Calvin Harris i Ellie Goulding mają za sobą już kilka udanych współprac. Utwory “I Need Your Love” i “Outside” docenili nie tylko słuchacze elektroniki, ale też innych gatunków – te numery wszak dość często gościły w światowych radiostacjach. Teraz, po 8 latach, doczekaliśmy się domknięcia trylogii. W ostatnich dniach światło dzienne ujrzało długo wyczekiwany “Miracle”.
Trochę historii…
Trzeba przyznać, że Calvin Harris całkiem umiejętnie nadał swojemu nowemu “dziecku” status “długo wyczekiwanego”. Pierwszy szum medialny wywołał na początku roku, wrzucając na Instagram zdjęcie ze studia z Ellie Goulding. Kilkanaście dni później dolał oliwy do ognia, zamieszczając na platformie próbki wokalu brytyjskiej piosenkarki. Niewiele ponad dwa tygodnie później na YouTube’owym kanale producenta pojawił się film, na którym Ellie śpiewa “Miracle” w 900-letnim kościele. Wtedy też poznaliśmy tytuł utworu. Jednak największy przedsmak dały nam nagrania z setów Calvina, których fragmenty znajdują się na social mediach DJa. Teraz, po 3 miesiącach wyczekiwania, fani duetu mogą cieszyć się pełnią utworu.
Calvin Harris zabiera nas w przeszłość
“Miracle” wyraźnie odbiega od brzmienia, do którego duet przyzwyczaił nas w “I Need Your Love” i “Outside”. Fani spodziewali się czegoś innego już po publikacji filmiku ze studia, na którym widać wartość BPM projektu, wynoszącą 143. Gwoli przypomnienia, tempo poprzednich numerów nie przekraczało 130 uderzeń na minutę. Ta odmienność nie sprawiła jednak, że utwór stracił na jakości. Wręcz przeciwnie – “Miracle” idealnie wpasował się w panujący trend “powracania do przeszłości”. Mimo, że jest świeżym towarem na rynku, u wielu może wzbudzić poczucie nostalgii i tęsknoty za trance’owymi brzmieniami z przełomu wieków.
Skuteczne (bo tak możemy nazwać działania Calvina, patrząc na entuzjazm fanów na wieść o kolaboracji z Ellie) promowanie niesie za sobą wielką odpowiedzialność. Bowiem jeżeli intensywnie nagłaśniany utwór okaże się klapą, rozczarowanie fanów będzie jeszcze większe. Brytyjski duet w pełni podołał tej odpowiedzialności.
Historia nauczyła nas, że przedłużanie trylogii zazwyczaj kończy się fiaskiem. Całe szczęście, wyjątek stanowi regułę. Poczekajmy kolejne 8 lat, a może Harris i Goulding uraczą nas czymś jeszcze.