Czwarta fala zachorowań zbiera na sile, czego dowodem są pojawiające się w kolejnych krajach nowe obostrzenia. Dotykają one również branży klubowej. O ile te wprowadzone niedawno w Polsce zmieniają niewiele ,to chociażby trwający w Holandii lockdown znacząco wpływa na nocne życie. Nieciekawie sytuacja wygląda również w Niemczech. Jakiś czas temu zamknięto kluby w Bawarii, a teraz zakazano tańca w lokalach w Berlinie.
Żadnego tańca
Związku z decyzją niemieckich władz federalnych, na obszarach gdzie tygodniowy współczynnik zachorowalności na Covid-19 wynosi powyżej 350 na 100 000 mieszkańców, kluby powinny być zamknięte. W Berlinie jest on obecnie na poziomie ok. 360, dlatego też zdecydowano się na wprowadzenie ograniczeń.
Władze Berlina twierdzą, że nie mają uprawnień do zamykania klubów, które niemieckie prawo klasyfikuje jako firmy, po tym jak wygasła „sytuacja epidemiczna o znaczeniu ogólnokrajowym”. Brak odpowiednich podstaw prawnych spowodował, że zdecydowano się tam na wprowadzenie zakazu tańczenia w klubach od 8 grudnia. Za nami więc ostatni przed przerwą weekend, gdy kluby w Berlinie są otwarte z ograniczeniem 50% pojemności. Taniec ma być dozwolony na świeżym powietrzu, ale tylko dla osób w pełni zaszczepionych lub o statusie ozdrowieńca.
„Ogólnie zabawa taneczna jest zabroniona, ale same placówki nie są zamykane. Oznacza to, że kluby i dyskoteki mogą dalej działać, świadcząc usługi gastronomiczne, ale nie można tam tańczyć”
Christian Gebler, szef kancelarii władz lokalnych Berlina
Jest to więc pewien sposób na to, aby miejscówki życia nocnego mogły przynajmniej częściowo działać. Trzeba jednak przyznać, że określenie “kluby nocne z zakazem tańca” brzmi przynajmniej zastanawiająco…