystyki. Z tym aspektem gospodarki wiąże się nieodłącznie także scena festiwalowa, której liderem przez lata jest Sziget Festival. Podczas aż sześciodniowego wydarzenia (które mieliśmy okazję swego czasu odwiedzić, a nawet rozdawać na nie karnety) swoje występy dawały czołowe gwiazdy światowej muzyki rozrywkowej. Węgrzy skutecznie kusili także fanów muzyki elektronicznej, dostarczając im wiele dużych postaci z różnych jej nurtów. W skrócie – Sziget cieszy się ustaloną renomą i uznawany jest za jeden z czołowych letnich multigatunkowych festiwali w naszej części Europy. Świat biznesu jest jednak taki, że nawet najwięksi mogą mieć kłopoty – i to dotknęło właśnie węgierskie wydarzenie.
W ostatnich latach organizatorom Sziget Festival ogłaszanie daty kolejnej edycji i startu sprzedaży biletów szło bardzo sprawnie. Nieraz karnety można było nabyć już na kilka dni po zakończeniu imprezy. W tym roku jednak jest inaczej – nie znamy bowiem ani daty, ani szczegółów dotyczących możliwości zakupu biletów. Na ten moment ruszyła tylko prerejestracja. Jak się okazuje, nie dzieje się to bez powodu. Obecnie, jak wynika z medialnych doniesień, Sziget Festival jest w tarapatach i istnieje ryzyko odwołania przyszłorocznej edycji bądź sporych komplikacji przy jej organizacji.
Gigant się sypie?
W ostatnim czasie spółka odpowiedzialna za organizację Sziget Festival wniosła o rozwiązanie umowy z władzami Budapesztu o użytkowanie gruntów, na których od lat odbywa się impreza. Decyzję tę mieli podjąć właściciele festiwalu, brytyjska agencja Superstruct Entertainment. Firma ta jest jednym z większych graczy na europejskim rynku – ma w swoim portfolio takie marki, jak Parookaville, ID&T (czyli chociażby Mysteryland), Q-Dance czy Boiler Room. Mimo tak mocnych kart w ręku, agencja ta odnotowuje spore straty finansowe. W 2023 roku było to około 4,5 miliona euro, zaś w roku ubiegłym – około 9 milionów euro. Przypuszcza się, że w tym roku strata wyniesie około 5 milionów euro. Nie dziwi więc, że propozycja organizatorów Szigetu obejmuje rezygnację w potencjalnej nowej umowie z władzami z zapisu nakazującego zapłatę czynszu za użytkowanie niezależnie od tego, czy impreza odbędzie się, czy nie.
Komitet Właścicielski miasta Budapeszt odrzucił wniosek o rozwiązanie starej umowy. Jak podał z kolei burmistrz miasta, Gergely Karácsony, z tego tytułu wykluczone jest wydanie nowego pozwolenia na nowych warunkach. Podkreślił także, że jeśli sprzedaż biletów na edycję 2026 nie ruszy wkrótce, impreza ze względów ekonomicznych może się nie odbyć. Istnieje opcja, w której na ratunek kultowemu wydarzeniu miałby przyjść Károly Gerendai, pierwotny jego założyciel. Tutaj jednak potrzebna byłaby pomoc miasta, której na ten moment nie widać. A czas ucieka – Gerendai podkreśla, że aby wydarzenie mogło odbyć się w przyszłym roku bez większych przeszkód, decyzje musiałyby zapaść jeszcze w październiku.
Burmistrz Budapesztu obwininia za to urzędników z Komitetu Właścicielskiego, reprezentujących dwie główne partie polityczne – rządzący Fidesz i będącą w opozycji partię Tisza.
Nie będzie Szigetu, nie będzie ulgowych biletów dla młodych ludzi w Budapeszcie, nie będzie dochodów dla stolicy z tytułu użytkowania przestrzeni publicznej, nie będzie dochodów z podatku od działalności gospodarczej od festiwalu. To konsekwencja faktu, że przedstawiciele Fideszu i Tiszy z Komitetu Właścicielskiego zagłosowali przeciw propozycji rozwiązania poprzedniej umowy o użytkowaniu przestrzeni publicznej przez Sziget.
Sytuacja jest więc patowa, a kolejne dni powinny przynieść kolejne informacje. Pewne jest to, że jeśli Sziget Festival miałby się odbyć, to już pod kuratelą nowego właściciela – o ile się odbędzie. Węgierskie problemy mogą także przelać się na inne wydarzenia spod parasola Superstruct Entertainment. Będziemy śledzić ten temat.
