Kultura muzyki elektronicznej jest bardzo mocno zmaskulinizowana. Czasy się jednak zmieniają – i choć za deckami nadal przeważają męskie postacie, to każdy kolejny sezon przynosi coraz więcej kobiet i osób niebinarnych wykonujących zawód DJa. Mimo to, w dalszym ciągu w teledyskach, aftermovies festiwali czy na samych imprezach klubowych bądź outdoorowych płeć piękna służy jako wabik, nieraz mający większe znaczenie niż sama muzyka. Najlepszym przykładem na “szczucie ciałem” jest wideo do “Call On Me” Erica Prydza. Otoczenie wpisujących się w powszechnie panujące kanony piękna pań jest wizualnym dodatkiem, które przyciąga potencjalnych uczestników. Ludzie to wzrokowcy, a organizatorzy imprez chętnie to wykorzystują.
Na lokalnym poletku wiele miejscówek – nawet w większych miastach – oferuje kobietom darmowe (lub odpowiednio tańsze) wejście do klubu bądź darmowe napoje czy drinki. Logika jest prosta – za “płcią piękną” przybędą kolejni faceci, a to daje potencjał na wyższe wpływy z bramki (wszak bilety dla mężczyzn są nierzadko droższe) czy z baru. W kraju, gdzie wyjście na miasto często łączone jest z szukaniem potencjalnego partnera (czy to na jedną noc, czy na zawsze – nie wnikam), wabienie potencjalnej publiki w ten sposób jest – niestety – spotykane na porządku dziennym. Jednak czy powinniśmy to nadal akceptować?
We Wrocławiu wielkie XD
Temat ten jest tak stary, jak stary jest koncept klubów nocnych. Tego typu wydarzeń widzieliśmy więc już naprawdę niemało. Czasem jednak jest tak, że powodującą reakcję redakcyjną czarę goryczy przelewa pojedynczy popis kreatywności osoby wymyślającej motywy imprez. I taką sytuację mamy właśnie teraz.
W nadchodzący piątek w pewnym wrocławskim lokalu będzie miało miejsce wydarzenie o nazwie “Otwieramy sezon na GŁĘBOKIE DEKOLTY” (pisownia oryginalna). Kobiety, które zechcą się bawić w jednej z filii znanej marki klubów, w zamian za odpowiedni ubiór uzyskają odpowiednie profity. Ich lista widoczna jest w opisie wydarzenia.
Oficjalnie otwieramy sezon na głębokie dekolty ! Panie z dekoltem piją za free A to nie koniec niespodzianek !
Nie możesz tego przegapić ! Dołącz do wydarzenia już dziś!
DARMOWY wstęp dla Pań do 24:00
Fragment opisu wydarzenia na FB (pisownia oryginalna)
Na barach promocja 3x5zł do 24:00 !
Za mocniejsze odsłonięcie dekoltu, czyli – prościej mówiąc – większe ukazanie biustu, można będzie wejść bez opłaty do klubu oraz dostać darmowe trunki. To w zamian za bycie żywą zachętą i reklamą dla facetów, którzy będą skuszeni motywem imprezy wyjętym niczym z marzeń typowego pijanego wujka na weselu. Obie płcie będą więc zaspokojone. W teorii.
Sytuacja win-win, powiecie? Niby tak, ale nie do końca. Choć do chodzenia do klubów nikt nie zmusza, to swoją opinię na temat oferty danego miejsca jak najbardziej mieć mogę. A jaka ona jest? Powiedzmy sobie wprost – uprawianie w ten sposób marketingu to poziom dna, jak nie niżej. Osobiście, jako kobieta, której daleko do współczesnego feminizmu (a jako dowód niech świadczy mój wywód na temat tego, że nie powinniśmy wpychać kobiet na scenę klubową na siłę), odbieram to jako jawną obrazę mojej płci. Miejsce rozrywkowe nie powinno seksualizować nikogo – niezależnie od wieku, płci czy innych cech, a zwłaszcza argumentując to uzyskaniem profitów w zamian.
Co dalej? Może doczekamy się imprez, gdzie faceci za wejście z gołymi klatami będą mogli uzyskać darmowego drinka czy kilka piw? A może na parkiecie postawimy rurkę, widownię na której posadzimy facetów, i zrobimy konkurs striptizerski? Wówczas jednak proponujemy dołożenie do tego transmisji w formie pay per view – to da gigantyczne zyski! A przecież zysk jest językiem, który właściciele klubów rozumieją najlepiej (i co nas też specjalnie nie dziwi, wszak biznes klubowy to nie zbiór instytucji charytatywnych).
Oby tak dalej!
Taki sposób na reklamę zupełnie mnie (ani reszty redakcji, gdzie jednak dominują faceci) nie zachęca, a wręcz obrzydza. Ktoś może więc powiedzieć, że nie jestem targetem takich imprez. Oczywiście! Więc skąd oburzenie? Ano stąd, że takie zagrania są na porządku dziennym w polskiej kulturze klubowej. Przez takie zagrania buduje się bazę imprezowiczów i ją niejako wychowuje. Uczy się ich, że imprezy w takim smaku to normalka. Ktoś powie, że to nieprawda jest – a ja powiem, że do Pragi Centrum potrafią przyjść randomowe osoby myśląc, że przychodzą na imprezę techno, podczas gdy gwiazdą wieczoru są Lucas & Steve. Dlaczego przyszły? Bo taki jest sentyment wokół tego miejsca, że tam techno jest niemal zawsze. I tak samo to działa w wypadku miejscówek takich jak ta, której impreza sprowokowała mnie do napisania tego tekstu.
Dlaczego mnie to boli? To proste. Nieraz lokale, które na co dzień “zachęcają” niskich lotów marketingiem, zapraszają również interesujące nazwy sceny elektronicznej – tak lokalne, jak i zagraniczne. Mi, jako fance tego typu brzmień, zdarzało mi się na takie imprezy w takich miejscach przychodzić. Niestety, nigdy nie czułam się tam w pełni komfortowo. A to wszystko właśnie przez obecność takiej a nie innej klienteli, która została przyzwyczajona do pewnego rodzaju zachowań. Wśród klienteli nietrudno było więc o wielu łowców kobiecych zwierzyn – nawet, jeśli ta “zwierzyna” złowiona być nie chciała. Gdyby jeszcze działało “ale ja tu przyszłam potańczyć”, to byłoby spoko. Niestety – często bywało inaczej. Tego typu sytuacje powodują, że wyjątkowo rzadko decyduję się na samotne wyjścia w takie miejsca. I z całą pewnością nie jestem w tym osamotniona.
Nie zaskoczy mnie zupełnie, jeśli koncept wynagradzania głębokich dekoltów spowoduje niemałą frekwencję w lokalu. Co warto podkreślić – nie jest to wina samego właściciela klubu, a tego, jacy – jako ogół społeczeństwa – jesteśmy. Mamy wolny rynek i każdy ma swój sposób na budowanie brandingu. My zaś mamy wolność wyboru klubu, w którym przeżyjemy to, na czym nam zależy. I na pewno nie będzie brakować osób, które lubią po prostu się zabawić, jakkolwiek to rozumiecie. Można jednak mierzyć wyżej – i do tego zachęcamy włodarzy klubów.