2022 rok stoi pod znakiem pełnego powrotu branży koncertowej. Duże festiwale po trzech latach w końcu się odbyły, a przy okazji bez większych przeszkód odbywają się trasy halowe i klubowe. Każdy już ma dosyć pandemicznych, niepewnych czasów. Polska kreatywność organizatorów i obostrzenia pisane na kolanie i tak pozwoliły bawić się na imprezach w momencie, kiedy inne kraje mogły sobie pomarzyć o zabawie do muzyki w dużych zgromadzeniach.
Teoretycznie jest więc po staremu. Jednak, czy sprzyjają temu ruchy organizatorów imprez? Mamy pewne zastrzeżenia, które przedstawimy w formie grzechów głównych organizatorów.
Tak, będą konkretne case studies. Tak, oberwie się praktycznie każdemu dużemu promotorowi. Nie, nie będziemy bawić się w modne obecnie hejtowanie każdego za wszystko.
I. Odwoływanie artystów
Przy dużych imprezach ryzyko, że ktoś nie dotrze z różnych przyczyn jest wysokie. Ba, w redakcyjnym gronie już nawet nieraz się zakładaliśmy, ilu artystów nie zagra z powodów różnych. Zazwyczaj organizatorzy nie przewidzą, że coś się stanie. Czy to COVID, inna choroba, odwołany lot, problem z transportem, jak i wiele innych ciekawych utrudnień. Jednak publikując taką informację, trzeba to zrobić z klasą.
Tego nie zrobił Sun Festival, który dzień przed rozpoczęciem imprezy poinformował, że The Game nie dotrze do Polski. Zamiast niego na scenę miał wejść Rick Ross. Co prawda sama informacja oraz szybkie załatwienie alternatywy zasługują na pochwały. Niestety, niesmak pojawił się później – post informujący o zmianie w składzie w pewnym momencie… zniknął z social mediów, czyli najbardziej efektywnego środka komunikacji w dzisiejszych czasach. Spowodowało to zamieszanie wśród uczestników imprezy, którzy nie do końca wiedzieli, czy w końcu jakiś zagraniczny twórca tego dnia wystąpi. Na szczęście finalnie zadziałały komunikaty w aplikacji festiwalu. Jednak wszystko działo się na ostatnią chwilę.
Spekulowało się, że Jayceon do Podczela nie zawitał z powodów zdrowotnych. Jednak Bedoes na swoim Instagramie opublikował, że zawinił brak paszportu. Że o takich rzeczach musimy dowiadywać się od innych artystów… Tak, jak podczas Sunrise Festival o tym, dlaczego Marshmello nie wyszedł na scenę. W skrócie – MDT Production ma na przyszły rok poważną lekcję do odrobienia. Trzymamy kciuki.
II. Zastępstwa
Są ludzie, którzy po ogłoszeniu jednej z dziesiątek nazw, które będą tego dnia na festiwalu, biegiem kupują wejściówkę. Jednak co jeśli hotel został opłacony, cały wyjazd na imprezę zorganizowany, a niedługo przed samym wydarzeniem nasz ulubiony artysta oświadczy, że z występu nic nie wyjdzie? Niektórzy odsprzedają bilet, inni liczą na promotora, który z takich okazji próbuje wyjść obronną ręką i szuka zastępstwa. Słuchacz danego wykonawcy myśli o podobnym gatunkowo twórcy. Najczęściej w takich sytuacjach, jeśli występują one na godziny przed występem, do lineup’u wpadają Polacy, którzy wpisują się w konwencje danej sceny. Przykładowo taka sytuacja miała miejsce na Orange Warsaw Festival – i takie działania należy chwalić, wszak czasem lokalni działacze mogą zrobić lepszą robotę, niż zagraniczny alias.
Jednak gdy taka sytuacja ma miejsce kilka tygodni przed obiecaną imprezą, organizator ma możliwość znalezienia satysfakcjonującego obie strony muzyka. Z tym nie poradził sobie Follow The Step przy okazji tegorocznego FEST Festivalu. W miejsce reprezentanta house’owych brzmień – MK – dodano… psytrance’owego artystę. Astrix zadowoli wielu uczestników udających się na festiwal z myślą o Astral Stage, jednak tego typu zamiana wkurzyła słuchaczy spokojniejszej elektroniki. Nie tego się spodziewaliśmy po imprezie, która wielu przyciąga znajomością tematu, prezentowanej w postaci lineupu Kręgów Tanecznych i nie tylko.
