Rok 2020 zostanie na długo zapamiętany przez ludzi na całym świecie. To właśnie wtedy wybuchła pandemia koronowirusa, która odcisnęła ogromne piętno na gospodarkę. Wielki lockdown miał również ogromny wpływ na branżę rozrywkową, która praktycznie przez dwa lata była zamknięta. Jak ukazują badania, część z klubów w Wielkiej Brytanii nie przetrwało tej batalii.
20 % mniej
Jak pokazują badania przeprowadzone przez stowarzyszenie Night Time Industries Association (NTIA) uzupełnionego danymi z CGA, wciągu dwóch lat na brytyjskim rynku zostało zamkniętych prawie 300 klubów. W marcu 2020 roku na wyspach istniało 1418 klubów, zaś dwa lata później było już ich tylko 1130. Warto zaznaczyć, że jeszcze w 2006 roku w Wielkiej Brytani było około 3000 lokali i od tego czasu liczba ta systematycznie się zmniejszała, lecz zamknięcie lokali znacznie przyspieszyło ten proceder. Szczegółowy raport NTIA można zobaczyć tutaj.
A jak w Polsce?
Na takie badania na krajowym rynku nie możemy liczyć. Niemniej w kuluarach mówi się, że krajowa scena klubowa również powoli upada. Co prawda największe i najbardziej znane kluby lockdown przetrwały i mają się dobrze, to już nieco mniejsze i mniej znane lokale mogły tego nie wytrzymać. Niemały wpływ na przyszłe tendencje może mieć także coraz większa inflacja – imprezowiczów może najzwyczajniej w świecie dopaść proza życia, w której codzienne wydatki są jednak ważniejsze niż wydawanie pieniędzy na clubbing.
Nie pomaga również niż demograficzny, przez co jest mniej osób, które uczęszczają na różne imprezy, niż dekadę bądź dwie dekady temu. Jak można też w ostatnim czasie zauważyć, część klubów próbuje przyciągnąć do siebie nowych imprezowiczów, bookując rapowych artystów. To zupełnie nie dziwi, gdyż ten gatunek w ostatnim czasie mocno zyskał na polskiej scenie muzycznej. Czy ten trend będzie długo trwał i pomoże przetrwać klubom? Czas pokaże. Niemniej jesteśmy zdania, że niestety lata świetności clubbingu jaki znamy są dawno za nami i lokali z roku na rok będzie coraz mniej.