Od dłuższego czasu agencja Follow The Step sygnalizowała chęć organizacji swojej flagowej imprezy techno poza stolicą naszego kraju. Nową destynacją dla fanów bardziej undergroundowych brzmień miała stać się wrocławska Hala Stulecia. Początkowo organizacji imprezy przeszkodziła pandemia, jednak w 2022 próba ekspansji marki Undercity w południowej części Polski nie udała się z przeszkód logistycznych i organizacyjnych. Jednak w końcu Wrocław doczekał się nocy pełnej muzycznych atrakcji.
Właśnie odbyło się piąte wydarzenie organizowane pod szyldem Undercity. Jako redakcja Shining Beats mieliśmy okazję być na dwóch poprzednich, warszawskich edycjach tej imprezy. Na naszych łamach publikowaliśmy relacje, które ukazywały nasze wrażenia związane ze świętem techno mającym miejsce na Torwarze (ostatnia jest do nadrobienia tutaj). Jednak czy wrocławska edycja dorównała pierwowzorowi? Sprawdźmy to.
Pierwsze wrażenia
Obecność na wrocławskiej edycji Undercity wyszła dosyć nieoczekiwanie. Znając rozmach tego, co miałam okazję doświadczyć na Torwarze, ogłoszone aliasy mnie nie powalały aż tak, by specjalnie planować wyjazd do innego miasta. Pierwsze informacje związane z lineupem również nie zwiastowały dodatkowych scen, prócz tej zlokalizowanej w głównej części hali. Nie byłam do tej pory zaznajomiona ze “stulatką”, dlatego nie byłam w stanie przewidzieć, czy da się wygospodarować miejsce na kolejny parkiet taneczny. Co by nie próbować usprawiedliwiać organizatora, doniesienia te wypadały po prostu blado przy znanym nam pierwowzorze.
Na szczęście Hala Stulecia oddała swoje podziemia na rzecz 2nd Stage. Druga przestrzeń została poświęcona mocniejszym brzmieniom, by w głównej hali pozostawić miejsce na różnorodność. Nadal nie jest to to samo co w Warszawie, ale przynajmniej będzie w czym wybierać – pomyślałam. Tak oto do moich planów na ostatnią chwilę został dopisany nowy rozdział w historii Undercity, o którym więcej poniżej.
Może i Undercity jeszcze w “stulatce” do kwietnia nie grało, ale Follow The Step co nieco działało w stolicy Dolnego Śląska. To tu jedną z imprez zagrał ulubieniec polskiej publiki – Boris Brejcha. Co prawa impreza nie obyła się bez fuckupu, którym było zamieszanie na szatni. Jednak we wspomnieniach wielu zostało to, co towarzyszyło występowi ikony Minimalu. Selekcję Niemca dopełniała oprawa świetlna, która wielu uczestnikom imprezy zapadła na długo w pamięci. Oświetlenie miało być również jedną z kart przetargowych kolejnej imprezy tego organizatora. Ale o tym za chwilę.
Zacznijmy od początku. Okrążenie wokół hali niczym nas nie zaskoczyło. Wszak trudno wskazać banerem czy inną formą oznakowania, gdzie potencjalni uczestnicy imprezy mają iść. Na szczęście nie zabłądziłam – pozycja startowa Undercity Wrocław miała miejsce obok Placu pod Iglicą. Wejście na wydarzenie obyło się bez problemów. Szybkie sprawdzenie zawartości kieszeni czy plecaków (na szczęście nie tak rygorystyczne jak w Warszawie), a następnie biletów – i jesteśmy!