III. Brak komunikacji
Nie, nie chodzi o transport – chociaż i nad tym wiele imprez masowych musi popracować. Podstawą sprawnego życia w społeczeństwie jest komunikacja, której brakuje podczas samych festiwali. I tutaj warto podkreślić ważną rzecz – media społecznościowe to nie wszystko! Oczywistym w dzisiejszych czasach jest to, że każdy z nas ma telefon w kieszeni. Jednak co jeśli zawini sieć, sprzęt ulegnie uszkodzeniu bądź go zgubimy? Są inne formy powiadomienia o tym, co się dzieje w danej chwili i interesuje uczestników.
Pamiętacie zdjęcia z ekranami scen Open’era, które mówiły o ewakuacji? To jedna z najszybszych i najprostszych form. W ten sam sposób proszono też o opuszczenie ludzi spod barierek, by zmniejszyć ścisk tłumu podczas nadchodzącego koncertu Twenty One Pilots. Gdyby tak, przykładowo agencja MDT Production (ale nie tylko) nauczyła się czegoś w tej materii od konkurencji? Plansze wyświetlane na LEDach (a te znaleźć mogliśmy na każdej ze scen Sunrise Festival 2022) też można wykorzystać do powiadomienia o zmianie timetable, bądź odwołaniu występu danego artysty. Dzięki temu na ostatniej edycji fani Marshmello nie wybuczeliby Sikdope, który wszedł wcześniej za decki, by ratować sytuację.
Nie chodzi tu jednak tylko o komunikaty ekranowe. Prawidłowe oznaczenia scen na miejscu, drogowskazy, totemy, wydrukowana mapa, menu przy barach… Tego brakuje na większości festiwali, co utrudnia szybkie dotarcie na wybrane koncerty. Druk takich rzeczy i ich projekt to mały procent kosztów przy wszystkich wydatkach na imprezę masową, więc czemu z tego się nie korzysta?
IV. Przyznanie się do błędu
Błędy to rzecz ludzka. Czasem nieodpowiednie zarządzanie wydarzeniem, w innym momencie kwestia losowa… Jednak przyznanie się do tego, że coś się wysypało, to zadanie przerastające wielu organizatorów. Krótki wpis, grafika z oświadczeniem, prezentujące co się stało, najlepiej wyjaśniające powód problemów i zawierające słowo “przepraszam”. To maksymalnie godzina, dwie roboty dla działu marketingu, a ile zmienia w postrzeganiu imprezy…
Po pierwsze – jako klienci mamy świadomość, dlaczego tak się stało. Wiadomo, można podważać szczerość komunikatu, jednak sama jego obecność zmniejsza to ilość domysłów, wypisywanych bzdur przez uczestników, potencjalnego hejtu i nie tylko. Po drugie – pokazuje, że dane sytuacje nie są normalne dla tej imprezy. Gdy takiej informacji brak – łatwo pomyśleć, że to, co jest chwilowym problemem, jest codziennością na tej imprezie.
Popatrzmy się na Sunrise Festival. Duże kolejki w piątek, problemy z płatnościami, przedostające się dźwięki z innych scen. Powody niektórych z nich znamy zza kulis, ale przecież nie każdy jest świadomy tego, co je spowodowało. Co więcej, wiele osób, pierwszy raz udając się na takie wydarzenie, widząc co się dzieje, może mniej chętnie brać pod uwagę udział w następnej edycji. Nie chodzi tu tylko o nowicjuszy festiwalowych, ale również tych, którzy znają realia u konkurencji (także tej zagranicznej). Gdy nie ma oświadczenia pokazującego, że organizator wie, co poszło nie tak, klient może (słusznie zresztą) twierdzić, że takie działania są na porządku dziennym. Stanie kilkadziesiąt minut w jednej czy drugiej kolejce, mając zakodowane podświadomie, że może powtórzyć się to za rok (no bo nikt nie zapewnił o tym, że się nie powtórzy), nie zachęca do ponownego kupna biletu.
