Dimension: “Publika czuje autentyczność i w rezultacie to daje sukces” [WYWIAD]

Jedna z czołowych postaci obecnej sceny muzyki drum and bass w rozmowie z Patrykiem Wojtanowiczem tuż po występie na Beats For Love.

nastia

Czechy stoją drum and bass’em – to rzecz, którą naprawdę ciężko podważyć. My mieliśmy okazję zobaczyć to na własnej skórze już trzykrotnie; raz na jednej z edycji Let It Roll oraz dwukrotnie podczas Beats For Love. Za każdym razem wniosek był prosty – Czesi kochają tę muzykę i artystów, którzy ją grają. Widać to dobitnie chociażby po tym, że podczas Beats For Love czasami główne gwiazdy dnia potrafią zgromadzić pod sceną mniejszą publikę niż czołowi drum and bass’owcy. Przekonali się o tym chociażby Wilkinson i Sub Focus (których przepytywaliśmy rok temu), ale także i Dimension, który trafił pod nasz mikrofon w tym roku.

Jedna z najważniejszych postaci sceny drum and bass w ostatnich latach w rozmowie z Patrykiem Wojtanowiczem tuż po swoim występie na głównej scenie Beats For Love 2024 opowiedział między innymi o pozycji swojego gatunku na scenie, o projekcie Worship, a także o swoim pierwszym bookingu. Od razu zaspoilujemy, niezbyt udanym.

nastia

Miłej lektury!

nastia

Dimension – wywiad dla Shining Beats

Patryk Wojtanowicz (Shining Beats): To był twój drugi występ na Beats for Love. Jakie są twoje wrażenia?

Dimension: Cóż, festiwal jest po prostu niesamowity. Taką scenę masz na niewielu festiwalach na świecie. Tłum jest ogromny! Masz przed sobą 20 000 osób i grasz w tej pięknej starej, przemysłowej rafinerii ropy naftowej lub czymś w tym stylu… I to po prostu tworzy niesamowite, dystopijne uczucie. Czujesz się, jakbyś był w innym świecie. I myślę, że niewielu innym festiwalom udało się to osiągnąć. To jest prawdziwe, a nie zbudowane na cel festiwalu. Fabryka jest tutaj od wielu, wielu lat i można to wyczuć. Daje to poczucie autentyczności, co jest naprawdę miłe.

W porównaniu do Wielkiej Brytanii, skąd pochodzi Drum’n’Bass – co myślisz o czeskiej publiczności? Miałeś pełny parkiet.

Myślę, że publiczność jest niesamowita. Są super podekscytowani, naprawdę entuzjastyczni, ruszają się, tańczą, przynoszą transparenty. Oni prostu czują, że są naprawdę podekscytowani, że będą się dobrze bawić, co jest po prostu cudowną rzeczą. Uwielbiam to.

Twój ostatni solowy album ukazał się trzy lata temu i jestem ciekaw, jak oceniasz ogrom zmian w Twoim życiu i karierze od tego czasu.

nastia

nastia

Myślę, że zmieniło się całkiem sporo. Czuję, że przeszedłem z artysty, który być może gra na drugiej scenie, do gościa, który teraz jest bookowany na mainstage – szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie Drum’n’Bass jest naprawdę, naprawdę mocny. Jestem tam prawie co drugi tydzień i jest to naprawdę ekscytujące widzieć, że muzyka, której poświęciłem swoje życie, staje się bardzo, bardzo popularna. I w pewnym sensie jest uznawana za gatunek mainstage’owy, co dotychczas się nie działo. W tej muzyce, kiedy masz dobre kawałki i dobrze je miksujesz, to otrzymujesz niezastąpioną energię. Nic nie jest do tego podobne.

“To publika jest ostatecznym dowodem, co nie?”

Czy masz jakieś obawy co do tego widocznego w ostatnim czasie na głównych scenach festiwali drum’n’bassowego trendu?

Nie, nie mam. Myślę, że muzyka oczywiście podlega trendom i modzie. Ale myślę, że nasza muzyka jest tam, ponieważ jest naprawdę dobra, a nie tylko dlatego, że jest modna. Myślę, że artyści, którzy tworzą nasz gatunek, są niesamowicie utalentowanymi muzykami i zasługują na to, żeby tam być. I zasługują na to, żeby być tam przez bardzo długi czas. Myślę, że powinno się tak dziać przez cały czas. Wspaniale jest widzieć, że artyści na głównej scenie, tacy jak ja, Hybrid Minds czy Delta Heavy, mogą grać razem z takimi artystami jak Eric Prydz, ponieważ masz pełny parkiet. Jest tam 20 000, 25 000, 30 000 ludzi i wszyscy dobrze się bawią. Czego więcej można chcieć od głównej sceny? To publika jest ostatecznym dowodem, co nie?

Zabawne i znamienne zarazem jest to, że miałeś na scenie więcej publiczności niż właśnie grający Boris Brejcha.

To pokazuje, że Drum’n’Bass powinien być tu na głównej scenie, a publiczność jest na to ostatecznym dowodem. Oni pojawili się tu i świetnie się bawili. I to pokazuje, że Drum’n’Bass tam należy.

