martina garrix

Oto 5 najciekawszych ID z seta Martina Garrixa podczas Ultra Miami 2025

Set Martina Garrixa podczas Ultra Miami 2025 uważany jest za najlepszy całego weekendu. Czas więc przyjrzeć się niewydanemu materiałowi.

pdc

Od zakończenia jubileuszowej 25. edycji Ultra Miami 2025 minął już tydzień. To idealny moment, by wrócić pamięcią do najciekawszych akcentów tego wyjątkowego weekendu. Jednym z ciekawiej zapowiadających się wystąpień i głównym punktem całego festiwalu był closing set Martina Garrixa. Zadanie pod względem oczekiwań niełatwe, biorąc pod uwagę wysoko zawieszoną poprzeczkę przez innych headlinerów, takich jak Skrillex czy Hardwell. Martin jednak klasycznie dowiózł temat nie tylko pod względem muzycznym, ale także wizualnym. Spośród wielu niewydanych tracków pojawiło się kilka dość przyjemnych propozycji, które zasługują na trochę świateł reflektorów.


1. Martin Garrix & Arcando – Set Me Free

Drum and bass nie tylko wrócił do łask, ale na dobre zadomowił się na głównych scenach największych festiwali. Sam Martin Garrix już w zeszłym roku zaprezentował publiczności kilka tracków, w tym track z ramienia aliasu AREA21, W wytwórni STMPD RCRDS także możemy znaleźć coraz więcej utworów dnb, zaczynając od „Ascend”, kończąc na „So High”. Oba kawałki zostały wyprodukowane przez Arcando, z którym Martin odbył niedawno kilka sesji studyjnych, a owoc ich współpracy ujrzał światło dzienne właśnie podczas 25-lecia eventu.

pdc

Ciekawostką pozostaje jego tytuł, bo „Set Me Free” to nazwa figurująca już w collabie Martina Garrixa z Dillonem Francisem. Możliwe więc, że finalna wersja zostanie wydana jako „Begging For More”, choć możliwy jest także release pod nazwą GRX. W kontekście wokalu jest duża szansa, iż odpowiada za niego Bonn, czyli stary znajomy Holendra, z którym stworzył kilka hitów. Natomiast nie jest to potwierdzona informacja, nawet mimo podobnego głosu, co potwierdzi inny przykład w dalszej części.

pdc


2. Armin van Buuren & Martin Garrix feat. Libby – Sleepless Nights

O tak potężnej kolaboracji mówi się, w zasadzie odkąd Martin zadebiutował na scenie muzyki elektronicznej. To w zasadzie zaskakujące, iż ścieżki obu panów przez tak długi czas nie mogły się przeciąć. Nastąpiło to dopiero teraz, w bardzo niecodziennym stylu. Ultra wprowadziło bardzo ciekawy system, pokazujący podczas niektórych setów oba decki z informacją, jakie tracki są obecnie załączone, ich BPM i inne. To sprytnie wykorzystano do teasera kolaboracji producentów poprzez chwilowe wyświetlenie ich aliasów obok siebie w nadchodzącym tracku. Utwór nie został zagrany, acz jasno nastawiło czujnych obserwatorów na ujawnienie niespodzianki dzień później.

Jako że Armin od dawna produkuje tracki w najróżniejszych gatunkach, nie wiadomo było, czego tak naprawdę można się spodziewać. Ostatecznie wyszło bardzo interesująco. Zachowany został house’owy klimat, z ciekawym sound designem i nutką trance’u. Całość nie brzmi jak typowy numer Garrixa, co dla wielu jest dużym plusem, a czuć w tym duży angaż van Buurena. Mówi się, że na „Sleepless Nights” nie będzie nam dane długo czekać i potencjalna premiera ma nastąpić zaraz po drugim collabie z Arijitem Singhem.


