To miał być niezapomniany event dla tysięcy fanów Borisa Brejchy. Niemiecki DJ i producent był główną gwiazdą imprezy we wrocławskiej Hali Stulecia 25 października. Wydarzenie organizowała polska agencja Follow The Step, która odpowiada też między innymi za organizację takich imprez, jak Fest Festival, Undercity i Wisłoujście. Niestety, event zakończył się skandalem, co odbiło się echem nawet w wielu ogólnopolskich mediach.
OPRAWA ŚWIETLNA TO NIE WSZYSTKO
Organizatorom na pewno udało się jedno – fantastyczna oprawa świetlna przygotowana przez Krzysztofa Wójcika z FTS oraz grupę TSE, która zamontowała co najmniej 160 urządzeń Robe Megapointe. Chyba każdy uczestnik imprezy nie mógł wyjść z podziwu, oglądając przepiękną grę świateł. Nawet sam Boris Brejcha przyznał, że nigdy nie widział takiego show. Czapki z głów!
Nawet takie zachwyty nie przyćmiły jednak skandalu, który rozegrał się po zakończeniu seta niemieckiej gwiazdy high-tech-minimal. Gdy setki osób ruszyły do szatni po swoje rzeczy, miały tam miejsce dantejskie sceny. Ale od początku. Każdy uczestnik imprezy mógł skorzystać z szatni i zostawić tam swoje ubrania, torebki czy saszetki. Kosztowało to jednak 6 złotych, co nie jest małą stawką za skorzystanie z takiej usługi. Jak relacjonują uczestnicy koncertu, każdy chętny po uiszczeniu opłaty dostał tak zwany “numerek” i poszedł się bawić.
CHAOS W SZATNI
Gdy nad ranem wiele osób chciało odebrać swoje rzeczy okazało się, że ich… nie ma. Według relacji świadków w szatni panował chaos, bo obsługa najzwyczajniej w świecie wyszła do domu, pozostawiając swoje miejsce pracy. Wtedy rozpętało się “piekło”, bo uczestnicy eventu – chcąc odzyskać swoje ubrania – sami wkroczyli do akcji. Każdy mógł wziąć z wieszaka cokolwiek, co nawet nie należało do niego. Sytuację z okolic godziny 5 rano możecie zobaczyć na poniższym filmie.
Na te wydarzenia jeszcze w trakcie eventu zareagowała agencja Follow The Step. Zamieszanie w szatni próbowała tłumaczyć na facebooku. Poniżej pełna treść posta.
Jak informują media, co najmniej 100 osób straciło swoje ubrania. To wzbudziło ogromne emocje nie tylko podczas eventu, ale też w Internecie. Wiele osób opisuje wydarzenia z szatni z ogromnym żalem i pretensjami wobec organizatora.
Jeżeli ja organizowałabym imprezę to czułabym się za nią na tyle odpowiedzialna, że sama stanęłabym na tej szatni i ogarniała bajzel ze zdublowanymi numerkami. Organizatora w żaden sposób nie mogliśmy znaleźć, ochrona z kolei miała w dupie to, co się dzieje na szatni. Nie było kompletnie nikogo, kto wziąłby odpowiedzialność za tę sytuację. Współczuję osobom, które musiały wracać do domu na krótki rękaw. Nie wspomnę już o tych, którzy mieli drogą kurtkę, a zastali za nią szmacianą wiatrówkę albo nic. Myślę, że dla wielu z nas ta końcówka popsuła kompletnie całość imprezy.
Małgorzata Czerwińska/facebook.com
Agencja poprosiła uczestników eventu o kontakt mailowy i szczegółowy opis zgubionych rzeczy. Padło też ważne słowo – “przepraszamy”. Organizatorzy zapewnili, że osobom spoza Wrocławia odzież będzie wysłana kurierem. Oczywiście, o ile została w Hali Stulecia. Nieoficjalnie wiemy, że w szatni pozostało około dwudziestu kurtek.
