Kilkanaście lat temu mieliśmy okres w muzyce popularnej, w którym Timbaland niemalże wyskakiwał z lodówki. Jego utwory zdominowały swego czasu część amerykańskiej sceny muzycznej, w której brzmienia rnb stykały się z popem. Niemało na swego rodzaju “złotym dotyku“, którym dysponował wówczas Amerykanin zyskały takie postaci, jak OneRepublic, Keri Hilson, Matt Pokora czy Nelly Furtado i Justin Timberlake. Ta ostatnia dwójka we współpracy z Timothy’m zawojowała w pierwszej dekadzie XXI wieku światowymi listami przebojów takimi utworami, jak “Say It Right”, “Maneater”, “Cry Me A River”, “Promiscuous”, “4 Minutes” czy “Sexyback”. Jednakże prawdopodobnie najwięcej szumu zrobiły single wydane w trzyosobowym składzie. W 2007 roku ukazał się “Give It 2 Me” – numer w tamtym czasie będący wielkim hitem i obecnie stanowiący trzon tego, co rozumiemy jako pop lat dwutysięcznych.
Od wydania tamtych utworów minęło półtora dekady – i niestety, o całej trójce zrobiło się dość cicho. Owszem, pewne utwory raz na czas się ukazują, ale palmę pierwszeństwa na światowej scenie przejęli już inni artyści. Nie znaczy to jednak, że to ikoniczne trio postanowiło zupełnie o sobie nie przypominać – wręcz przeciwnie. Po 16 latach od wydania “Give It 2 Me” Timbaland, Nelly Furtado i Justin Timberlake powracają z czymś zupełnie nowym.
Starzy wracają z mlekiem
Najnowsza ich propozycja nosi tytuł “Keep Going Up” i garściami czerpie tego, co w czasach świetności dowoziło połączenie elektroniki, popu i rnb. Czy taka mieszanka sprawdzi się jesienią 2023 roku? I tak, i nie. Z jednej strony moda na nostalgię za latami dwutysięcznymi jest żywa (co zresztą widzimy po tym, jak chętnie oglądacie video o tamtym okresie na naszym TikToku). Z drugiej strony jednak trendy zmieniły się na tyle mocno, że mieszanka będąca międzynarodowym przebojem kilkanaście lat temu może próby czasu nie przetrwać. Ale o tym, jak będzie faktycznie, przekonamy się dopiero w ciągu najbliższych kilku-kilkunastu tygodni.