Tak oto kilka kroków i już mogliśmy szukać scen, bądź baru. O szatni się nie wypowiem, bo ze względu na dobrą pogodę nie potrzebowałam oddawać ubrania wierzchniego. Oznaczeń było mało, ale łatwo było trafić do każdej interesującej nas lokalizacji. Miejsc do uzupełnienia płynów było odpowiednio wiele, w tym dwa na głównym parkiecie. Dużych kolejek do tych stref nie było, wszystko tej nocy rozkładało się pomiędzy kolejnymi punktami. Podobnie jak w Warszawie – dodatkowy wodopój oraz strefa gastronomiczna była ulokowana na zewnątrz. Kilka (2 bądź 3) foodtrucków zapewniało burgery (w tym osobno od Pasibusa), zapiekanki i frytki. Najtańsza była ostatnia wymieniona pozycja, za którą trzeba było zapłacić 20 zł. Reszta to już wydatek ponad 30 zł (32-36 zł). Jeśli chodzi o formę płatności, to akceptowano jedynie karty płatnicze i nie przewidziano alternatywy dla tej metody.
Z innych atrakcji można – było zakupić merch Smolnej. Miejsca wypoczynkowe? Tutaj sprawa wyglądała zupełnie inaczej niż w Warszawie. Zamiast charakterystycznych foteli i kanap, jak to ma miejsce na Torwarze, do odpoczynku wykorzystano już obecną na hali infrastrukturę. Na korytarzach do dyspozycji były ławki, a licznie oblegane były również schody. W odróżnieniu od pierwowzoru, do dyspozycji publiki były dostępne (do pewnego zakresu pięter) trybuny. To miało swoje zalety (o czym później), ale ujmowało klimatowi, do którego Follow The Step przyzwyczaiło publikę ze stolicy.
Tam, gdzie gra muzyka
Po zapoznaniu się z terenem trzeba ruszyć na muzyczne łowy. Wieczór pełen techno rozpoczęty został ostatnimi minutami spod znaku selekcji Kacpy. Lokalny reprezentant przywitał uczestników Undercity lżejszym setem, który trochę przypominała stylem serwowane przez Eelke Kleijna brzmienia. Delikatniejsze wprowadzenie odpowiednio przygotowało publikę na akt projektu Rysy.
Fanką warszawskiego duetu producenckiego byłam od kilku lat, a zakończenie ich działalności było dla mnie ciosem. Na szczęście ostatniego dnia felernego 2020 roku panowie wrócili z nowym singlem, zapowiadającym płytę i dalsze działania. Dzięki temu, w końcu miałam szansę na żywo przekonać się, co aktualnie dwójka panów serwuje. Live act wypadł na prawdę dobrze. Chwilę musieliśmy poczekać, by Rysy się rozkręciły, ale pod koniec trudno było zejść z parkietu. Naprawdę miło wspominam ponad godzinną muzyczną podróż z duetem, który od dawna śledzę.
Potem przyszedł czas na niewiadomą. Sama’ Abdulhadi, a właściwie jej personalia od dawna obijały się o moje uszy. Pochodząca z Palestyny artystka nieraz już grała w Warszawie – czy to na Smolnej, czy w Pradze Centrum. Nie sprawdzałam działań tej pani, ale w stolicy Dolnego Śląska dziewczyna pokazała, jak roznieść tutejszą halę. Twarde i mocne granie w jej stylu bardzo podeszło mi do gustu i z miłą chęcią powrócę na jej kolejny set.
Mocno, spokojniej, jeszcze mocniej
Od poprzedniego aktu zaczęliśmy swoistą przeplatankę energetyczną. Po damskiej reprezentantce, która dała mocnego kopa, przyszedł czas na spokojniejsze brzmienia. O północy pałeczkę przejęli panowie z KAS:ST. Nie ukrywam, że najbardziej czekałam właśnie na północ. To wszystko spowodowała selekcja i klimat, który przygotowali pół roku temu w Warszawie. Nie zawiodłam się również i we Wrocławiu, gdzie duet z Paryża pobił to, co się działo w stolicy. Większość czasu tańczyłam wręcz zaczarowana, bądź śledziłam występ niczym spektakl z trybun. Ciarki były, co myślę, że jest pewnym wyznacznikiem jakości.
FJAAK jako mocny kąsek nocy – w przenośni i dosłownie. Co prawda nie miałam okazji śledzić całości selekcji, jednak wystarczyły mi pierwsze pół godziny, by stwierdzić, że mury “stulatki” po tym występie nigdy nie będą takie same.
