„Lepsze jutro było wczoraj” – stwierdzenie to mogłoby pasować praktycznie do każdej z dziedzin popkultury i porównania jej obecnej odsłony do tej sprzed lat. To, czy to stwierdzenie jest trafne, jest już kwestią indywidualną – wszak nostalgia przekrzywia obraz odczuć z poprzednich dekad. Wówczas przecież byliśmy młodzi, beztroscy, bez kredytów czy skłócających nas nawzajem polityków i korporacji. I to między innymi dlatego wracamy tak chętnie do muzyki z tych „lepszych” czasów. Właśnie tam bowiem jesteśmy w stanie znaleźć choć namiastkę tego, za czym tęsknimy.
Tej wspomnianej wcześniej beztroski nie brakowało szczególnie w tanecznej części sceny muzycznej. W latach 90. chociażby w mainstreamie triumfował eurodance, z którego wyewoluował eurotrance. Czasy tego nurtu muzyki elektronicznej przypadały w głównej mierze na lata zerowe i dla wielu stanowiły punkt wejścia w to, co obecnie znamy jako szeroko rozumiany EDM. W przyswajaniu takich brzmień niejednokrotnie pomagały stacje radiowe, które nieraz sięgały (i sięgają nadal) po utwory łączące wysokie tempo z trance’owym, emocjonalnym zacięciem. Dziś wsiadamy w wehikuł czasu i przypomnimy sobie kluczowe kawałki dla tego nurtu.
Alice Deejay „Better Off Alone”
Niewielu wie, ale dwójka producentów współtworząca ten zespół stworzyła później formację Dash Berlin, zaś wcześniej odpowi. Nie wybiegając jednak w przyszłość, skupmy się na latach 1998 i 1999, kiedy to holenderska kompania wydała swoje największe hity, w tym „Better Off Alone”. Motyw ten stał się na tyle ikoniczny, że jeszcze nieraz powracał do nas w formie nowych odsłon czy coverów. Prawdziwy klasyk.
DJ Sammy – „Heaven”
Ten kawałek także raz na czas do nas wracał, chociażby w formie odświeżenia od wspomnianego wcześniej Dash Berlin. Numer ten jest także dowodem na to, że covery nie są tylko i wyłącznie wymysłem ostatnich lat. Wydane w 2001 roku „Heaven” w eurotrance’owej odsłonie było bowiem coverem klasyka w wykonaniu Bryana Adamsa (jego wersja także jest warta przypomnienia). Stoi za nią reprezentujący Hiszpanię DJ Sammy, który już nigdy później nie powtórzył tego sukcesu, choć nadal jest aktywny na scenie.
Ian van Dahl – Castles In The Sky
Teraz rok 2000 i pierwszy hit tego belgijskiego projektu (nie, to nie był solowy producent!). Ciekawostką jest to, że „Castles In The Sky” nie odniosło dużego sukcesu w rodzinnym kraju. Co innego w Europie, a w szczególności w Wielkiej Brytanii, gdzie singiel dotarł na podium tamtejszego rankingu hitowych singli i okrył się platyną. I to właśnie na Wyspach Brytyjskich nadal ten projekt – reprezentowany już solowo przez jednego z jego twórców – gra koncerty. Czy po „Castles In The Sky” było jeszcze coś hitowego? Większą popularność w Europie udało się uzyskać jeszcze dwóm singlom z debiutanckiego albumu „The Ace”. Ostatni singiel, „Just A Girl”, ukazał się w 2006 roku, i niestety został już zupełnie zapomniany.
ATB „9 PM (Till I Come)”
Ten gość, patrząc na ilość bookingów w naszym kraju, powinien otrzymać od nowo wybranego prezydenta polskie obywatelstwo. Popularność ATB nad Wisłą nie powinna jednak dziwić – wszak, gdy muzyka trance miała w naszym kraju peak popularności, to niemiecki producent cieszył się już statusem postaci ikonicznej. „9 PM (Till I Come)” był pierwszym oficjalnym singlem Andre – i jednocześnie jednym z najbardziej ikonicznych. W tym roku skończył on 27 lat… kiedy to zleciało?
Lasgo „Something”
Przed chwilą wspominaliśmy o projekcie Ian Van Dahl, który z Lasgo ma sporo wspólnego. Po pierwsze, główny producent – Peter Luts. 53-letni obecnie twórca ewidentnie miał na początku XXI wieku dryg do tworzenia udanych, eurotrance’owych kawałków. Pod nowym aliasem sukces przyszedł równie szybko, co pod poprzednim (i to jest to „po drugie”). Pierwszy singiel, zatytułowany „Something”, powtórzył sukces „Castles In The Sky”, zgarniając czołowe pozycje między innymi na brytyjskich listach przebojów. To było „po trzecie”, zaś miano „po czwarte” należy się tutaj cyklowi życia projektu. Po „Something” bowiem przyszły kolejne nośne kawałki, lecz nie powtórzyły one sukcesu debiutanckiego singla. Formacja Lasgo wciąż jest aktywna i nawet niedawno zaliczyła występ w Polsce.
