Za nami The Other Side Of The Sun. Wielki powrót po dwóch latach do Podczela – jak wynika z opinii uczestników, które to udało nam się zauważyć czy zasłyszeć – okazał się niemałym sukcesem. Wielu osobom brakowało festiwalowego klimatu, a ostatni weekend ten głód kilku tysiącom osób choć trochę zaspokoi.
Różnych opinii – jak już nieco wyżej wspomnieliśmy – nie brakuje. Jednakże my również postanowiliśmy swoje spojrzenie na temat Wam ukazać, w formie tekstowych relacji. Tym razem jednak robimy to w innej formie, niż w 2019 roku. Omówienie pierwszego dnia imprezy (które znajdziecie pod tym linkiem) realizowaliśmy w sobotę nad ranem, świeżo po powrocie z piątkowej imprezy. Tym razem jednak nasz redakcyjny czwórgłos powstał nie nad ranem, a przed południem. Cóż, najwyraźniej wypadliśmy z festiwalowej wprawy – albo jesteśmy już za starzy?
Anyway – przed Wami nasze wrażenia z drugiego dnia The Other Side Of The Sun!
Organizacja imprezy
Patryk Wojtanowicz: Myślę, że tutaj coś ciężko dodać do relacji z pierwszego dnia, ponieważ za wielu rzeczy nie trzeba było poprawiać. Tak mi się wydaje. Jeżeli były jakieś fuckupy, no to nie były one specjalnie gdzieś tam widoczne.
Marcin Gappa: Nie były widoczne dla zwykłego festiwalowicza.
P: Na pewno fajnym detalem, który zauważyłem tuż po wejściu na teren było to, że pojawiła się tabliczka kierująca do strefy z grillem. Tego nie było w piątek, i ktoś pomyślał jednak, że coś takiego się przyda. I to było bardzo fajne, bo dzięki temu ruch przy tym stoisku był większy! Tak jak wspominaliśmy – bardzo dużo ludzi było na terenie, wszak niemal z zawsze sobota się lepiej sprzedaje. Na 100% było te 5 tysięcy osób. W każdym razie – więcej o organizacji można znaleźć w relacji z dnia pierwszego.
Frekwencja
Julia Oziemczuk: Skoro zaczęliście już o tej frekwencji – ja mogę śmiało uznać, że w sobotę było dwa razy więcej osób niż w piątek. Przynajmniej ja to odbierałam jako osoba w tłumie.
P: A jak to wyglądało pod względem poziomu bezpieczeństwa? Czułaś się bezpiecznie? Na eventach bywa różnie, szczególnie z kobiecego punktu widzenia…
J: Jedyny moment, kiedy nie czułam się aż tak bezpieczna był wtedy, kiedy na secie Sikdope’a byłam przy barierkach. Były tam osoby… które z pewnością nie krzyczą, że nie było białego – jeśli wiecie, co mam na myśli.
P: I nie, nie mówimy tu o mące poznańskiej…
J: …ani o śniegu.
P: O śniegu też. Gdzie śnieg w lipcu?
Na szybko o Moon Stage
P: Na pewno wartą uwagi była Moon Stage, ponieważ mieliśmy tam względem dnia pierwszego zmianę klimatu.
J: Ale to był cudowny i spójny klimat. Mogłabym tam siedzieć, i siedzieć, i siedzieć… Przykładowo set Weikuma mnie zaczarował i był to jeden z najlepszych setów weekendu.
M: Warto zauważyć, że Moon Stage była w sobotę mniej oblegana, niż w piątek.
Kamil Kulczycki: Na pewno było tam luźniej, czego nie można powiedzieć o Red Stage.
M: Na Sun Stage!
P: Ty się nie sugeruj tymi szyldami…
K: To było niespójne. Ja nad tym kminiłem i ja wiem, że oni to budują długoterminowo, ale to już mogli sobie dać spokój z tymi niepasującymi nazwami i te sceny nazwać po prostu kolorami…
M: …a nie, że ludzie mnie pytają “a gdzie gra Kris?”…
P: Tak, to trochę wprowadzało chaosu – jednakże, tak jak mówiliśmy w pierwszej części relacji, rozumiemy zamysł. W każdym razie – jeśli chodzi o Moon Stage, to poziom był naprawdę bardzo wysoki. Set Weikuma mi bardzo odpowiadał – jego styl house’u naprawdę mi siedzi. Pozytywnie oceniam też występ Hannesa Biegera. Notabene, był to live act – gość przywiózł syntezatory i grał na nich. Fajna sprawa! Bardzo ciekawie było też na secie Matadora, choć tutaj śledziłem to fragmentarycznie.