3. Martin Garrix & AFROJACK & Amél feat. Zack Hall – Our Time

O tymże kawałku można byłoby się rozwodzić i rozwodzić. Głównie ze względu na historie związaną z osobami biorącymi udział w produkcji. W pewnym momencie spekulowano nawet, iż w projekt zaangażowany jest David Guetta, co finalnie okazało się nieprawdą. Jednak nie to jest najważniejszą wiadomością. Nareszcie, po roku oczekiwania doczekaliśmy się pełnej – oraz co najważniejsze – dokończonej wersji z wokalem Zacka Halla. Początkowo podejrzewano, że stoi za tym James Arthur, biorąc pod uwagę bardzo podobną barwę głosu. Wszak, AFROJACK miał już okazję z nim współpracować przy „Lose You”, więc takie głosy nie były bezpodstawne. Dopiero zrzut ekranu z FaceTime’a rozwiał wątpliwości, jeśli nie był on fałszywy.

Co do utworu, brzmi on bardzo obiecująco, nawiązując do niedawnych progresywnych wydań całej trójki. Pojawiło się wiele wyczuwalnych zmian po bezpośrednim porównaniu nowej i starej wersji. Dzieje się zarówno więcej w dropie, jak i przed nim. Duży udział w proces „Our Time” miał według AFROJACKa następna generacja EDMu, czyli Amél. Już teraz młody artysta ma wiele IDków z twórcą „Titanium”, warto więc obserwować jego dalszy rozwój.


4. Martin Garrix feat. Lauv – Mad

Z progresywnych brzmień przechodzimy na stronę bardziej popową. „Mad” to numer pokazujący Martina Garrixa ze strony bardziej mainstreamowej. Sam zresztą niedawno podkreślał, że możemy się spodziewać więcej takich wydawnictw i nie ma w tym nic złego. Ostatnim takim numerem był „Hero”, zgarniający niemalże 100 milionów odtworzeń na Spotify. Wydaje się, iż w przypadku nowego ID jest dużo większy potencjał, choć są to mimo wszystko różne od siebie utwory.

pdc

pdc

„Mad” ma naturalnie w sobie więcej energii, choć dla niektórych może brzmieć zbyt bezpiecznie. Nie da się jednak mu odmówić chwytliwej melodii melodyjności. To po prostu dobrze skrojony electro popowy kawałek. Dość dużym zaskoczeniem jest angaż Lauva. Niby nieoczywisty wybór, lecz pasuje on do wcześniejszej listy współpracujących z 28-latkiem artystów pokroju Khalida, czy Troye’a Sivana. Notabene lata temu tracki „The Other”, „There’s No Way” doczekały się pokaźnej ilości remixów artystów takich jak Matisse & Sadko, Robin Schulz, R3HAB.


5. Martin Garrix feat. Arijit Singh – Weightless

Druga kolaboracja z Arijitem jest bardzo specyficzna. Przyprawia nieodparte wrażenie, jakoby była to najbardziej nietypowa produkcja w dyskografii Martina Garrixa ostatnich lat. Osoby śledzące różne fanpage’e, czy profile mogły natknąć się jakiś czas temu na kilka leaków projektu. Wielu było zaskoczonych trajektorią obraną w kontekście tego konkretnego kawałka. Nie brzmi on jakby został wykonany przez Holendra i gdyby nie oficjalne potwierdzenie ich współpracy, „Weightless” można byłoby uznać jako solowy track Arijita Singha. Zwłaszcza że cały utwór jest po indyjsku, a to nie pierwszy raz, kiedy Martin sięga po nieanglojęzyczny wokal.

Podobny zabieg miał miejsce przy okazji ich poprzedniej współpracy w ramach „Angels For Each Other”. W tym jednak przypadku znaczna większość singla jest anglojęzyczna. Ba, drugą zwrotkę śpiewa w całości sam 28-latek, co było ogromnym szokiem. „Weightless” to inna para kaloszy. Nie jest on usadzony w klimatach progresywnych i bardziej radosnych, a wręcz przeciwnie. Jest to swego rodzaju kontrast o melancholijnym, przytłumionym brzmieniu, pasującym do aliasu YTRAM. Choć dla wielu osób może być zbyt egzotyczne wydanie ze względu na język, utwór z pewnością będzie miał swoich zwolenników, głównie w Indiach. Co ciekawe, oficjalne wydanie czeka nas już w ten piątek, a mówi się w dodatku o EPce z indyjskim artystą. Nie pozostaje nam więc nic innego niż oczekiwanie na nowy materiał od sympatycznego Holendra, a jest na co!

pdc

Total
0
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?