V. Zerowy rozwój
Działa? To po co to zmieniać? Z perspektywy uczestnika tak funkcjonują giganci polskiej sceny. Najlepszym przykładem tego jest Open’er Festival, który przez wiele lat był pewny swego. Największa impreza gromadząca fanów wielu gatunków muzycznych zaprasza cenione nazwy, często nieosiągalne w Polsce w ramach tras stadionowych czy klubowych. Jednak nazwiska nazwiskami, bo sceny od lat jakie były, takie nadal są – wykonują swoje zadanie od lat w podobnej formie. Jednak w momencie, gdy na mapie rośnie potencjalny konkurent w postaci FEST Festivalu, uczestnicy takich spędów zobaczyli, że się da lepiej bądź inaczej. Zagięte ekrany, dodatkowe efekty świetlne, ich rozbudowa, nietypowe kręgi taneczne. To kilka z największych różnic w budowie śląskiego wydarzenia, które wybijają się na tle giganta od Alter Artu.
Konkurencja jest zdrowa i przyspiesza rozwój konkurujących inicjatyw. Po czym to zauważyć? Patrząc się na główną scenę Open’era, która w 2022 roku w końcu otrzymała więcej świateł. Można coś usprawnić? Jeszcze jak – szkoda tylko, że inicjatywa nie wychodzi sama z siebie.
VI. Brak rozeznania w środowisku
W erze internetu trudno zamykać się na samą Polskę. Jeśli coś jest stawiane za wzór, bądź jest najbardziej popularne na terenie naszego kraju, to nie znaczy, że identycznie jest w Europie, czy na całym świecie. Często mamy wrażenie, że lokalni działacze nie chcą zaglądać do tego, co mamy u naszych sąsiadów. Nie mówię o zdjęciach czy streamach, bo to wrażenia na żywo są najważniejsze. To, co z daleka może w obiektywie kamery wydawać się monumentalne, robić na nas ogromne wrażenie, z perspektywy naszych oczu stanie się zupełnie czymś innym. Jakość wykonania, sprzyjająca uczestnikom konstrukcja, która daje radę zarówno z bliska, jak i z daleka. Na trybunach, jak i stojąco. W dzień, jak i w nocy. O to chodzi.
Najlepszym przykładem jestem ja sama. Dopóki nie odwiedziłam wielu różnorodnych imprez, pierwsza styczność ze scenami Sunrise Festival była dla mnie czymś na najwyższym poziomie, niedostępnym dla nikogo innego. Nadal wysoko cenię sobie konstrukcje z 2019 roku, jednak mam też porównanie do tego, co się dzieje gdzie indziej. Obecnie wzorem, który miałam okazję zobaczyć są dekoracje i sceny Q-Dance. Nieważne gdzie stoisz, nadal jarasz się budową otoczenia i towarzyszącym im efektom czy ozdobom. Super byłoby, gdyby czołowemu polskiemu EDMowemu festiwalowi udało się podążyć tym szlakiem. Nawet, jeśli karnet miałby być nieco droższy.
VII. Nieopłacalne bookingi
Ten błąd popełnia wielu niedoświadczonych, bądź zbyt interesujących się specyficznym gatunkiem organizatorów – często żyjących w bańce świadomych odbiorców, gdzie dany niszowy artysta jest popularny. Chcemy spełnić swoje, jak i znajomych muzyczne marzenie, ale też wyjść na tym finansowo na plus, licząc na uczestnictwo innych osób. Wydajemy tysiące złotych na organizację, a tu zonk – prócz naszego najbliższego grona nikt nie przyjeżdża. My jesteśmy stratni, a nasz uśmiech trwa jedynie podczas seta, choć nawet i wtedy bywa już niewesoło… Niestety brutalną prawdą jest to, że najczęściej bardziej opłacają się głośne aliasy, niż te mniejsze, ambitniejsze.
Artyści mniej komercyjni mają uzasadnioną rację bytu na większych festiwalach. To tam wiele osób jest nastawionych na odkrywanie muzyki, a fundusze za zakup biletów mogą pokryć nawet bookingowy niewypał. Wtedy trochę lżejszy do przetrawienia będzie widok małego tłumu pod jedną z kilku(nastu) scen. W tym momencie idealnym przykładem jest występ Matisse & Sadko na ubiegłorocznym FEST Festivalu, który zgromadził tej edycji najmniejszą publikę na scenie Arena. Smutny widok był to.