J: Ale swoje usłyszeliśmy, kiedy zaspokajaliśmy potrzeby gastronomiczne. Klimat na secie Matadora był piękny i myślę, że gdybym pojechała na festiwal jako zwykły posiadacz biletu, to byłabym na parkiecie przez długi czas…
Mave – o secie
P: Mave – mistrz Polski DJów. Powiem Wam, że o ile jest to set niezbyt w klimatach obecnych festiwali, o tyle bardzo mi się podobało. Tyle progressive house’u, co w secie Maćka, to nie słyszałem już w pozostałych występach wieczoru…
J: Ja bardzo szanuję za przemycanie tych progresywnych klasyków pokroju “Payback”, “Sweet Disposition” czy “Dragon”…
K: Ogólnie pan Maciej zawarł w swoim secie wiele wokali, które ludzie znali, ale które jednocześnie nie zostały przez innych DJów aż tak nadużyte. Przemycał też swoje ulubione smaczki z lat poprzednich, a także obecne trendy. Wykonywał również dobrą pracę na mikrofonie. Ogólnie dobra robota i czekam na więcej.
M: Szkoda tylko, że miał mało ludzi pod sceną…
P: Co by nie mówić, był to dla Mave’a z pewnością ważny highlight na dziesięciolecie działalności jako DJ.
Melo.Kids – o secie
K: Jeszcze mi przychodzi do głowy taki highlight – OIO i “Worki w tłum” na secie Melo.Kids.
P: O tak! Na tyle, na ile znam prywatne gusta muzyczne tego duetu, na tyle mogę uznać, że taki wplot jak najbardziej do nich pasuje.
K: Wydaje mi się, że spotkało się to jednak z jakąś dezaprobatą – można było usłyszeć z tłumu pojedyncze buczenie…
J: A ja tego nie zauważyłam!
M: Ja też nie…
J: W tamtym momencie przenosiłam się na drugą scenę i, jak widziałam, ludzie się do tego numeru bawili.
P: Widziałem na nagraniu video u któregoś z Was, że ludzie nawet skandowali – “rzucam worki w tlum – kto łapie, ten jara!”.
K: Myślę więc, że opinie po prostu były mieszane. Tak, jak mówiłem – dotarły do moich uszu negatywne reakcje, ale też te pozytywne.
J: Rabini się wypowiedzieli…
P: No ale właśnie – to zależy od tego, jak staniesz. To może przekłamywać – no bo w zależności od miejsca na parkiecie możesz usłyszeć same pozytywne albo same negatywne reakcje…
P: Skoro przy Melosach – rozmawialiśmy na ich secie z Julką o tym, że trzeba będzie wspomnieć o tym, że zagrali ostatni dobry numer Swedish House Mafii…
J: Dokładnie!
P: Choć z drugiej strony “Lifetime” też jest przyjemne… W każdym razie, chodziło nam o “Don’t You Worry Child”. No, fajnie było coś takiego znów usłyszeć w festiwalowym anturażu.
Gromee – o secie
P: Co tam dalej na Sun Stage? Po Melosach był Gromee.
K: Na Andrzeju była już masa osób – i ten tłum pozostał już do końca seta Sikdope’a, jeśli nie na dłużej.
P: I tu ucinamy wszelkie wątpliwości – Edyty Górniak nie było!
K: Żarty na bok. Set Gromee’go, standardowo, bardzo dobra selekcja. Tutaj też Andrzej mógł się muzycznie wyżyć. Nie było tak, jak na koncertach pokroju dni miasta, gdzie ludzie znają go głównie z telewizji i radia i tam trzeba zagrać delikatniej. Tutaj mógł sobie pozwolić na więcej i to była świetna rzecz. Sam miałem okazję się trochę na jego secie pobawić i cóż – mieliśmy polskiego Mortena w pewnym momencie!
