Bez kitu, organizatorzy odrobili lekcję. Sunrise Festival 2023 – relacja z dnia pierwszego

Były obietnice, pokora i wyciągnięte wnioski. Do pełni szczęścia zabrakło tylko pogody. Relacja z pierwszego dnia Sunrise Festival 2023.

festivaland

Organizatorzy Sunrise Festival przez ostatnie edycje (a głównie przez tą ubiegłoroczną) najwyraźniej testowali cierpliwość uczestników. Po zakończeniu ubiegłorocznej edycji przez kolejne tygodnie w mediach społecznościowych miała miejsce nieustająca drama. Wzajemne obrzucanie się błotem, nie zawsze trafnymi argumentami i pamiętny esej włodarza festiwalu, który wywołał mieszane uczucia stałych bywalców imprezy. To – z perspektywy pierwszego dnia imprezy – można jednak nazwać czasem przeszłym. To zabrzmi odważnie i ktoś może powiedzieć, że słodzimy, ale taka jest moja opinia – agencja MDT Production odrobiła lekcje. Inna sprawa to to, że tak mało licznej frekwencji w Kołobrzegu nie było już naprawdę dawno. A mam co pamiętać, wszak festiwal wschodzącego słońca odwiedzam już od 12 lat.

O dobrych i złych stronach kołobrzeskiej imprezy opowiem Wam w relacji z pierwszego dnia Sunrise Festival 2023. Smacznego!

Widzimy się pod sceną – tylko którą?

O tegorocznych scenach i ich rozmieszczeniu mogliście dowiedzieć się z naszych poprzednich artykułów.

festivaland

Mieliśmy do wyboru Red, White, Blue oraz Black. Zabrakło sceny Silver, ale z perspektywy ułożenia całego terenu wydarzenia postrzegam to jako dobrą decyzję.

pdc

Tour po scenach zaczniemy od Red Stage, która została skonstruowana zupełnie inaczej niż te dotychczasowe. Główna różnica względem 2022 roku to fakt, że nie jest to wielka ściana LEDów. Owszem, ekrany nadal stanowią główny element instalacji, ale tegoroczny zamysł jest z pewnością bardziej praktyczny. Niestety, nie każdy DJ ma do zaoferowania wizualizacje pokroju tych, które rok temu dowieźli chociażby Alesso czy Eric Prydz.

Dalej zaglądamy na Blue Stage, która wygląda niestety gorzej niż ta z roku ubiegłego. Owszem, jest w tym pewien pomysł i jesteśmy dalecy od twierdzenia, że tegoroczna instalacja jest zła – ale niestety mamy pewną słabość do tej ubiegłorocznej. Tak, jak mówiliśmy wówczas – scena Blue anno domini 2022, gdyby była tylko trochę większa, swobodnie mogłaby być sceną główną.

Zaimponowała nam z pewnością house’owa White Stage. Instalacja nie zachwyca wielkością, ale jesteśmy przekonani, że tutaj przy projektowaniu zadziałała zasada “lepiej mądrze niż dużo“.

Black Stage jest zaś najmniej zmodyfikowaną względem 2022 roku instalacją na Sunrise Festival. Trzon, zaprojektowany pod ubiegłoroczny takeover Carla Coxa, został praktycznie niezmieniony, zaś różnicę robią dekoracje przejawiające inspirację Burning Man’em. Tegoroczna arena z muzyką techno zyskała dzięki temu z pewnością niemało klasy.

O muzyce

Imprezę zacząłem po 22, a to za sprawą wcześniejszej chęci pożegnania się ze słońcem z perspektywy plaży. Była to dobra decyzja, mając na uwadze deszcz podczas seta Paula Kalkbrenner’a na main stage oraz nawałnice o poranku.

festivaland

pdc

Załapałem się na końcówkę seta Öwnboss’a, ale ciężko mi coś na jego temat powiedzieć – zbyt mała próbka. Właściwą zabawę rozpocząłem więc od setu formacji Tinlicker. Melodyjny house z domieszką mroczniejszych dźwięków był idealnym wprowadzeniem do występu gwiazdy wieczoru, którą niewątpliwie był Paul Kalkbrenner. Z racji tego, że zdecydowanie mi bliżej do ciemnych barw elektroniki, na pół godziny przed wejściem na scenę Paula Kalkbrenner’a zawitałem na Black Stage posłuchać Massano. Poznałem jego twórczość jakiś czas temu – i to nie przy okazji popularnego “The Feeling”, a za sprawą remiksu dla formacji Depeche Mode. I to właśnie ta wersja “Ghosts Again” przekonała mnie do głębszego śledzenia twórczości Brytyjczyka.

Wybiła północ, więc kierunek był dla mnie prosty – Red Stage, gdzie przez następne 90 minut bawiłem się do jednego z najbardziej małomównych, ale przy tym moich ulubionych artystów. Początkowe minuty występu Paula Kalkbrennera były dość stonowane, spokojne, wręcz trochę przydługie. Ale to, co wydarzyło się później, było niesamowite! Byłem już na paru występach Niemca i moim zdaniem to ten był najlepszy. To, co mnie wyjątkowo cieszy, to zagranie najnowszego singla, o którym parę dni temu pisaliśmy na naszych łamach.