VIII. Ignorowanie zdania klientów
“Ach, ci hejterzy wszędzie” – czasem mam wrażenie, że tak komentujących odbierają zespoły PRowe obsługujące imprezy. Co prawda, im większe wydarzenie, tym więcej trolli, skrajnych opinii, czy nawet wypowiedzi osób, których na tym terenie nie ma. Jednak wiele osób po prostu opisuje swoje doświadczenia, porównując je do tego, z czym się spotkali na innych wydarzeniach. Wyciąganie wniosków z głosu społeczeństwa ma sens. Nawet jeśli oferują oni absurdalne propozycje wyjścia z kryzysowej sytuacji, można ze zbioru różnych opinii wyciągnąć coś przede wszystkim realnego.
Pamiętajmy też, że grono uczestników jest różnorodne. Dla jednych może to być pierwszy festiwal w życiu, inni są weteranami danej imprezy, a kolejne osoby mogą skakać z koncertu na koncert, nawet poza granicami kraju. Możemy mieć osoby spoza Polski, czy nawet takich, którzy na co dzień zajmują się organizacją podobnych występów. To festiwale są dla ludzi, nie ludzie dla nich. Jeśli żyjemy w Europie i naszym targetem są osoby z różnych krajów, to musimy przystosować wydarzenie do norm panujących globalnie. Bądź wyprzedźmy innych, robiąc to jeszcze lepiej, niż zagraniczni giganci. Byle nie gorzej.
IX. Polscy artyści nie istnieją
Szczególnie polskie środowisko elektroniki ma jakiś problem, problem ze sobą (cytując Klocucha). Naprawdę – klienteli nie obchodzą wewnętrzne konflikty, bo muzyka ma łączyć, a nie dzielić. Mamy lokalnie dużo utalentowanych artystów, którzy za granicami występują regularnie na imprezach o dużej renomie. Nie chodzi o mało znanych jaśków herbaciarzy (przepraszam za taką nazwę), a o międzynarodowe marki. Jak jest z ich występowaniem w Polsce? Raz na jakiś czas, bądź w ogóle. Chcesz posłuchać aliasu X? Czekaj cały rok na imprezę Y, bądź wyjedź za granicę.
Wiadomo, mniejsza ilość wydarzeń z danym aliasem na plakacie marketingowo wypada dobrze. Wszak też nie chodzi o to, by grać na każdej możliwej imprezie. Jednak czasem wygląda to tak, że organizatorzy nie wiedzą, co mają pod nosem, zapraszając na siłę zagranicznych twórców, którzy paradoksalnie ściągną mniej osób, niż ci polscy.
To szczególnie kuje w przypadku funkcjonowania Areny na FEST Festivalu. Mamy kolejny raz pokaźny skład elektroniki z zagranicy, często głośnych, bądź po prostu radiowych aliasów. Gdzie są Polacy od EDMu? Bo na pewno nie w Parku Śląskim. Tak, tam znajdziemy mnóstwo lokalnych talentów, ale głównie tych popowych czy rapowych, a nie tych reprezentujących mainstreamowy EDM. Inna sprawa akurat z klimatami bardziej undergroundowymi – tutaj Follow The Step czerpie z polskiej sceny naprawdę obficie, za co należy propsować.
X. Nieodpowiednie rozmieszczenie terenu
Do każdych realiów trzeba odpowiednio się dostosować – i zbyt dużo scen na zbyt małej powierzchni w to się jak najbardziej wlicza. Takie wrażenie mam, gdy ponownie wracam na Podczele. Pięć muzycznych konstrukcji to nic nowego na naszym rynku – wszak na tylu od lat funkcjonuje Open’er Festival. Jednak impreza w Gdyni też rozmieszczona jest na dwukrotnie bądź trzykrotnie większej przestrzeni niż ta w Kołobrzegu. Już legendarne spacery po 10-15 minut między scenami nie brzmią za ciekawie, jednak na pewno brzmią one lepiej, niż nakładająca się na siebie muzyka.
To właśnie miało miejsce na Sunrise Festival 2022, gdzie w kluczowych momentach na Black Stage, prócz popisów techno, można było przez drugie ucho swobodnie słyszeć brzmienia ze scen house’owej i trance’owej. 3 w 1, ciekawa innowacja. A tak serio to nie.