Całkiem niedawno uruchomiłeś projekt Worship. To nowy projekt, więc chciałbym abyś co nieco mi o nim opowiedział.

nastia

Moim menadżerem jest facet o imieniu Sebastian. Ma pod sobą także takie postaci, jak Sub Focus, Culture Shock i 1991. Kiedy byłem młodszy, uwielbiałem francuski label Ed Banger, Często grali razem z Justice i Sebastianem Legerem i całą tą ekipą. I chcieliśmy stworzyć coś podobnego w Drum’n’Bass’ie. Wszyscy jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi i uwielbiamy spędzać razem czas. Mamy ten sam gust muzyczny i po prostu stwierdziliśmy, że byłoby naprawdę fajnie się spotkać jako grupa i występować. I to się naprawdę udało. Naprawdę fajnie jest grać razem. Wiesz, koncertowanie jako DJ w pojedynkę może dawać poczucie samotności, a teraz nagle gram koncerty ze wszystkimi moimi najlepszymi przyjaciółmi przed wszystkimi tymi tłumami. I wszyscy świetnie się bawimy na scenie. Myślę, że to po prostu jedna z tych rzeczy, które się zdarzają, kiedy robisz coś z serca i jest to organiczne. Publiczność czuje autentyczność i w rezultacie to daje sukces. Więc tak, jestem naprawdę zadowolony z tego, jak to idzie.

Podczas przygotowań do naszego spotkania znalazłem wątek na jednym z forów. Założyciel tego wątku napisał: „Na to wygląda, że Worship uratował Drum’n’Bass w Ameryce”. Duża odpowiedzialność, co nie?

Nie sądzę, żebyśmy uratowali Drum’n’Bass w jakikolwiek sposób, kształcie lub formie. Myślę, że jest wiele osób, które od dawna w Ameryce reprezentowały Drum’n’Bass i szanują nas. Po prostu spotykamy się jako grupa przyjaciół i gramy razem naszą muzykę, nie próbując ratować Drum’n’Bass’u. Po prostu robimy swoje. Naprawdę miło jest widzieć, że zostało to przyjęte w tak wspaniały sposób, ale nie uważamy, żebyśmy próbowali ratować Drum’n’Bass. Po prostu robimy to, co kochamy, naprawdę.

“Chciałbym częściej przyjeżdżać do Polski”

Którą piosenkę z twojej dyskografii opisałbyś jako najważniejszą w twojej karierze?

Prawdopodobnie moją współpracę z Sub Focus zatytułowaną „Desire”. Ponieważ myślę, że zmieniła moją i Nicolaasa karierę na zawsze, naprawdę. Po prostu katapultowała nas na inny poziom. Ta piosenka zmieniła moje życie na zawsze, serio.

Wróćmy na chwilę do twoich początków. Jak wspominasz swój pierwszy booking?

Mój pierwszy booking była w mieście o nazwie Canterbury w Wielkiej Brytanii. I nikt nie przyszedł. Dosłownie ani jedna osoba. Byłem gotowy do gry, miałem grać za jakieś 10 minut, a promotor mówi „szczerze, nie pojawiła się ani jedna osoba, więc nie sądzę, żeby warto było grać”. Więc nawet nie zagrałem. Spakowałem torby i wróciłem do domu, nie grając ani jednej piosenki. I to trochę nadszarpnęło moją pewność siebie. Ale budowa tego, gdzie jestem, to naprawdę dużo czasu. Zajęło pięć, sześć, siedem lat, zanim naprawdę poczułem, że ludzie faktycznie przychodzą mnie zobaczyć. Więc tak, mój pierwszy występ nie był zbyt dobry. Ale zrobiło się trochę lepiej, powoli, z czasem.

Gdybyś miał tworzyć w innym gatunku niż drum and bass, jaki by to był?

Prawdopodobnie Progressive House, ponieważ moja muzyka jest już bardzo muzykalna. Dużo tekstu, dużo muzyki.

Coś w stylu Sebastiana Ingrosso czy coś w stylu Prydy?

Raczej Rufus Du Sol. To zdecydowanie coś, co zrobię w swoim życiu na pewnym etapie. Chętnie poeksperymentowałbym z różnymi gatunkami, na pewno.

Mniej niż pół roku temu grałeś w Warszawie. Jak podobało ci się to miasto, ta publiczność?

Było niesamowicie. Było naprawdę, naprawdę dobrze. Polska to niesamowity kraj. Nie przyjeżdżam tu zbyt często, gram w Polsce może raz w roku, ale mam w Polsce kilku naprawdę dobrych przyjaciół. Uwielbiam tu przyjeżdżać. Publiczność zawsze ma naprawdę, naprawdę dobrą atmosferę. I serio chciałbym tu przyjeżdżać częściej. Chciałbym częściej przyjeżdżać do Polski.


z Dimensionem tuż po jego występie na Beats For Love 2024 rozmawiał Patryk Wojtanowicz

nastia

Total
0
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?