Taka mała sytuacja na sam koniec. Po podejściu do organizatora, którego wskazał mi jeden z ochroniarzy, okazaniu swojego numerka pod którym zabrakło kurtki i zapytaniu mimo wszystko spokojnym tonem w jaki sposób będzie to rozwiązane otrzymałem odpowiedź “wypierda**j stąd, bo ci wyje**ę“. W taki właśnie sposób traktuje się swoich klientów. To w razie gdyby ktoś jeszcze miał zamiar bronić pseudo organizatorów.
Albus Aquila/facebook.com
Problem jest na tyle poważny, że niektórzy uczestnicy w swoich kurtkach mieli dokumenty, pieniądze, karty bankowe, klucze do mieszkań czy telefony. W sieci można przeczytać, że część ubrań była markowa i bardzo droga. Czytamy też, że płacąc za bilet ponad 100 złotych i kolejne pieniądze za szatnię każdy ma prawo wymagać profesjonalnej obsługi.
Brak organizacji to największa wada tej imprezy. Bierzecie ciężki hajs za bilety, a w praktyce okazuje się, że są zdublowane numerki, a pracownicy szatni przed końcem imprezy ulotnili się w nieznane. To nie jest wina numerków. Gdyby ktoś tam pracował i wydawał te kurtki jak przyjmował, to nic by się nie działo. A Wy bierzecie 6 złotych za kurtkę, której nie potraficie upilnować.
Patrycja Izabela /facebook.com
BĘDZIE PROCES O ODSZKODOWANIE?
Chwilę po tych dantejskich scenach na facebooku powstała grupa zrzeszająca “poszkodowanych”. Jest tam już blisko 200 osób, które otwarcie mówią, że zostały okradzione. Pojawił się nawet pomysł złożenia zbiorowego pozwu do sądu przeciw agencji Follow The Step. Członkowie grupy chcą domagać się odszkodowania. Część zgłosiła sprawę policji.
Żądam maila do Was, bo jak się wyśpię dostaniecie zdjęcia numerów z szatni i kurtek. Jak się kurtki nie znajdą to dostaniecie numer konta do przelewu. Nie podaruję wam tego burdelu. Jak można było dopuścić, żeby wszyscy ludzie z imprezy przetoczyli się przez szatnie i każdy brał co mu w ręce wpadło.
Mariusz Bysko/facebook.com
Rozżaleni uczestnicy koncertu Borisa Brejchy poszli jeszcze o krok dalej i napisali maila do managementu niemieckiego artysty. Opisali skandaliczną sytuację i poprosili o reakcję. Doczekali się odpowiedzi, ale chyba mało satysfakcjonującej. Manager DJa odpisał, że jest mu przykro i poprosił o kontakt z organizatorem wydarzenia.
Agencja Follow The Step nie wydała oficjalnego oświadczenia na swojej stronie internetowej lub w mediach społecznościowych. Zainteresowanym mediom przesłała jednak swoją wersję wydarzeń i tłumaczenia. Musimy jednak przyznać, że trochę pokrętne.
Plus za chęć naprawy szkód. Problem w tym, że nie każdy zachowuje paragon po kupnie odzieży. Pytanie więc brzmi – co mają zrobić Ci, którzy nie są w stanie udokumentować wartości straconych ubrań? Pełną treść oświadczenia prezentujemy poniżej.
KOLEJNA WIZERUNKOWA KATASTROFA
Problemy z organizacją wydarzenia to nie pierwsze problemy agencji FTS. Organizatorzy zapewniali, że podczas eventu z Borisem Brejchą w Hali Stulecia będą dwie sceny. Zaledwie kilka dni przed imprezą okazało się jednak, że drugiej sceny z muzyką techno nie będzie. Oficjalny powód to problemy techniczne, z którymi agencja miała walczyć do ostatnich chwil. Nie udało się ich pokonać. Problem w tym, że uczestnicy wydarzenia zaczęli pytać o ewentualną rekompensatę czy rabat w strefie gastronomicznej. Zamiast merytorycznej odpowiedzi doczekali się wyśmiania.
Trudno zrozumieć, czym kierowała się osoba prowadząca facebooka agencji, Jedno jest jednak pewne. Taki wpis to po prostu brak szacunku do własnych klientów, którzy mają prawo oczekiwać produktu, za który zapłacili. I to nie mało. Internauci nie pozostali dłużni i już przyznali agencji prześmiewczą nagrodę.