Problemem był też ograniczony potencjał Blue Stage (bądź Label Stage w wypadku Sun Festivalu), szczególnie podczas występów headlinerów danego dnia. Może ktoś odpowiedzieć, że Open’erowe bądź FESTowe zadaszone sceny też mają ten sam problem. To prawda, ale Alter Art rozwiązał to w jakiś sposób W przypadku jednej z takich konstrukcji – Tent Stage – postawiono bowiem obok ekran transmitujący to, co się dzieje wewnątrz. Zbyt wykraczające poza budżet? To spróbujmy dokonać korekty ustawienia kontenerów. Przecież nie są one przyspawane na wieki wieków do podłoża…
Jednak by uczestniczyć w zabawie przy scenach, najpierw trzeba na festiwal wejść. Problem kolejek na Sunrise czy Sunie można rozwiązać… poszerzając główne wejście, bądź tworząc kolejne. W Gdyni są dwa, nie licząc wejścia na pole namiotowe. Choć i tak większość uczestników korzysta z tego pierwszego, to większa ilość przejść i ochrony sprawdzającej uczestników robi tu robotę.
XI. Niedobór w jedzeniu i piciu
Na odpowiednią ilość osób trzeba utworzyć dobrą infrastrukturę, a nie tylko dbać o wizerunkowe kwestie. Wystarczająco dużo punktów z jedzeniem i piciem pomaga w formowaniu się mniejszych kolejek, ale też przekłada się na większe koszta obsługi. Jednak przy mniejszych, też chętniej wraca się po uzupełnienie swoich potrzeb. Co zrobić, gdy jednak nie ma co już kupić?
Sunrise, Sunrise… Jak kibicuję z całego serca tej imprezie, tak już drugi raz spotykam się z tym samym problemem. Brak szeroko dostępnej wody pod koniec niedzielnej imprezy zastanawia już drugą edycję z rzędu. I tak – można było spotkać się z komentarzami, że później ktoś mógł ją nabyć. Jednakże, jeśli były jeszcze jakieś zapasy w pozostałych punktach, a te, w których brak występował o tym nie wiedziały, to jest coś nie tak. Po raz kolejny – zawiodła komunikacja. W takim przypadku logicznym rozwiązaniem jest informowanie klientów o możliwości nabycia jej dalej lub rozdzielenia zapasów między sprzedawców, u których jej brakuje.
To żaden hejt
Wszystkie grzechy główne mamy za sobą. Warto jednak je odbierać w odpowiedni sposób.
Niektórzy – w tym także włodarze festiwali – mogą teoretycznie odbierać ten felieton jako jakiś, za przeproszeniem, hejterski wysryw. Tymczasem nasza intencja jest zupełnie inna. Nam zależy na tym, aby polskie festiwale były jeszcze bardziej konkurencyjne na tle innych organizowanych w naszym regionie świata. Warto jednak pamiętać, że zmiana ta nie zajdzie poprzez twierdzenie, że problemów nie ma i uciszanie tych złych sygnalistów, którzy o problemach mówią głośno. Potrzebne są realne działania, które na przestrzeni kolejnych lat od ich wdrożenia mogą przyczynić się do bardzo pozytywnych skutków.
Polska scena eventów i festiwali stoi naprawdę dobrze. Teoretycznie można byłoby uznać, że “nie myli się ten, kto nic nie robi” i przejść do porządku dziennego. Niby tak, ale nie do końca. Dlaczego?
Tacy promotorzy, jak MDT Production, Follow The Step czy Alter Art na pewno mają zakusy na to, aby pokazywać się z jak najlepszej strony także za granicą. Jednakże, aby przyciągnąć fanów z zachodu, a przede wszystkim ich pieniądze, trzeba zaprezentować coś więcej niż zagraniczni promotorzy. Konkurencja jest naprawdę spora – ale skoro na Węgrzech czy w Serbii (czyli na zdecydowanie mniejszych niż nasze rynkach) dało się zorganizować międzynarodowe imprezy, to nie jesteśmy w stanie uwierzyć w to, że w krainie cebulą płynącej się nie da…
Przede wszystkim jednak – nie można zadowalać się tym, że w ogóle coś się zorganizowało i odbyło się bez krytycznych błędów. Jeśli chcemy być wyżej, musimy mierzyć wyżej. A przede wszystkim – uczyć się na błędach. I tu stawiamy kropkę.