Jeszcze dekadę temu chyba nikt nie spodziewał się, jak duży wpływ na światową scenę EDM będzie mieć Hardwell. Pochodzący z Bredy producent na przestrzeni lat pokazywał się fanom z różnych muzycznych stron, mając przy tym wszystkim jedno założenie – ma być energetycznie. Dlatego też jego muzyka po dziś dzień sprawuje się na głównych scenach festiwali jak należy. Jednakże ile osób, tyle opinii na temat twórczości Robberta. Tuż przed łódzkim koncertem postanowiliśmy więc kolektywnie powymieniać się swoimi ulubionymi kawałkami 34-latka. Czas na podróż (nie jedyną zresztą na naszych łamach) przez jego twórczość!
“Conquerors”
Michał Wiśniewski: Hardwell słynie nie tylko z dobrych produkcji, ale także występów na żywo. A tym towarzyszy najwyższy poziom energii od samego początku. Intra do setów Holendra to zawsze były szczególne numery, jak chociażby kultowe “Eclipse” czy “Who’s In The House”. Moim faworytem pod tym względem jest jednak “Conquerors” z 2018 roku, ostatniego przed przerwą.
Utwór został wykonany we współpracy z holenderską Metropole Orkest, która odpowiedzialna była za pierwszą, klasyczną część utworu. Świetnie wprowadza ona w nastrój do pierwszego, melodyjnego dropa. Później mamy już klasycznego Hardwella z anthemowym breakdownem i potężnym, big roomowym dropem finalizującym kawałek. “Conquerors” to świetna podróż przez różne muzyczne światy, doskonale wprowadzająca w każdy mainstage’owy set.
“Shine A Light”
Weronika Guder: Wśród utworów Hardwella znalazło się wiele takich, które można uwielbiać i które darzę jakąś sympatią. Wymieniłabym tu chociażby “Apollo” czy “Young Again”, czyli te kawałki ze złotego dla EDMu czasu. Jednak starając się wybrać jeden ulubiony, postawiłabym nieco inaczej, bo na “Shine A Light”.
Utwór, który jest wynikiem współpracy Hardwella z Wildstylezem od momentu release’u bardzo często gościł na mojej playliście. Dzięki niemu bliżej zainteresowałam się hardstyle’m, a ten do dziś króluje wśród słuchanych przeze mnie gatunków. Stąd więc pewnie ten ogromny sentyment. Doceniam w nim to, że jest emocjonalnym, ale nadal mocnym numerem, który wciąż świetnie się słucha.
“I Feel Like Dancing”
Julia Oziemczuk: Uważam, że pan „twardodobry” swoją karierę może podzielić na dwa rozdziały. Mi bardziej do gustu przypadł mi ten nowszy. „I Feel Like Dancing” to produkcja, przy której pierwszym odsłuchu byłam święcie przekonana, że palce w niej maczał Reinier Zonneveld. Zdecydowanie w moim osobistym rankingu jest to jeden z najlepszych utworów tego roku.
“Off The Hook”
Piotr Dobrowolski: Po ostatniej “rzezi” przy okazji głosowania DJ Mag TOP 100 DJs, dziś pochwalę Armina van Buurena za niedaleką przeszłość. “Off The Hook” to świetny pokaz mocnego uderzenia, zabawy tempem, build-upami, z zapadającym w pamięć motywem z drugiego breakdownu. To fantastyczna symbioza obu współtwórców, bo słychać tu zarówno Robberta jak i Armina. Pamiętam do dziś i mimo wielu dobrych singli, remiksów i kolaboracji, “Off The Hook” weszło w mój krwiobieg, trwając w nim do dziś.
“Spaceman”
Marcin Gappa: Lata świetności Hardwell’a i jeden z jego największych hitów. “Spaceman” ukazywało się w różnych wersjach, lecz zdecydowanie najbardziej do gustu przypada mi ta instrumentalna. To właśnie ona przyczyniła się do wzrostu popularności Holendra na świecie i brylowała ona na parkietach całego świata w momencie wielkiego wybuchu popularności EDM’u. Robbert od takich “klasycznych” dla niego dźwięków już odszedł jakiś czas temu, niemniej mam nadzieję, że raz na jakiś czas Hardwell wróci jeszcze do swoich korzeni. Nie mogę się doczekać, by w Atlas Arenie usłyszeć Rework wielkiego hitu z 2012 roku, choć tak naprawdę wolałbym, by zagrał oryginalną wersję
“Eclipse”
Janusz Kotoński: Ze względu na moją ogromną sympatię i sentyment do Hardwella, wskazanie mojego ulubionego utworu jego autorstwa jest nielada wyzwaniem. Wydaje mi się jednak, że najchętniej wracam do “Eclipse”. Do dziś pamiętam te ciarki na plecach, które miałem, gdy po raz pierwszy usłyszałem ten numer (jeszcze jako ID) w jakimś secie Holendra sprzed prawie już 10 lat. Uwielbiam, gdy po minutowym, spokojnym orkiestralnym intrze następuje uderzenie i wchodzi ta szalona melodia.
Do tego utworu mam też pewien sentyment. Praktycznie od początku mojej przygody z muzyką korzystałem z cyfrowych nośników. Tu się ściągnęło Basshuntera na MP3, tu ktoś przesłał “Explosion” przez blutacza… Płyty natomiast kupowałem tylko wtedy, gdy ich autorem był szczególny dla mnie artysta. I takim krążkiem był właśnie “United We Are”. Rozpoczynający go “Eclipse” towarzyszył mi także podczas mojej pierwszej legalnej przejażdżki autem, parę lat po zakupie płyty. Nie ruszyłem, dopóki nie usłyszałem tej zapewne wygenerowanej w DAWie, ale klimatycznej orkiestry. Idealny utwór do auta – oby zachował się przed zespołami marketingu firm motoryzacyjnych…
“Power”
Julia Oziemczuk: Nie ukrywam, że dawna twórczość Robberta do mnie zbytnio nie przemawiała. Na to również duży wpływ miała niechęć do większości bigroomowych produkcji. Jednak współpraca z KSHMRem miała tę tytułową „energię” płynącą z linii basu. Do tego utworu wracam do dnia dzisiejszego.