P: Dokładnie – taki Morten, ale bez włosów.
Sikdope – o secie
P: Po Gromee był Sikdope. I tutaj powiem wam – naprawdę takiego grania brakuje na polskich festiwalach. Trochę obawiałem się, że Polska może nie być na to gotowa.
K: Ale jest bardziej niż gotowa.
M: Było widać, że ludzie do tego poszli.
J: Ja jestem dumna z ludzi i naprawdę osoby, które na pierwszy rzut oka wyglądają na członków „starej gwardii”, “leciały” na swój sposób do seta Dawida. To jest piękne.
K: Cały czas potwierdza się fakt, że ciężkie gatunki będą się przyjmowały coraz lepiej – coraz więcej musi być pie*******cia i ludziom to pasuje!
M: Bas musi, w skrócie, j***ć w żebra.
J: Choć to nie jest według mnie błędem ani nie jest to jakiś zarzut – bardzo dużo mashupów i ogólnie elementów, które mieliśmy w jego secie na naszym Shining Beats Festival powtórzyło się w secie w Podczelu. Jednak jestem bardzo zadowolona, bo miałam możliwość usłyszeć to na innym nagłośnieniu i w innej atmosferze niż domówka. To też jest dobre przeżycie. I ja się naprawdę przy tym świetnie bawiłam.
P: Tak, no to trzeba mimo wszystko zaznaczyć – że te tracklisty, a przynajmniej pewne części tracklist występu na SBFie, a także na Pepsi Silesia Beats, że na The Other Side Of The Sun był gdzieś tam u Dawida dość tożsame, ale to nie było tak, że to było w 100% zerżnięty set sprzed roku na przykład.
J: Dawid prezentował swoje nowe remiksy, bawił się fajnie z tłumem i fajnie się integrował. W porównaniu do tego, jak to było rok temu, kiedy to się skakało dosłownie przed deckiem Dawida na tej domówce, to jest to zupełnie inne doświadczenie.
Keanu Silva – o secie
P: Co można o tym secie powiedzieć? Przede wszystkim tym razem miał publiczność.
K: Tak jest.
J: I trochę klasyków grał, kilka się przewinęło. Na przykład „Love is Gone” Guetty.
K: A i stare Hexagony bardzo, bardzo grał. Może chciał sobie wrócić do jakiś swoich upodobań, czy coś w tym stylu. Ale tych staroci mi się rzuciło w ucho dosyć sporo.
J: Taki nostalgiczny set. Dla każdego, niezależnie od tego, kiedy wkręcił się w te klimaty.
P: To u Keanu Silvy.
Jochen Miller – o secie
P: Wy byliście na Matadorze, ja uznałem że c*** – włączyła się moja dusza boomera i starej gwardii i poszedłem posłuchać trance’u – i nie zawiodłem się.
K: No, to był taki bigroom trance.
P: Ale ma dużo energii, to trzeba oddać. I na pewno był to atut tego występu.
K: Ogółem to na pewno Jochen Miller ma bardzo, bardzo dużo wielbicieli w naszym kraju. Ludzie szli jak źli i tak jakby chłop po prostu ma tu wyrobioną markę.
Kim jest DJ Closing?
P: Tutaj wychodzimy do kolejnej drażliwej kwestii, ponieważ zmyliśmy się. Nie byliśmy na ostatnim secie – secie niespodziance.
J: Jeszcze na Xenii nie byliśmy.
P: Tak, na Xenii jeszcze nie byliśmy, a ponoć dawała radę. Nie byliśmy jeszcze na secie ostatnim, czyli – tak jak już mówiliśmy…
J: DJ Closing
P: Czyli w końcu wiemy, kim jest DJ Closing – mianowicie Kris i Matys!
M: Czyli wszystko się wyjaśniło.