Mauro Picotto „Komodo”
Na przełomie wieków bardzo mocna była także scena włoska. Na jej czele stali chociażby Gabry Ponte (jeden z twórców Eiffel 65) czy Gigi D’Agostino. Parę swoich hitów na swoim koncie ma także Mauro Picotto. Karierę zaczynał jako utalentowany DJ, by na początku lat 90. zacząć produkowanie muzyki. Wówczas działał pod aliasem R.A.F., z kolei od 1999 roku zaczęły ukazywać się kawałki już pod jego imieniem i nazwiskiem. Debiut zatytułowany „Lizard” dobrze sprzedał się na Wyspach Brytyjskich. Kolejnym dużym krokiem było zremiksowanie motywu „On The Beach”, ale ogólnoeuropejski sukces przyszedł dopiero w 2000 roku, wraz z wydaniem „Komodo”. Kawałek zawierający charakterystyczny wokalny motyw ze „Sweet Lullaby” francuskiej formacji Deep Forest rozniósł się po europejskich stacjach radiowych i klubach, stając się jednym z eurotrance’owych klasyków. Na koncie Włocha jest jeszcze jeden ikoniczny, choć mniej kojarzony track – „Proximus”. On też jest wart przypomnienia.
Kate Ryan „Desenchantee”
Kolejny dowód na to, że covery istniały już dawno temu i już wtedy odnosiły wielkie sukcesy. Największy hit Kate Ryan, „Desenchantee”, jest bowiem odświeżoną wersją utworu francuskiej wokalistki Mylène Farmer. W 2002 i 2003 roku był to jeden z większych tanecznych hitów w Europie, który utorował wokalistce drogę do dużej kariery. W tym wypadku nie ma mowy o postaci typu one hit wonder – w kolejnych latach bowiem Kate wydawała kolejne przeboje, takie jak „Ella Elle La”, „Libertine”, „Voyage Voyage” czy „Je t’adore”, który wylądował nawet na Eurowizji. W ostatnich latach „Desenchantee” przypominali w swoich remiksach i wersjach Oliver Heldens i polski producent o pseudonimie Funky Beatz.
Groove Coverage „God Is A Girl”
Do ATB dokładamy kolejnych reprezentantów niemieckiej sceny. Formacja Groove Coverage także uniknęła przylepionego Lasgo czy Ian Van Dahl przydomku „gwiazd jednego przeboju”. Pomogło w tym chociażby to, że ich największe hity były coverami – a to zazwyczaj pomaga w osiągnięciu sukcesu. Odświeżone, klubowe odsłony takich numerów, jak „Moonlight Shadow” czy „Poison” rozniosły się szeroko po europejskiej scenie. Prawdziwym kamieniem milowym dla tego duetu było jednak „God Is A Girl” z 2002 roku, w którym użyto melodii wokalu z kawałka „Jefferson” formacji Roxette. Groove Coverage święciło triumfy przede wszystkim na niemieckiej i austriackiej scenie – ale, że Polacy chętnie czerpali właśnie stamtąd, to i u nas sukces był murowany.
Sylver „Turn The Tide”
Na koniec jeszcze raz Belgia i formacja Sylver, która w kategorii eurotrance również miała co nieco do powiedzenia. Choć „Lay All Your Love On Me” jest w naszym kraju najbardziej znane (i przypominane raz na czas przez radiostacje), to my przypomnimy pierwszy przebój tego zespołu. Co ciekawe – pierwotnie „Turn The Tide”, bo o tym kawałku mowa, nie było wydane pod aliasem Sylver. Dopiero sukces tego numeru skłonił jego twórców do zawiązania formacji. A był to sukces niepodważalny – szczególnie w Belgii, Niemczech i Austrii, gdzie singiel ten wylądował na podiach list hitów. Co w kolejnych latach? Tu można wymieniać – „Why Worry”, „Forever In Love”, „Forgiven”, „Take Me Back” czy wspomniane już wyżej „Lay All Your Love On Me”. Mówiąc w skrócie – ci państwo mają na koncie parę dobrze wspominanych tracków.
Oczywiście moglibyśmy wspominać dalej i sięgać po kolejnych znaczących dla tego nurtu artystów. Ale to już sobie zostawimy na ewentualną część drugą…
 
 
 
 