Mogliśmy usłyszeć także kultowe “Feed Your Head”, któremu magii bez wątpienia dodał deszcz. Niestety, opady stały się dość srogie, ale jak już ma padać na festiwalach, to właśnie w takich momentach! Po gromkich brawach na koniec występu udałem się na dalszy melanż z muzyką techno na Black Stage. Zanim jednak to nastało, przez kolejnych 5 minut stałem jak wryty. Do gry powrócił bowiem dobrze znany z edycji sprzed lat Megamix, teraz nazwany Multimedia Show. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie i nie mogę się doczekać dzisiejszej powtórki.

A teraz wracamy do pełnoprawnej zabawy. Set KAS:ST śmiało zestawiam na równi z występem Kalkbrennera. Tam energii było pod korek. Pierwszą noc Sunrise Festival 2023 skończyłem na secie duetu CamelPhat, który jak zwykle nie zawiódł.

Nie tylko muzyka

W ubiegłym roku kwestie pozamuzyczne były tą gorszą stroną Sunrise Festival. Uczestników uwierały kolejki do każdej otwartej kasy, brak powszechnego dostępu do wody w niektórych momentach, problemy z płatnościami oraz naprawdę kiepski stan sanitariatów. Przenosimy się do teraźniejszości i trafiamy na niemalże zupełną odwrotność tego, co zastałem rok temu.

Barów było dużo, kolejek praktycznie wcale, lodówki pełne napojów, a jedzenie przygotowywane bez większej zwłoki. Co z cenami? Za wodę należało zapłacić 10 zł, za piwo 0,33l lub różnorakie softy – 15 zł, za drinki zaś należało zapłacić 25 zł. Od tej ceny zaczynały się zresztą stawki za jedzenie. Słowem – festiwalowa klasyka.

festivaland

Jeszcze słówko o toaletach – prawdopodobnie to w tym miejscu najbardziej dobitnie widać, że organizatorzy odrobili lekcje. Winszuję.

Czas iść spać, pole namiotowe czeka

Jak każdego roku śpię tak blisko terenu imprezy, jak to tylko możliwe. Zachłanny morza i plaży, postanowiłem zamieszkać na festiwalowym polu namiotowym, gdzie zameldowałem się już w czwartek wieczorem. Moje pierwsze wrażenie? Coś tu pusto… Przekonywałem sam siebie, że w piątek będzie lepiej. Niestety – nie jestem wybitny z matematyki, ale orientacyjnie na dwa namioty przypada jeden ToiToi. Nic, tylko korzystać!

No ale dobrze – wyspałem się, więc czas coś zjeść. Na miasteczku festiwalowym, jak co roku czekają obfite śniadania w cenie 40 zł. Jeśli ktoś chce kupić jakieś owoce, przekąski czy wodę, to z pomocą przychodzi Kaufland. Wzorem innych festiwali – jak chociażby kolaboracja Lidla z Airbeat One w Niemczech czy z polskim Pol’and’Rockiem, u nas sieć marketów oferuje na swoim stoisku produkty za niskie, a nawet hurtowe ceny. Dla tych, którym mało, w godzinach 10.00 – 18.00 co 2 godziny odjeżdża spod pola namiotowego bus do kołobrzeskiego Kauflanda. Naprawdę kapitalny pomysł!

Jeśli ktoś chce w pełni poczuć klimat festiwalowego miasteczka w SunCity, to może liczyć na odbywające się od rana liczne atrakcje. Wśród nich joga na wodzie czy wakeboard, a to wszytko w akompaniamecie delikatnych melodii house przez cały dzień. Miasteczko pod tym względem nie różni się wiele od ubiegłorocznej edycji – choć przestrzeni przygotowanych pod uczestników jest więcej.

Muzycznie i organizacyjnie? Świetnie! Tylko dla kogo…

Oczywiście, że zawsze znajdą się niezadowolone osoby, którym wiecznie mało. Jednakże obecnie nie ma co sugerować się opiniami malkontentów. Sunrise Festival zrobił wieki postęp względem poprzednich edycji. Mówię tu niemalże o wszystkich aspektach. Mamy w końcu normalną, bezgotówkową (i gotówkową też, ale w ograniczonej mierze) formę płatności. Asortymentu na barach oraz stanowiskach gastro, zdecydowanie nie brakowało. Nareszcie Sunrise otworzył się na sponsorów, dzięki czemu stref partnerskich jest znacznie więcej niż wcześniej. Strzałem w dziesiątkę jest oczywiście minisklep Kauflandu, który nie zdziera z festiwalowiczów jak z kobył. Gołym okiem widać również zmianę podejścia do lineup’u – aczkolwiek to kwestia na tyle indywidualna, że nie podejmuję się polemiki w tym temacie. Chciałoby się rzec: “Dlaczego tak późno?”. Bo odnoszę wrażenie, że problemy roku ubiegłego – podobnie zresztą, jak inflacja – spowodowały zauważalnie mniejszą frekwencję zarówno na polu namiotowym, jak i na samym festiwalu. Owszem – ludu nie brak i pod scenami bawiących się osób można znaleźć niemało. Ale porównując to z pierwszymi dwiema edycjami w Podczelu, to niestety widać różnicę.

Przed nami drugi dzień festiwalu. Z informacji udostępnionych przez Organizatora, wyprzedane są wyłącznie bilety VIP, zaś zwykłe wejściówki dostępne są na stronie festiwalu oraz w kasach biletowych. Jak będzie dziś? Czy ludzi będzie więcej i czy bardzo dobre wrażenie z dnia pierwszego zostanie utrzymane? O tym opowiem wam już jutro.


foto: Gromysz / własne

festivaland

Total
0
Shares
☕ Postawisz nam kawusię?