P: Wszystko się wyjaśniło! A my kuźwa zastanawiamy się od lat, kto może być tym DJ Closing.. No i wiemy kto! Widzicie. Rok 2021 przynosi odpowiedzi na wiele pytań dręczących ludzkość. W każdym razie – z tego co tam widziałem po Insta Stories, co gdzieś tam rozmawialiśmy z osobami, które były obecne na miejscu, to dużo było kawałków artystów, którzy zagrają za rok na Sunrise. Przykładowo Paul Kalkbrenner, Faithless, coś w tym stylu. I co ciekawe – były chyba dwa kawałki z Elderbrookiem. Nie wiem, czy to jest jakaś sugestia. Ale gdyby to była sugestia, to…
J: Byłoby mega miło.
P: To zdecydowanie. Z całą pewnością.
K: Jest to mocne wróżenie z fusów.
P: Tak, obecnie tak. Aczkolwiek parę nazwisk zostało już potwierdzonych – tak jak na przykład David Guetta, Marshmello, właśnie Faithless, Carl Cox, Paul Kalkbrenner.
K: Właśnie to można przyrównać do jakiś tam trendów. W przypadku Guetty głównie. Na pewno nie jest to jakąś poszlaką, że grane są te utwory, bo są cholernie popularne.
P: Znaczy Ci akurat artyści zostali zapowiedzeni przez Krisa podczas popołudniowego livestreama na Instagramie Sunrise Festival. Byłem akurat świadkiem jak Adrian Nijak – który jest najpiękniejszy – realizował ten stream z Krisem i takie nazwiska po prostu padły.
Nasi faworyci soboty
P: Najlepsze sety z wczoraj?
J: Weikum i Sikdope.
M: U mnie Sikdope.
K: Sikdope, Gromee i Weikum. Andrzej popisał się naprawdę dobrą selekcją, a future rave’owa końcówka była mocna.
P: Po secie rozmawialiśmy przecież z Andrzejem i stwierdził on, że na Sunrise może się muzycznie wyżyć. W wielu miejscach ze względu na swoją popularność nie może sobie pozwolić na odważny, bardzo elektroniczny repertuar, którego przecież w Podczelu nie brakowało. Można to przyrównać do Jacka Stachurskiego, który na dniach miasta nie zagra “Doskozzzy”, a raczej “Typ niepokorny”…
J: Wartym wymienienia jest również Matador oraz Mave.
K: Wymieniłbym jeszcze Milkwisha. Niestety byłem na tym występie dość fragmentarycznie, jednak były one przemożne i set musiał być świetny.
P: Ze względu na obowiązki i rozmowy ze świetnymi ludźmi nie byliśmy w stanie poświęcić się w pełni muzyce – ale co zauważyliśmy i co usłyszeliśmy, to nasze.
To jak w końcu było?
J: Bardzo dobry dzień, brak zastrzeżeń. Bawiłam się niesamowicie w każdym miejscu i z każdej strony. Byle więcej takich eventów i dni. To satysfakcjonuje muzycznie i zawodowo.
K: Organizacyjnie festiwal zdał egzamin. Jako osoba obserwująca z perspektywy tłumu nie byłem w stanie zauważyć błędów czy wpadek, a więc i do reszty gości pewnie to nie dotarło. A co się działo na zapleczu niech na zapleczu pozostanie. Kolejki były małe, a wszystko odbywało się dość sprawnie. Większy tłum gromadził się jedynie w okolicy pierwszych kas zaraz przy wejściu, ale ze względu na pokaźną szerokość pasu lotniska udawało się go ominąć bez problemu.
J: Dla mnie bardzo ważną rzeczą była poprawa tematu strefy gastronomicznej, która została przeniesiona. Zapobiegło to zbyt wielkim tłumom utrudniającym poruszanie się.
K: Dziś udało mi się nareszcie skorzystać z toalety w godzinach prime time, i muszę przyznać że było czysto, mydło było niewykorzystane lub uzupełnione. Wyglądało to o niebo lepiej w porównaniu do 2019.
M: Zauważyłem większą liczbę sprzątaczy i pracowników sanitarnych, być może było to podyktowane nowymi wymogami około pandemicznymi.
Reasumując – nareszcie można było poczuć ten festiwalowy klimat. Z powrotem dotarło do nas, dlaczego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, a także otrzymaliśmy solidny zastrzyk motywacji. Jesteśmy przy tym ciekawi co będzie za rok. Do zobaczenia w Podczelu!