Nitrous Oxide wykracza poza trance w najnowszym albumie. Jak mu wyszło? [RECENZJA]

Nitrous Oxide już w zeszłym roku zapowiadał powstanie swojego ostatniego albumu. Czy “Redmoon” trafił w nasze gusta?

nastia

Jeśli jesteście fanami trance, postać Krzyśka Prętkiewicza aka Nitrous Oxide nie powinna być Wam obca. To gość, który od dwóch dekad – bez większych przerw – godnie reprezentuje nas na elektronicznej scenie muzycznej. Polski twórca właśnie wydał swój trzeci album, zatytułowany “Redmoon“, zapowiadany jakiś czas temu jako pożegnanie z najbardziej znanym aliasem naszego rodaka.

Nitrous Oxide jest producentem, który na stałe zapisał się w historii polskiej muzyki klubowej, przede wszystkim trance. Nie każdy artysta może pochwalić się wydaniami w Armada Music, Anjunabeats czy Raz Nitzan. Mało kto może powiedzieć, że grał zarówno na imprezach Armina van Buurena (A State Of Trance 450 we Wrocławiu) i Above & Beyond (m.in. zeszłoroczne Anjunabeats Europe). A kto jak kto, ale Krzysiek takimi osiągnięciami może się pochwalić. To gość, który przetarł szlaki dla wielu innych twórców z naszego kraju. I za to mu chwała.

W trakcie swojej długoletniej kariery współpracował z wieloma artystami: P.A.F.F.’em, Adamem Nickey’em, 2sherem, Adamem Kancerskim, Kamilem Bigajem (z którym tworzył projekty 3rd Moon oraz Lunar 3). Jednak na “Redmoon” próżno szukać innych aliasów. To w stu procentach solowy materiał.

I tutaj mały spoiler alert przed wsiąknieciem w głąb jego nowego albumu – nie odnajdziecie tutaj uplifting trance. Tak, też byliśmy zszokowani tym faktem przy przedpremierowym odsłuchu. To celowy zabieg autora, który jednak nie omieszkał dodać kilku smaczków w klimatach retro. Przejdźmy jednak do rzeczy.

nastia

Oczko

21 premierowych i dotąd nieprezentowanych produkcji. To właśnie album “Redmoon”. Rozpoczyna go krótkie intro (“Equinox”), które przechodzi do “Children Of The Sun”, będącego solidnym, progresywno-trance’owym numerem w stylistyce Anjunabeats, labelu, z którym Krzysiek jest kojarzony od wielu lat. Następnie wchodzi “Echoes” – podtrzymujące energię poprzednika, lecz tym razem mające w sobie sporo a’la Deadmau5’owego feelingu.

nastia

Jako czwarte pojawia się “Vertigo”, także w progresywnym klimacie wytwórni Above & Beyond. Ciut gorszy od poprzedników, ale na dobrym poziomie. Piąty “Midnight Dancer” jest pierwszym większym zaskoczeniem – kapitalna linia melodyczna, trochę w stylu numerów Kaia Tracida sprzed dwóch dekad. Powiew dobrej, starej szkoły. Jako kolejne uderza tytułowe “Redmoon”, rozpoczynając się od rosnącego, szybko wchodzącego w głowę motywu na synthach, który przeradza się w kolejny solidny kawałek A.D. 2023, chyba jak dotąd najlepszy z dotychczasowych progów z tego albumu.

“Antidote” podtrzymuje klimat poprzedniej produkcji, choć nie brak tu też house’owych wstawek, niczym z produkcji Prydy. Podobne wrażenia można mieć po odsłuchu “Angels & Robots”, choć w tym utworze Krzysztof stworzył naprawdę urzekającą linię melodyczną. Ciekawi Was nasze zdanie na temat “Curiosity”? Jak w “Midnight Dancer”, czuć tutaj echa lat; jak to określiliśmy przy pierwszym odsłuchu – tak mogłoby brzmieć wspólne dziecko Faithless i Paula van Dyka.

W “Daydreamer” Nitrous postawił na synthwave i to był strzał w dziesiątkę, kompletnie niczego tutaj nie brakuje. W “I Feel It” usłyszycie wciągający, deepowo-tech house’owy sznyt (ktoś się tego spodziewał?), który również sprawdza się zachwycająco. Nieźle wypadają synthy i pady w breaksowym “Solution”. W kolejnych produkcjach znacznie więcej house’owo-komercyjnych prób: “Division” (chwytliwy deep), “Denying” (idący bardziej w stronę electro, z interesującym basem), “Raum” (całkiem zgrabnie prowadzony progressive, w którym usłyszycie tytułowy efekt reverb z Native Instruments).

Nieźle buja kolejny melodyjny prog (“Mojave”), za pomysłowość i dynamikę można pochwalić “It’s Alright” (choć to jeden z tych numerów, który zachwycił nas najmniej), a bardzo przyjemnie wyróżnia się “Unity” (swoim prog-breaksowym klimatem oraz saksofonową wstawką).

Kolejnym wejściem w synthwave’ową stylistykę jest “Tokyo Underground”, przy którym można się zapomnieć. Ostatnią stricte klubową kompozycją jest “Homecoming” (progressive z całkiem euforyczną melodią). Natomiast album zamyka chilloutowe, relaksujące outro pt. “No Pressure”.

Paradoks

Idąc w stronę podsumowania – to naprawdę różnorodny album, co jest jego siłą… i jednocześnie słabością. “Redmoon” to efekt kilku dobrych lat pracy, prawdziwa mieszanka gatunkowa i to dozowana w całkiem mądry sposób, jednak po odsłuchu całości czujemy, że kilku produkcji można by się z niego pozbyć, bez większego żalu.

Krzyśka pragniemy jednak pochwalić za konsekwentne działania (zwłaszcza za brak stylu, który przylgnął do niego jak łatka po wielu latach, czyli upliftingu… ok, trochę szkoda, ale uszanujmy jego decyzję), miejscami naprawdę kapitalne pomysły i wycieczki gatunkowe (synthwave, muzyczne listy miłosne do lat 90-tych i 00-wych jak w “Midnight Dancer” i “Curiosity”). Przy bardziej nowoczesnych kreacjach raz trafia w gust, raz nie – tu wiele będzie zależało od danego słuchacza.

Niektóre koncepty na pewno zasługiwałyby na więcej niż tylko 3-4 minutowe kompozycje, dlatego liczymy, że najlepsze z nich zostaną rozwinięte w rozszerzonych wersjach – przykładowo tytułowe “Redmoon” w wersji extended już się ukazało!

nastia

nastia

Warto też dodać, że trwa sprzedaż albumu w formie fizycznej, za pośrednictwem portalu Bandcamp. Śpieszcie się, bo nakład tego wydania wynosi tylko 100 sztuk, zatem kto pierwszy, ten lepszy.

Ocena: 8/10

nastia

Total
0
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?