Opisane występy prowadzą do jednej konkluzji. Gdybym nie spróbowała, to bym nadal jęczała. Skład głównej sceny jak najbardziej się udał – spędziłam ponad 6 godzin niemalże cały czas w jednej przestrzeni, w której wszystko leciało jak powinno. Co jednak z drugą sceną? Tutaj nie ukrywam, że rzadziej zaglądałam. Miałam okazję chwilę spędzić przy aktach Pan JJ i Nur Jaber, które też były ciekawymi kąskami. Niestety, przegapiłam przy tym Kobosila. Chciałam się rozdwoić, no ale się nie da.
Oświetlenie gwiazdą wieczoru
Organizator promując wydarzenie dużą uwagę poświęcił efektom świetlnym. Wszak Follow The Step miało się czym chwalić, co udowodnili podczas tworzenia występu Borisa Brejchy w tej samej lokalizacji. Podczas Undercity oświetlenie było na równi muzyce. Najbardziej na siebie zwracały górne reflektory, które w pewnych momentach krzyżowały się, zwracając uwagę ku środkowi parkietu. Szczególnie uwagę przykuwało również oświetlenie zdobiące dach “Stulatki”. Okrągła kopuła otrzymała zdobienia w postaci diod i reflektorów, ułożonych pionowo ku górze. Inną, ciekawą formą górnej dekoracji były hexagonowe formy. Nie brakowało innych źródeł światła oraz laserów. Wszystko to tworzyło spójną całość.
Na drugiej sali, która przez swoją budowę trochę przypominała warszawski klub Smolna, światłami subtelnie ozdobiono kolumny, co pasowało do selekcji prezentowanej w tej przestrzeni.
Produkcja głównego parkietu bardzo przypadła mi do gustu. Chętnie wykorzystywałam dostępne miejsca na trybunach, by po prostu posiedzieć i popodziwiać muzyczno-wizualny spektakl. Niektórzy mogą się zapytać, czy pod tym względem Undercity pobiło event z niemieckim królem brzmień minimal? Trudno powiedzieć, gdyż nie miałam okazji uczestniczyć w tamtym wydarzeniu. Pomimo tego mam pewne ale. Marka festiwalu techno od Follow The Step od zawsze kojarzyła mi się z charakterystycznym sześcianem. Oświetlona kostka gościła w Warszawie zazwyczaj nad Djką, a ostatnio bezpośrednio nad publiką. We Wrocławiu mi tego elementu brakowało.
Podsumowanie
Warszawskie Undercity wspominam bardzo dobrze, dlatego mam trochę mieszane uczucia związane z edycją we Wrocławiu. To, co się działo na Torwarze pokazało, że Follow The Step można zrobić to jeszcze trochę lepiej. Nie chcę narzekać, gdyż wyjazdowa edycje zaliczam do udanych. Oświetlenie, jak i muzyka zrobiły robotę. O to głównie chodzi w imprezach tego typu. Lineup zaskoczył pozytywnie, a główna scena była miejscem, na którym spędziłam najwięcej czasu. Pozytywnym dodatkiem były dostępne dla publiki trybuny. Oczywiście, podobnie jak w stolicy, dla głodnych wrażeń przygotowano dogrywkę w klubie Ciało.
Uważam, że lokalizacja, jaką jest Hala Stulecia ma większy potencjał. Forma na planie koła dobrze wpasowuje się w klimat imprezy. Siedząc na trybunach miało się wrażenie, jakoby większość parkietu była pełna. Schodząc na dół zawsze spotykałam się z dużą ilością miejsca do tańczenia, czego często nie spotyka się na imprezach techno. Jednak brakowało mi charakterystycznych dla tej marki elementów, które chciałabym widzieć następnym razem. Na ten moment wiem, że z miłą chęcią zobaczę rozwój marki na obczyźnie przy okazji kolejnej edycji Undercity. Mam nadzieję, że do zobaczenia we Wrocławiu.